Przepisy prawa pozwalają zabezpieczyć firmę przed przejściem pracownika do konkurencji. Wiąże się to niestety z koniecznością wypłacania mu odszkodowania. Teraz Tarcza 4.0 pozwoli na wypowiedzenie zakazu konkurencji. Haczyk? Taka możliwość będzie dotyczyć wyłącznie pracodawców.
Umowa o zakazie konkurencji chroni interesy byłego pracodawcy
Pracownicy zatrudnieni w przedsiębiorstwie stanowią bardzo ważną część jego zasobów. W końcu w trakcie pracy zaznajamiają się nie tylko ze sposobem funkcjonowania firmy, ale także jej rozmaitymi sekretami. Przejście wykwalifikowanego pracownika do konkurencji mogłoby oznaczać przekazanie jej tego, czym przedsiębiorstwo bardzo by nie chciało się dzielić.
Na szczęście prawo przygotowało sposób na zabezpieczenie interesów poprzedniego pracodawcy. Umowa o zakazie konkurencji zobowiązuje byłego pracownika do niepodejmowania się działalności konkurencyjnej, lub zatrudnienia się w dowolnej formie u podmiotu prowadzącego taką działalność.
Siłą rzeczy, taką umowę zawiera się na czas określony. Dla byłego pracodawcy byłoby to rozwiązanie idealne – gdyby nie konieczność wypłacania pracownikowi odszkodowania przez cały czas obowiązywania umowy. To zgodnie z przepisami kodeksu pracy wynosi nie mniej niż 25% miesięcznego wynagrodzenia jakie otrzymywał wcześniej pracownik.
Tarcza 4.0 pozwoli na wypowiedzenie zakazu konkurencji przez pracodawcę praktycznie z dnia na dzień
W trakcie spowolnienia gospodarczego takie koszty mogą stanowić jeden z wielu ciężarów dla firm. Dlatego przepisy czwartej tarczy antykryzysowej mają ulżyć w tym zakresie przedsiębiorcom. Nowe przepisy dopuszczą jednostronne wypowiedzenie zakazu konkurencji z zachowaniem siedmiodniowego okresu wypowiedzenia. W poprzednim stanie prawnym było to możliwe jedynie za porozumieniem stron.
Sęk w tym, że Tarcza Antykryzysowa 4.0 taką możliwość da jedynie pracodawcy, a więc stronie na rzecz której został ustanowiony. Uzasadnieniem takiego rozwiązania jest to, że tylko pracodawca wie, czy wiedza posiadana przez byłego pracownika jest jeszcze w stanie zaszkodzić jego firmie. Skoro w danym przypadku takie ryzyko nie zachodzi, to można śmiało uwolnić się od umowy i ponoszonych przez przedsiębiorcę kosztów.
Ustawodawca projektując wypowiedzenie zakazu konkurencji najwyraźniej w ogóle nie pomyślał o pracowniku
Nie sposób jednak nie zauważyć, że ustawodawca zupełnie nie przejmuje się interesem samego pracownika. Owszem, wypowiedzenie zakazu konkurencji zwalnia go z niepodejmowania pracy u konkurencji. W przypadku wysokiej klasy specjalistów na kontraktach menadżerskich być może takie rozwiązanie będzie całkiem opłacalne.
Warto jednak pamiętać, że sytuacja na rynku pracy obecnie zmienia się raczej na niekorzyść pracowników. Wypowiedzenie zakazu konkurencji oznaczać będzie przede wszystkim utratę odszkodowania po siedmiu dniach. Biorąc pod uwagę okres na jaki tego typu umowy są zawierane, to praktycznie z dnia na dzień. Wydaje się, że okres wypowiedzenia mógłby być dłuższy – przynajmniej miesięczny.
W dobie kryzysu interes przedsiębiorcy i byłego pracownika są jak najbardziej sobie równorzędne
Co więcej, ustawodawca postanowił nie przyznać analogicznych uprawnień pracownikom. Takiego postawienia sprawy można oczywiście bronić. Możliwość szybkiego i łatwego zrzucenie z siebie zobowiązań wynikających z takiej umowy byłoby bardzo korzystne dla byłego pracownika oraz konkurencji gotowej go zatrudnić. Ułatwiałoby z pewnością podkupywanie specjalistów innym przedsiębiorcom.
Tym niemniej trzeba pamiętać, że w okresie spowolnienia gospodarczego to nie tylko przedsiębiorcy znajdują się w trudnym położeniu. W większości przypadków można przyjąć, że stawką jest przetrwanie przedsiębiorstwa. Przerzucanie kosztów kryzysu na pracownika w myśl tej koncepcji służy także i jemu – bo dzięki tego typu wyrzeczeniom będzie miał gdzie pracować.
Wypowiedzenie zakazu konkurencji jednak uderza prosto w interesy osób, które już nie są zainteresowane pracą u tego konkretnego pracodawcy. Obydwie strony nie jadą już ewidentnie na jednym wózku. Dlatego właśnie nie sposób twierdzić, że interes byłego pracownika i jego byłego szefa nie są w tym przypadku sobie przynajmniej mniej-więcej równorzędne.