Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie miałby pretensji do Jarosława Kaczyńskiego, że w rocznicę katastrofy smoleńskiej chce upamiętnić osoby, które w niej zginęły. Nie rozumie tego najwyraźniej TVP nieudolnie próbujące odwracać kota ogonem. Na domiar złego zaprezentowany przez „Wiadomości” paragon Kaczyńskiego budzi poważne wątpliwości co do jego prawdziwości.
Rocznica katastrofy smoleńskiej pozwoliła władzy pokazać, że ograniczenia i restrykcje są dla narodu a nie dla jego przedstawicieli
Dziesiąta rocznica katastrofy smoleńskiej byłaby w normalnych okolicznościach powodem do odpowiednio podniosłych obchodów państwowych. Niestety, wszystko popsuła epidemia koronawirusa i związane z nią ograniczenia. Rządzący musieli zrezygnować nawet z planów wylotu do Smoleńska z uwagi na brak jednoznacznej odpowiedzi ze strony rosyjskiej. Obchody były więc wyjątkowo skromne.
Trudno zarzucać Jarosławowi Kaczyńskiemu, że nawet w trakcie epidemii stara się upamiętnić swojego brata, bratową i pozostałe ofiary katastrofy smoleńskiej. Tak samo absurdem byłyby pretensje, że postanowił odwiedzić grób swojej matki. Problem w tym, że zarówno złożenie kwiatów pod pomnikiem ofiar katastrofy, jak i wizyta prezesa PiS na cmentarzu w ramach obchodów dziesiątej rocznicy katastrofy smoleńskiej przebiegły w sposób niemalże ostentacyjnie lekceważący wszelkie wymogi bezpieczeństwa.
Pod pomnikiem delegacja składająca wieńce nie zachowywała większych niż metr odstępów między sobą. Policja, zgodnie z prawdą, stwierdziła że przecież wszyscy byli w pracy – zarówno uczestnicy, jak i dziennikarze. Prezes PiS miał także skłonić jednego ze swoich towarzyszy, by zdjął jeszcze nieobowiązkową ale już zalecaną maskę ochronną (obowiązek zakrywania twarzy wejdzie w życie 16 kwietnia).
Później pojawił się materiał TVN z wjazdu limuzyny Jarosława Kaczyńskiego na cmentarz powązkowski gdzie w licznej asyście miał odwiedzić grób matki oraz symboliczne miejsce pochówku brata. Problem w tym, że znowu – towarzyszące mu osoby stworzyły mały tłumek.
Wiadomości TVP broniąc honoru prezesa PiS postanowiły przejść same siebie w siermiężnej, prostackiej propagandzie
To też nie byłoby, prawdę mówiąc, jakimś wielkim dramatem. Gdyby nie obostrzenia dotyczące w tym momencie wszystkich Polaków – z wyjątkiem, jak się okazuje, rządzących. Jakby tego było mało, te egzekwowane są w taki sposób i z taką gorliwością (przykładem jest mandat za tankowanie), że zdążyły wzbudzić oburzenie Polaków. Komentatorzy poważnie zastanawiają się jak wpłynie to na wizerunek Policji w społeczeństwie i zaufanie do tej służby.
Istoty problemu nawet nie musnął materiał przygotowany przez Wiadomości TVP wyemitowany w głównym wydaniu 13 kwietnia. Dowiedzieć się z niego możemy, że prezes PiS za wieńce zapłacił z własnych pieniędzy, że odwiedził więcej niż jeden grób, na wjazd limuzyną zgodził się zarządzający cmentarzem Kościół.
Przede wszystkim jednak widzowie Telewizji Rządowej, dla niepoznaki nazywanej „Publiczną”, mogli się dowiedzieć, że TVN był budowany z pieniędzy wyprowadzonych w latach ’90 z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Że założyciel stacji był agentem SB. A także, że matka Justyny Pochanke – prowadzącej materiał konkurencyjnej stacji o sprawie – była bliską współpracowniczką księgowej FOZZ.
W tym materiale przywodzącym na myśl ponure czasy poprzedniego ustroju brakowało chyba tylko „zaplutych karłów reakcji”. Ale zdaniem propagandystów TVP oczywiście to TVN prowadzi „kampanię nienawiści” wymierzoną w prezesa PiS. Główną atrakcją materiału i zarazem przedmiotem największej kontrowersji był jednak paragon Kaczyńskiego.
Paragon Kaczyńskiego to dziwny dokument – przypomina bardziej fakturę, niż paragon
Wiadomości starały się udowodnić, że prezes PiS zapłacił nie za jeden a za kilka wieńców. Ma to pewien sens – pokazuje bowiem, że ten odwiedził więcej niż tylko jeden grób. Miał to potwierdzać paragon Kaczyńskiego. Możemy się z jego treści dowiedzieć, że polityk kupił cztery wieńce za łącznie 1800 zł., za które zapłacił gotówką.
Nie byłoby to nic nadzwyczajnego, gdyby nie kilka rzekomo podejrzanych elementów. Internauci powątpiewają w wiarygodność wystawienia wystawienia takiego paragonu. Pierwszą przesłanką miałby być brak pewnych elementów wymaganych dla paragonów fiskalnych. Mowa chociażby o godzinie i minucie dokonania sprzedaży, czy nawet oznaczeniu „paragon fiskalny”. Brakuje także loga fiskalnego czy numeru kasy i oznaczenia kasjera. Paragon Kaczyńskiego zawiera także jego numer PESEL, choć nie jest to w żadnym wypadku wymagane.
Warto także zauważyć, że paragon Kaczyńskiego został wystawiony 10 kwietnia, lecz jest jednocześnie opatrzony numerem „FV 1/04/2020”. To sugeruje, że mamy do czynienia z pierwszą kwietniową transakcją. Z drugiej strony, epidemia koronawirusa z pewnością oznacza zastój w interesie w branży kwiaciarskiej. Nie jest to zupełnie niemożliwe. Sam skrót „FV” sugerowałby raczej fakturę VAT, niż paragon.
Fałszowanie faktur i innych dokumentów w celu użycia ich za autentyczne to poważne przestępstwa
Zgodnie z art. 106b ust. 3 ustawy o podatku od towarów i usług, sprzedawca jest zobowiązany wystawić nabywcy fakturę VAT. Dokument zaprezentowany przez Wiadomości wygląda zresztą jak faktura. Zawiera elementy wymagane przez art. 106e ustawy o VAT, odnoszący się właśnie do faktur. Wystawienie takiej faktury przez kwiaciarnię nie jest niczym nadzwyczajnym. Pozostaje jednak zagadka: dlaczego w takim razie jest „paragonem”?
Internauci, zarówno w serwisie Wykop.pl, jak i chociażby na Twitterze, bardzo szybko znaleźli wyjaśnienie takiego stanu rzeczy. Przedstawiony przez TVP paragon Kaczyńskiego miał w myśl tych hipotez zostać stworzony na potrzeby materiału za pomocą któregoś z darmowych programów do fakturowania. Jednemu z użytkowników Twittera, korzystającego z nazwy „Ośrodek Dystrybucji Prestiżu i Pogardy”, udało się w ten sposób wygenerować dokument powielający te same charakterystyczne błędy jakie zawiera paragon Kaczyńskiego.
Wbrew pozorom, sprawa jest bardzo poważna. Wszystko za sprawą art. 270a kodeksu karnego. Przepis ten przewiduje bowiem karę od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności za fałszowanie faktur. Niższa kara, od od 3 miesięcy do 5 lat w więzieniu, grozi na podstawie art. 270 za podrabianie dokumentów niebędących fakturą. Przesłanką odpowiedzialności w obydwu przypadkach jest dokonanie takiego czynu w celu użycia spreparowanego dokumentu za autentyczny.
Nie ma potrzeby doszukiwać się spisku – w całej sprawie ważne jest stawianie się władzy ponad obywateli a nie paragon Kaczyńskiego
W tym konkretnym przypadku taki dokument został wykorzystany w materiale serwisu informacyjnego jako dowód na poparcie konkretnej tezy. Czysto teoretycznie mogłoby to wypełnić kodeksową przesłankę „użycia za autentyczny”. Na szczęście obydwa przepisy przewidują łagodniejszą odpowiedzialność w przypadku mniejszej wagi.
Przyjęcie hipotezy, że mamy do czynienia ze spreparowaną fakturą czy paragonem rodzi szereg daleko idących implikacji. Na przykład pracownicy Telewizji Polskiej musieli od kogoś z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego otrzymać taki dokument – o ile oczywiście nie przygotowali go sobie sami na potrzeby materiału. Takie postawienie sprawy stawiałoby prezesa PiS w dość niezręcznym położeniu.
Na szczęście prawo karne przewiduję zasadę domniemania niewinności. Istnieje przecież możliwość, że specyfika tego konkretnego dokumentu wynika z ludzkiego błędu przy jego wystawianiu. Faktycznie mogła to być pierwsza kwietniowa transakcja, czy pierwsza wystawiona w tym miesiącu faktura.
Dlaczego mielibyśmy doszukiwać się spisku w sytuacji, w której paragon Kaczyńskiego właściwie nie ma większego znaczenia? Problemem nie jest to ile wieńców prezes PiS kupił, czy jaki dokument księgowy to potwierdza. Tak samo bez znaczenia w całej sprawie są ewentualne koligacje rodzinne, czy kariera w służbach bezpieczeństwa PRL, redaktorów i założycieli Faktów TVN. W całej sprawie ważne jest jedno: że znowu władze naszego kraju wychodzą z założenia zaczerpniętego wprost z „Folwarku Zwierzęcego” Orwella:
Wszystkie zwierzęta są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od innych.