Emerytura zależna od liczby dzieci to najnowszy pomysł rządu. Ma w teorii podnieść przyszłe emerytury oraz zachęcić Polaków do posiadania większego potomstwa. W teorii ma same plusy. A jak w praktyce?
Wszystko zaczęło się od wywiadu pełnomocnika rządu ds. polityki demograficznej dla Dziennika Gazeta Prawna. Pani Barbara Socha podniosła alarm, że jeżeli nie zmieni się mentalność Polaków, to do końca stulecia zostanie nas tylko 17 milionów. Na naszych łamach też informowaliśmy, że 500 plus nie działa, a Polsce grozi zapaść demograficzna. Dane Głównego Urzędu Statystycznego nie napawają optymizmem, Polacy odkładają posiadanie potomstwa na później. Statystyczna Polka pierwsze dziecko urodzi w wieku 28 lat. Aby zapewnić stabilny wzrost liczby ludności potrzeba około 210-225 dzieci na 100 kobiet w wieku rozrodczym. Tymczasem w Polsce wskaźnik ten wynosi 145. To o wiele za mało. Są różne pomysły na zwiększenie liczby Polaków. Do większej dzietności miało zachęcić 500 plus. Poseł Artur Soboń postulował, że najwyższy czas na podatek od bycia singlem – bykowe. Właśnie poznaliśmy kolejny pomysł.
Emerytura zależna od liczby dzieci ma pomóc w utrzymaniu populacji
Więcej informacji na temat pomysłu podaje Gazeta Wyborcza. Zgodnie z doniesieniami na wysokość emerytury miałaby wpływać liczba dzieci. Po prostu dziecko miałoby obowiązek przekazania 1 procenta swoich dochodów dla rodzica. Ten procent byłby odliczany od podatku. A rodzic miałby wybór, czy dopisać otrzymaną kwotę do dochodu lub do kapitału emerytalnego. Jakby to wyglądało na liczbach? Załóżmy, że dziecko otrzymuje 6500 zł w Biedronce. Miesięcznie oddawałoby rodzicom z tego 65 zł. To 780 zł rocznie dodatkowego wsparcia. Jeżeli rodzic ma 6 dzieci i każde z nich pracuje w Biedronce na takim samym stanowisku to miesięcznie otrzymywałby 390 zł dodatkowo. Niestety pomysł nie precyzuje, co w sytuacji gdy rodziców jest dwóch. Czy każde z nich otrzyma po jednym procencie, czy każde po połowie.
Emerytura zależna od liczby dzieci ma parę luk
Oczywiście projekt ma więcej dziur – co w sytuacji, gdy rodzice są rozwodnikami? Co w sytuacji, gdy ojciec wyszedł po papierosy 15 lat temu i nadal nie wrócił? Czy w takim przypadku obowiązek łożenia na rodzica również byłby utrzymany? Co w sytuacji, gdy rodzic korzystał z porad zawartych w książce „Pasterz serca dziecka” i bił swoje potomstwo? Czy wtedy dziecko byłoby zwolnione z utrzymania rodzica, czy byłaby konieczność przeprowadzenia postępowania sądowego? Nie ma jeszcze informacji od kiedy dziecko ma obowiązek dokładać się do emerytury rodzica – czy od początku swojej kariery zawodowej, czy dopiero jak rodzice przejdą na emeryturę. Ponadto kontrowersje budzi fakt, że nie każdy może mieć dzieci. Takie osoby będą dyskryminowane przy naliczaniu emerytur. Wysokość emerytury powinna być powiązana z pieniędzmi przekazanymi do ZUS w ramach składek, a nie z liczbą dzieci wydanych na świat.
Emerytura zależna od dzieci to nie jest rozwiązanie na brak dzieci
Zastanawiające jest dlaczego nikt nie chce stworzyć kompleksowych rozwiązań zachęcających do posiadania potomstwa. Od sprawnie funkcjonującej sieci żłobków i przedszkoli, po system urlopów rodzicielskich, opiekę medyczną i inne ułatwienia dla rodziców. Pomysłodawcy emerytury zależnej od liczby dzieci wskazują Czechy jako miejsce, gdzie emeryturę powiązano z liczbą dzieci. Tylko tam od potomstwa zależy wiek, w którym można przejść na emeryturę. Ale nie miało to wpływu na wzrost dzietności u naszych południowych sąsiadów. Węgrzy w celu zwiększenia populacji wprowadzili bezpłatne zabiegi in vitro w całym kraju. Na to ostatnie nie ma co liczyć w Polsce ze względu na konserwatyzm światopoglądowy. A to z in vitro rodzi się więcej dzieci niż z naprotechnologii. Zostają tylko kolejne pomysły, które zamiast zwiększać liczbę urodzeń prowadzą tylko do większego zasilania budżetu ZUS. Kwestią czasu jest, że system emerytalny zbudowany na rozdawnictwie rozsypie się jak domek z kart. Bo rozdawnictwo pieniędzy nie prowadzi do niczego dobrego.