Uzasadnione obawy Polaków budzi sposób, w jaki samorządy miałyby przekazać Poczcie Polskiej dane ze spisów wyborców. Okazuje się jednak, że wszelkie protesty czy żądania oparte o przepisy o ochronie danych osobowych właściwie tracą sens. Posta Polska już od ministerstwa cyfryzacji dostała dane osobowe z rejestru PESEL.
Samorządy buntowały się przed przekazaniem danych osobowych ze spisów wyborców bez żadnego trybu
Kwestia pozyskania przez Pocztę Polską danych osobowych ze spisów wyborców zelektryzowała zarówno samorządy jak i opinię publiczną. Są one niewątpliwie niezbędne do przeprowadzenia majowych wyborów prezydenckich, które mają być wyborami korespondencyjnymi. Problem w tym, że ustawa wprowadzająca powszechne głosowanie korespondencyjne nie weszła jeszcze w życie. W takiej sytuacji po co Poczcie Polskiej nasze dane osobowe?
Trzeba przyznać, że toczy się spór co do tego, czy działania Poczty – a w konsekwencji odmawiających operatorowi samorządów – są w ogóle zgodne z prawem. I tak na przykład fundacja Panoptykon przygotowała dość szczegółowy poradnik co zrobić, jeśli martwimy się, że nasze dane osobowe otrzymała Poczta Polska.
Propozycje są właściwie dwie. Przede wszystkim, obywatel mógłby zażądać od Poczty Polskiej usunięcia Twoich danych ze względu na brak podstawy prawnej do ich przetwarzania. Alternatywę stanowi złożenie skargi do Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych. Obydwa rozwiązania można by również zastosować równocześnie.
Ministerstwo cyfryzacji przekazało Poczcie Polskiej dane z rejestru PESEL – tym razem z bezsporną podstawą prawną
Pytanie jednak brzmi: czy takie działania w ogóle mają sens? Niestety nie. W piątek 24 kwietnia Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych wydał oświadczenie. Stwierdził w nim, że jak najbardziej istnieje podstawa prawna do przekazania przekazania przez samorządy Poczcie Polskiej danych osobowych. Także Przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej w opinii o dość wątpliwej mocy prawnej podzielił takie stanowisko.
Przede wszystkim jednak, jak podaje Rzeczpospolita, opór ze strony samorządów czy obywateli właściwie jest w tym momencie pozbawiony większego znaczenia. Wszystko dlatego, że Poczta Polska otrzymała już 22 kwietnia dane osobowe z rejestru PESEL. Ten fakt potwierdziło właśnie ministerstwo cyfryzacji. Przekazanie danych odbyło się na podstawie art. 99 ustawy z dnia 19 kwietnia o szczególnych instrumentach wsparcia w związku z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2.
Zgodnie z tym przepisem otrzymuje dane z rejestru PESEL w ciągu dwóch dni, jeśli złoży wniosek do właściwego organu. W tym przypadku: do ministerstwa cyfryzacji. Poczta Polska ma usunąć dane i ich kopie po ich wykorzystaniu w wyborach. Nie jest to na pierwszy rzut oka zbyt pocieszające. Zwłaszcza biorąc pod uwagę obawy o zabezpieczenia operatora przed niepowołanym dostępem i wyciekiem danych.
Dane z rejestru PESEL zawierają wszystko co jest potrzebne do zorganizowania wyborów korespondencyjnych
Warto zauważyć, że dane z rejestru PESEL nieco się jednak różnią od tych znajdujących się w spisach wyborców, których dysponentami są samorządy. W jego skład wchodzi dużo więcej wrażliwych informacji, takich jak te o zmianach stanu cywilnego, danych współmałżonka czy dzieci. Z punktu widzenia wyborów prezydenckich, Poczta Polska uzyskała w ten sposób właściwie wszystko, co jest jej niezbędne do realizacji planu przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych.
Oczywiście, skoro Poczta Polska posiada już dane z rejestru PESEL od pięciu dni, to kilka pytań nasuwa się samych. Przede wszystkim po co w takim razie było całe to zamieszanie z samorządami? Zarówno wniosek do ministerstw cyfryzacji, jak i felerne maile do gmin musiały zostać wysłane mniej-więcej w tym samym momencie.
Skuteczne pozyskanie naszych danych osobowych przez Pocztę Polską jedną metodą nie neguje potencjalnej bezprawności drugiej. Sposób obchodzenia się władz naszego kraju z danymi Polaków cały czas pozostaje naganny. Podobnie zresztą jak całokształt przygotowań do wyborów korespondencyjnych. Nie sposób jednak nie zauważyć, że obywatele muszą przyjąć do wiadomości, że ich dane osobowe trafiły tam, gdzie rządzący chcieli, żeby trafiły.