W trakcie epidemii wydawać by się mogło, że wszystkie ręce do pracy dostępne w służbie zdrowia są na wagę złota. Tym bardziej dziwią doniesienia z różnych stron Polski. Ich cechą wspólną jest położna bądź pielęgniarka zwolniona za krytyczne relacjonowanie w mediach społecznościowych sytuacji. Także lekarze dostają zakazy kontaktów z mediami. Czy to już cenzura?
W trakcie epidemii społeczeństwo ma prawo do rzetelnej informacji o sytuacji i działaniach państwa
Konstytucja zapewnia wszystkim wolność wyrażania swoich poglądów oraz rozpowszechniania informacji. Nie jest to oczywiście prawo niczym nieograniczone. Na przykład godzenie pomówienie czy znieważenie kogoś, ewentualnie naruszenie jego dobrego imienia, może jednak oznaczać jakąś formę odpowiedzialności prawnej.
To jednak najczęściej przypadki nazbyt radykalnej opinii, czy zwykłego rozmijania się z prawdą. Co jednak, jeśli w grę wchodzi jedynie relacja z tego, co dzieje się w miejscu pracy? Zwłaszcza w sytuacji, gdy od sprawnego funkcjonowania tegoż zależy zdrowie i życie wielu ludzi. Epidemia koronawirusa to szczególny moment, w którym obywatele woleliby wiedzieć jak naprawdę wygląda przygotowanie służby zdrowia do radzenia sobie z zagrożeniem.
Tymczasem okazuje się, że właśnie wśród pracowników ochrony zdrowia pojawia się tak jakby cenzura. Osoby mówiące rzeczy niekoniecznie zgodne z obowiązującą narracją są uciszane. Czasem wręcz zwolnieniem dyscyplinarnym. Jedna zwolniona pielęgniarka już w tej chwili wydaje się być raptem wierzchołkiem góry lodowej.
Zwolniona pielęgniarka z Nowego Targu nieopatrznie zakwestionowała zaopatrzenie w sprzęt ochronny w swoim szpitalu
Najbardziej medialnym przypadkiem w tej chwili jest chyba sprawa położnej ze szpitala w Nowym Targu. Żeby stracić pracę wystarczyło opublikować na Facebooku zdjęcie w masce ochronnej opatrzonej opisem. W tym znalazła się relacja, że w jej szpitalu nie ma podstawowego zabezpieczenia przed koronawirusem. Pojawił się także wątek prowizorycznej maski ochronnej zrobionej z wykorzystaniem ręcznika papierowego. Zwolniona pielęgniarka zapowiada odwołanie się od decyzji do sądu pracy.
Można by się było zastanawiać, czy faktycznie nie chodzi o ochronę dobrego imienia szpitala. Być może sytuacja faktycznie nie jest aż tak ciężka a informacje przekazane przez kobietę są nieprawdziwe. Tyle tylko, że także lekarza zaczynają się skarżyć na próby krępowania swobody ich wypowiedzi.
Jak podaje Dziennik Gazeta Prawna, temat zaopatrzenia w środki ochronne okazuje się być drażliwym tematem dla dyrekcji szpitala. Na tyle, że lekarze muszą się liczyć z ustnym zakazem kontaktów z mediami. Sam Dziennik miał zgromadzić w ciągu kilkunastu godzin przeszło 30 tego typu relacji. Również w nich pojawiają się wątki zwolnień dyscyplinarnych, czy nakładania na niepokornych kar finansowych. Nie sposób nie uznać takich działań jak próby zastraszenia personelu. Pytanie brzmi: po co ktoś miałby to robić?
Lekarze skarżą się, że także ich dyrektorzy szpitali starają się kneblować im usta – ci mogą działać przede wszystkim w swoim interesie
Łatwo w takiej sytuacji szukać winnych wśród władz, które rzekomo miałyby chcieć ukryć przed obywatelami nie dość dobre przygotowanie służby zdrowia do walki z epidemią. Także takie sugestie pojawiły się we wspomnianych relacjach. Tego typu cenzurę mają powiązanym z partią rządzącą dyrektorom szpitali narzucać jacyś bliżej niesprecyzowani „urzędnicy z Warszawy”.
Rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia stanowczo zaprzecza takim rewelacjom. Wprost twierdzi, że nie ma podstawy prawnej do ustanawiania tego typu zakazów. Do sprawy położnej z Nowego Targu odniósł się też sam minister Łukasz Szumowski. Stwierdził, że zarówno zwolniona pielęgniarka, jak i dyrekcja szpitala, zareagowali zbyt nerwowo – ale w tym konkretnym przypadku nie ma podstawy do zwolnienia dyscyplinarnego. Nie ma powodu, by Ministerstwu Zdrowia nie wierzyć.
Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest jednak autocenzura, działanie na dużo niższym szczeblu, niż rząd czy Ministerstwo Zdrowia. To faktycznie poszczególni dyrektorzy szpitali, w obawie o rozliczenie przez zwierzchników, mogą starać się uciszyć niewygodne głosy z własnego poletka. W końcu jeśli ich pracownicy będą skarżyć się na sytuację w ich szpitalu, to właśnie Ministerstwo Zdrowia może zacząć zadawać pytania. Na przykład o to, czy to właśnie dyrektor nadaje się do piastowania swojego stanowiska.