Najwyższa Izba Kontroli w ostatnich miesiącach zaczęła baczniej przyglądać się poczynaniom władzy. Zwłaszcza tak strategicznym z punktu widzenia obozu rządzącego instytucjom jak chociażby ministerstwo sprawiedliwości. W planie kontroli na ten rok znajduje się TVP i NBP. Przypadkiem zupełnym teraz CBA zatrzymało syna prezesa NIK.
Rządzący bardzo chcieliby się pozbyć Mariana Banasia ze stanowiska prezesa NIK – ten jednak nie ustąpił
Parę miesięcy temu obserwatorzy sceny politycznej żyli aferą z prezesem NIK w tle. Marian Banaś miał zataić w swoim oświadczeniu majątkowym chociażby dochody z prowadzenia w jednej ze swoich nieruchomości prowadzenie hoteliku na godziny. W grę wchodziły także kontakty z osobnikami z małopolskiego półświatka. Sprawę już wówczas badało Centralne Biuro Antykorpucyjne.
Kiedy sprawa zrobiła się głośna, partia rządząca chciała skłonić prezesa NIK do ustąpienia ze stanowiska. PiS nie mógł Banasia tak po prostu odwołać, gdyż pełni funkcję będącą jednocześnie konstytucyjnym organem państwa – z jasno określoną kadencją. Rządzący nie zdecydowali się w tym przypadku na wątpliwe konstytucyjne sztuczki z reorganizowaniem NIK za pomocą ustawy.
Być może Marian Banaś by zrezygnował z pełnionej funkcji, skoro partia która zapewniła mu stanowisko grzecznie prosiła. Problem w tym, że rządzący prezesa NIK postanowili się pozbyć w sposób nazbyt medialny. Co więcej, jego syn w tym samym czasie został zwolniony z posady w banku Pekao. Banaś postanowił więc trwać. Plany kontroli na rok 2020 wskazują przy tym, że przed kolejnymi ważnymi wyborami kontrolerzy NIK mogą wejść w miejsca, w których prawdopodobnie coś by się ciekawego znalazło.
Czy to przypadek, że CBA zatrzymało syna Mariana Banasia akurat teraz, kiedy przedwyborcza walka nabrała rozpędu?
Przypadki związane z Jakubem Banasiem się w tej sprawie powtarzają. Teraz bowiem CBA zatrzymało syna prezesa NIK. Co więcej, służba ta postanowiła przeszukać nieruchomości należące do Mariana Banasia, a także mieszkanie jego córki. Według Gazety Wyborczej funkcjonariusze mieli szukać gotówki, kosztowności oraz cennych dzieł sztuki. Warto przy tym zauważyć, że prezesa NIK chroni immunitet. Adwokat reprezentujący Banasia podkreśla, że działania CBA są w takim wypadku niezgodne z prawem.
Oczywiście, prezes Najwyższej Izby Kontroli – a więc najważniejszego państwowego organu kontrolnego – powinien być osobą kryształowo czystą. A przynajmniej nieuwikłaną w poważny skandal tego rodzaju co w przypadku Mariana Banasia. Niestety, zarzuty na nim ciążące są bardzo poważne. Niezależnie od tego, której stronie politycznego sporu się kibicuje, nie sposób nie zauważyć, że w całej tej sytuacji nie gra coś bardzo istotnego.
CBA zatrzymało syna prezesa NIK w tej sprawie, w innej byłego posła PiS – słynnego „Agenta Tomka”
Warto się bowiem zastanowić, co by było, gdyby prezes NIK faktycznie zrezygnował ze stanowiska. Czy dziś też byśmy się dowiedzieli, że CBA zatrzymało syna Mariana Banasia? Chciałoby się w to wierzyć. W przeciwnym wypadku oznaczałoby to w końcu, że służby naszego państwa tak naprawdę są gotowe realizować zamówienie ze strony większości parlamentarnej.
Są w końcu mocne przesłanki wskazujące na taki obrót sprawy. W tej chwili to rządzącym najbardziej zależy na pozbyciu się Mariana Banasia ze stanowiska. Pomogłoby to w końcu budować narrację, że „my przynajmniej swoich czarnych nie kryjemy za wszelką cenę”. Zwłaszcza przed wyborami prezydenckimi. Tymczasem CBA zatrzymało, w zupełnie innej sprawie, także słynnego „Agenta Tomka”. Śledztwo dotyczy nieprawidłowości w funkcjonowaniu fundacji Helper.
Przypomnijmy: Tomasz Kaczmarek był posłem Prawa i Sprawiedliwości. Już w listopadzie postawiono mu zarzuty wielomilionowych defraudacji i udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Wtedy jednak nie zdecydowano się na jego tymczasowe zatrzymanie. Co się zmieniło? „Agent Tomek” przeszedł po drodze „wewnętrzną przemianę” i zaczął krytykować swoich dawnych politycznych mocodawców. Cóż za kolejny zbieg okoliczności…
Gdyby PiS i Banaś nie toczyli sporu, to czy NIK kontrolowałoby tak wnikliwie a organy ścigania zajmowały się tak skrupulatnie jej prezesem?
Ta sama większość parlamentarna powołała Mariana Banasia na stanowisko prezesa Najwyższej Izby Kontroli. Inna służba, bo Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, nie wszczęła w porę postępowania kontrolnego w jego sprawie – pomimo posiadania mocnych przesłanek. Z drugiej strony, ministra koordynatora służb specjalnych musiał ułaskawiać prezydent – i to przed prawomocnym wyrokiem sądu.
To być może uchroniłoby NIK i większość parlamentarną przed wyborem potencjalnie niewłaściwej osoby na prezesa. Tyle tylko, że afera tak czy siak by wybuchła: Banaś był wcześniej szefem Krajowej Administracji Skarbowej, a także – krótko – ministrem finansów. Pisaliśmy już na łamach Bezprawnika o mafii VATowskiej zakonspirowanej właśnie w Skarbówce.
Rządzący starają się pociągnąć do odpowiedzialności osoby z kręgów władzy, które popadły w konflikt z prawem? Tyle tylko, że to oni najpierw te osoby w kręgi władzy prowadziły i stworzyły sposobność do takiej działalności. Co więcej, ktoś złośliwy mógłby stwierdzić, że do odpowiedzialności pociągane są te osoby które akurat warto pociągnąć. Albo które dały się złapać i władza po prostu nie ma innego wyjścia.
Nie sposób również nie zauważyć, że sam prezes NIK również nabrał niewytłumaczalnej ochoty, by nagle zlecić kontrole mogące potencjalnie uderzyć w obóz rządzący. Tutaj również można zadać sobie pytanie: czy gdyby PiS nie próbowało tak niezręcznie pozbyć się prezesa NIK, to podległa mu instytucja przyglądałaby się tak krytycznym okiem programowi „praca dla więźniów”, czy zakupem programu Pegasus?
Wypadki dookoła prezesa NIK sugerują, że najważniejsze organy państwa właściwie zostały niemalże sprywatyzowane przez polityków
Teraz możliwych jest kilka scenariuszy. Być może to, że CBA zatrzymało syna Mariana Banasia skłoni go ostatecznie do rezygnacji. Bardzo możliwe jednak, że prezes NIK będzie trwał na swoim stanowisku – do końca kadencji, lub ewentualnie do prawomocnego wyroku skazującego. Takiej ewentualności przecież nie można wykluczyć, choć prokuratura nie postawiła mu przecież jeszcze żadnych zarzutów. Być może do tego czasu kontrole NIK jeszcze uważniej przyjrzą się poczynaniom instytucji podlegających rządzącym.
Niezależnie jednak od tego co się wydarzy, nasze państwo ma kolejny problem. Polacy na pozór nie życzą sobie, by politycy żerowali na państwie i dorabiali się dzięki stanowiskom. Świadczy o tym co najmniej niechętny stosunek do płac na najważniejszych stanowiskach w państwie, czy w ogóle w administracji. Jednocześnie jesteśmy strasznie biernym narodem, rzadko okazującym politykom niezadowolenie z ich postępowania w taki sposób, by ci zrozumieli przekaz jako brak przyzwolenia.
Dopóki to obywatele nie wymuszą na swoich reprezentantach traktowania naszego wspólnego dobra jako coś więcej, niż ich prywatny folwark, dopóty kolejne instytucje państwa będą powoli prywatyzowane. W końcu prawo najwyraźniej nie stanowi już żadnej granicy. Kultury politycznej zaś w Polsce po prostu nie ma żadnej.