Dziś po południu Olga Tokarczuk odbierze w Sztokholmie Literacką Nagrodę Nobla. Poza ogromnym prestiżem jest to też konkretna kwota pieniędzy – 9 milionów koron szwedzkich, czyli około 3,5 milionów złotych. Nobel dla Tokarczuk, a dokładnie jego ogłoszenie, zbiegło się z listopadowym finałem kampanii wyborczej. W jej trakcie ówczesny minister finansów Jerzy Kwieciński oznajmił na Twitterze: „Podjąłem decyzję o zaniechaniu poboru podatku PIT od przychodów związanych z Nagrodą Nobla”. Minął równo miesiąc, a odpowiedniego rozporządzenia… brak.
Dziś Ministerstwo Finansów ma nowego szefa – Tadeusza Kościńskiego. Nie zabierał on do tej pory głosu w sprawie „noblowego” rozporządzenia. Ale za pośrednictwem swojego biura prasowego oznajmił dziś, że przepis zdąży wprowadzić do końca roku. Nie będzie jednak ścieżki przyspieszonej, a decyzja musi zostać poprzedzona konsultacjami zewnętrznymi. Czyli czymś, o czym posłowie naszej partii rządzącej, szczególnie w sprawach ustaw sądowych, powoli zapominają. Ale resort słowa ma dotrzymać – ani Olgi Tokarczuk, ani jakichkolwiek przyszłych laureatów, podatek od Nobla nie będzie dotyczyć.
Nobel dla Tokarczuk – ile wyniósłby podatek?
Według różnych wyliczeń polska pisarka musiałaby przekazać państwu ze swojej nagrody od około 400 tysięcy złotych aż po ponad milion. Wszystko zależy od tego jak zinterpretowany zostałby fakt uzyskania takiego honorarium od Akademii Szwedzkiej. Gdyby uznać je za nagrodę w konkursie literackim, podatek wynosiłby dokładnie 10 procent. Plus obowiązkowa danina solidarnościowa (jeszcze niedawno – na niepełnosprawnych, dziś – na doraźne potrzeby rządu), czyli 4%. Jeśli uznano by 9 milionów koron szwedzkich za wynagrodzenie za działalność wykonywaną osobiście, mówilibyśmy już o potrąceniu z nich 20% podatku. Wreszcie w grę wchodzi jeszcze normalny dochód i stawka 32 procent, ale ta interpretacja jest najmniej prawdopodobna. Zresztą teraz to już tylko wróżenie z fusów, bo podatku, wszystko na to wskazuje, nie będzie.
Kampania wyborcza to zawsze czas grania na emocjach. Z pewnością te pozytywne wywołała deklaracja ministra Kwiecińskiego z 10 listopada. Dziś jednak kurz opadł i resort finansów musi zrobić to, co najmniej romantyczne, czyli dopełnić żmudnych formalności. Choć grono polskich laureatów Nagrody Nobla jest już naprawdę imponujące, to raczej fiskus nie musi się obawiać, że będzie regularnie tracił miliony z niepobranego podatku. Dlatego lepiej by ministerstwo finansów się pospieszyło. Bo jeśli nie zdąży z rozporządzeniem do końca grudnia, może zafundować sobie na nowy rok długi festiwal wstydu i niesmaku.