Restrukturyzacja Polskiej Grupy Górniczej jest nieunikniona. Spółka ma problem z wypłatami, zmaga się ze zbyt dużym zatrudnieniem. Po drugiej stronie sporu są górnicy, którzy obawiają się o swoje miejsca pracy i są gotowi pojechać do Warszawy strajkować. Jaka przyszłość czeka polskie górnictwo?
O problemach Polskiej Grupy Górniczej mówiło się od dawna
Ratunkiem miała być restrukturyzacja Polskiej Grupy Górniczej. Plan zakładał zamknięcie dwóch kopalń Ruda i Wujek, które od lat przynoszą wyłącznie straty. Jak można odszukać w danych finansowych pierwsza w latach 2010-2019 wygenerowała ponad 2 miliardy złotych strat. Wujek w tym samym okresie przyniósł „jedyne” 230 milionów strat. Te dwie kopalnie odpowiadają za większą część niekorzystnego wyniku finansowego Polskiej Grupy Górniczej. W kopalniach pracuje około 7,7 tysiąca ludzi. Koszty ponoszone na wynagrodzenia są olbrzymie i to właśnie one odpowiadają za lwią część strat. Kopalnie wydobywają rocznie około 5 milionów ton węgla. Kolejny pomysł zakładał redukcję zatrudnienia oraz wstrzymanie wypłaty czternastej (!) pensji przez trzy lata. Dodatkowo zakładał powiązanie 30 procent wynagrodzenia z efektywnością pracy. Mniejsza efektywność skutkowałaby mniejszym wynagrodzeniem. Pracownicy, którzy odeszliby z pracy mieli otrzymać 100 000 zł odprawy (odpowiada to mniej więcej rocznemu wynagrodzeniu w kopalniach Wujek i Ruda).
Doszło do kuriozalnej sytuacji. Szczegóły planu przeciekły do mediów. Górnicy nie chcieli dać sobie wytłumaczyć, że rok nie ma jednak 14 miesięcy. Nie chcieli również słuchać o zamknięciu dwóch kopalń. Z góry odrzucili plan restrukturyzacji. Nie dali szansy na jego przedstawienie. Związkowcy stwierdzili, że szczegóły planu, które wyciekły sprawiają wrażenie przygotowanych naprędce na kolanie. Zarzucili brak jakiekolwiek pomysłu na ratowanie zakładu pracy. Ale to krótkotrwałe zawieszenie. Bardzo szybko trzeba będzie pojąć konkretne działania. Jak można przypuszczać, nie będą one mile przyjęte.
Restrukturyzacja Polskiej Grupy Górniczej wymaga zdecydowanych posunięć
Polska cierpi na nadprodukcję węgla. Na hałdach zalega prawie 15 milionów ton węgla, którego nikt nie chce kupić. Przez wysokie koszty wydobycia, na które składają się zarówno uwarunkowania geologiczne, takie jak głęboko położone pokłady, jak i wysokie koszty osobowe, spółki energetyczne wolą sprowadzić węgiel z innych państw. Jedynym kontynentem, z którego jeszcze nie importowaliśmy węgla jest Antarktyda. Nie tak dawno media obiegła wiadomość o zawinięciu do portu statku wyładowanego węglem z Kolumbii. Nic w tym dziwnego, skoro węgiel z zagranicy kosztuje około 50 dolarów za tonę, a polski ponad dwukrotnie więcej. Przyszłoroczne zapotrzebowanie na węgiel będzie niższe o prawie 5 milionów ton. Ciężką sytuację pogarszają coraz cieplejsze zimy, a w tym roku dodatkowo epidemia koronawirusa znacząco zmniejszyła potrzeby związane z wytwarzaniem prądu. Stanęły fabryki, więc prąd nie był potrzebny w takiej ilości, jak jeszcze rok temu.
Obecnie po 6 miesiącach 2020 r. PGG ma 550 milionów zł straty, a przychody spółki są mniejsze o 2,7 miliarda złotych. Spółka stara się o 1,75 miliarda złotych pomocy z Tarczy PFR, które pomogą jej przetrwać najbliższe dwa, trzy miesiące.
Teraz rząd Prawa i Sprawiedliwości ma najlepszy okres na przeprowadzenie trudnych zmian. Do najbliższych wyborów pozostają 3 lata. W sam raz, żeby ludzie zapomnieli o zamykaniu kopalń. Na razie rozmowy na temat jak ma wyglądać restrukturyzacja zostały odłożone do końca września. Wbrew pozorom zmiany zaproponowane przez PGG nie były takie złe. Obcięcie 14 pensji spowodowałoby spadek zarobków górników w ujęciu rocznym z 7 800 zł na 7 200 zł miesięcznie. Powiązanie wynagrodzenia z efektywnością premiowałoby najlepiej działające kopalnie i najlepiej pracujących górników. Wydatki na wynagrodzenia w spółce to ponad 60% ogółu wydatków. Jest na czym oszczędzać.