Nie da się już chyba tego wytłumaczyć inaczej niż obsesyjnym pragnieniem utrzymania władzy. Grupa posłów PiS złożyła dziś projekt ustawy, która wprowadza… powszechne głosowanie korespondencyjne. To kolejny pomysł na to by – wbrew temu co się dzieje na całym świecie – 10 maja zmusić jednak Polaków do wyborów. Ani to mądre, ani humanitarne, ani przede wszystkim legalne.
Powszechne głosowanie korespondencyjne
Projekt ustawy wniesiony przez posłów PiS zwie się „w sprawie szczególnych zasad przeprowadzania głosowania korespondencyjnego w wyborach Prezydenta RP zarządzonych w 2020 roku”. Ta nazwa przejdzie do historii polskiej legislacji jako jeden z najbardziej dziwacznych pomysłów. Warto też zapamiętać nazwiska inicjatorów – wśród nich są takie prawnicze tuzy jak Krzysztof Sobolewski, Marek Suski, Ryszard Terlecki, Jarosław Zieliński czy Leonard Krasulski. Czyli najwierniejsi żołnierze prawdziwego inicjatora tej legislacji, który na wszelki wypadek się pod nią nie podpisał, czyli Jarosława Kaczyńskiego. Ostatnio jednak raczej określamy go mianem „Pan życia i śmierci„.
Najważniejszy punkt tejże ustawy brzmi:
Art.2. 1.W wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zarządzonych w 2020 r. możliwość głosowania korespondencyjnego, o którym mowa w rozdziale 6a ustawy z dnia 5 stycznia 2011r. –Kodeks wyborczy (Dz. U. z 2019 r. poz. 684 i1504) przysługuje wszystkim wyborcom.
Wszystkim. WSZYSTKIM. Naprawdę. I takie powszechne głosowanie korespondencyjne miałoby zostać zorganizowane w 40 dni. A właściwie to w dużo mniej, bo ustawę zapewne długo przetrzyma u siebie Senat. A trzeba jeszcze będzie wydać całą serię przewidzianych przez ten projekt rozporządzeń. Na przykład za określenie trybu odbierania kopert od wyborców oraz dostarczania ich do obwodowych komisji wyborczych będzie odpowiadał minister aktywów państwowych Jacek Sasin.
Dlaczego ten pomysł to wariactwo?
Właściwie to pewnie każdy, logicznie myśląc, nie będzie musiał długo się zastanawiać jak absurdalny jest to pomysł. Aby powszechne głosowanie korespondencyjne mogło się odbyć, PiS chce zaprzęgnąć do pracy Pocztę Polską. W czasie, gdy mamy tak gigantyczne ograniczenia w poruszaniu się, że z własną żoną na spacer musimy iść w dwumetrowych odstępach, poczta musiałaby zatrudnić mnóstwo listonoszy, którzy przemierzaliby kraj wzdłuż i wszerz by dostarczać i odbierać koperty. To się po prostu w głowie nie mieści jak dorośli ludzie mogli wpaść na pomysł by coś takiego, w tak krótkim czasie i w takich okolicznościach zorganizować. I to w sytuacji gdy mają alternatywę w postaci przełożenia wyborów. Ale na to prezes PiS uparcie się zgodzić nie chce.
Takie praktyczne argumenty można mnożyć. Ale właściwie po co, skoro mamy jeden argument prawny, który powinien zablokować tę ustawę. A chodzi o to, że kodeksu wyborczego po prostu nie można zmieniać w czasie sześciu miesięcy poprzedzających wybory. Tak orzekł Trybunał Konstytucyjny w 2006 roku i wyrok ten dotyczył wszystkich ISTOTNYCH zmian. Czy powszechne głosowanie korespondencyjne to istotna zmiana? Nie. To zmiana kolosalna. Tym bardziej nie można jej teraz wprowadzić. I nie dociera do mnie argument, że PiS ostatnio już raz takiej zmiany dokonał (chcąc umożliwić głosowanie korespondencyjne seniorom). PiS też regularnie łamie Konstytucję RP i to nie oznacza, że powinniśmy przejść z tym do porządku dziennego.
Tych wyborów i tak nie będzie
Ta ustawa, z uwagi na wspomniane „przetrzymanie jej” przez Senat, nie ma szans zadziałać w przypadku wyborów planowanych na 10 maja. Poza tym one i tak się nie odbędą. Będziemy wtedy albo w szczycie, albo tuż po szczycie epidemii. Nikt nie będzie zainteresowany żadnym głosowaniem. Teoretycznie jednak ustawa obejmuje wszystkie wybory prezydenckie zarządzone w 2020 roku. Więc również i te jesienne. Ale obawiam się, że wtedy – w samym środku kryzysu – PiSu i jego kandydata nie uratuje nawet rozdawanie wyborcom darmowych drinków do karty wyborczej.