Minister Jacek Sasin nakazał zamknięcie kopalń, a górnicy otrzymają postojowe w wysokości 100 proc. wynagrodzenia

Państwo Zdrowie Dołącz do dyskusji (577)
Minister Jacek Sasin nakazał zamknięcie kopalń, a górnicy otrzymają postojowe w wysokości 100 proc. wynagrodzenia

Koronawirus w Polsce wcale nie odpuszcza. Najgorsza sytuacja panuje obecnie na Śląsku. Z tego powodu minister Jacek Sasin nakazał zamknięcie kopalń. Górnicy w nich pracujących mają otrzymać postojowe w wysokości 100 proc. wynagrodzenia.

Zamknięcie kopalń to reakcja rządu na falę zachorowań na koronawirusa na Śląsku

Epidemia koronawirusa w Polsce najwyraźniej nie jest opanowana. Sytuacja na Śląsku, będącym obecnie głównym ogniskiem zachorowań, najwyraźniej wymyka się spod kontroli. W ostatni weekend odnotowaliśmy przeszło 1100 zakażeń. Sobota to rekordowe 576 nowych zdiagnozowanych przypadków. Jakby tego było mało, nowe przypadki odnotowano także w innych województwach.

Skala problemu na Śląsku jest na tyle poważna, że minister aktywów państwowych Jacek Sasin nakazał zamknięcie kopalń. Za okres postojowy górnicy otrzymają 100 proc. należnego im wynagrodzenia. Rządzący podkreślają przy tym jak ważne jest dla nich by górnicy nie ponieśli żadne straty finansowej w związku przymusowym przestojem w ich pracy. Trzeba przyznać, że są to zasadniczo lepsze warunki od tych, na jakie mogą liczyć zatrudnieni na umowach cywilnoprawnych czy wynikające z przepisów kodeksu pracy.

Zamknięcie kopalń dotknie dziesięciu obiektów Polskiej Grupy Górniczej oraz dwóch należących do Jastrzębskiej Spółki węglowej. Szczątkowy personel ma zająć się utrzymaniem obiektów w trakcie zawieszenia wydobycia.

Środki bezpieczeństwa stosowane w innych branżach nie mogły zadziałać efektywnie w przypadku górnictwa

Warto się zastanowić, gdzie tu właściwie popełniono błąd. Jacek Sasin przekonuje, że rząd zrobił co mógł by ograniczyć zachorowania na koronawirusa wśród górników. Oznaczało to chociażby zakrojone na masową wręcz skalę badania. Wdrożono je wówczas, gdy okazało się, że środki zaradcze zastosowane przez kopalnie nie dały spodziewanych rezultatów.

Stało się to dlatego, że z uwagi na charakter pracy w kopalni standardowe środki ostrożności stosowane na przykład w biurach, sklepach czy urzędach nie mogły zadziałać. Trzeba pamiętać, że podczas gdy większość kraju trwała w zamrożeniu, przemysł ciągle działał. Dotyczy to oczywiście także wydobycia węgla.

W żadnym wypadku takie posunięcie nie jest jakimś błędem czy przeoczeniem ze strony rządzących. Koszty wyłączenia na dwa-trzy miesiące całej gospodarki byłyby najwyraźniej faktycznie zabójcze. Nie da się jednak ukryć, że stanowi pewną sprzeczność względem działania w innych sferach. Zamknięcie kopalń pokazuje przy tym, że ta strategia ma swoje określone konsekwencje.

Nowa fala zachorowań może wskazywać, że znoszenie obostrzeń faktycznie mogło być przedwczesne

Minister zdrowia Łukasz Szumowski przekonuje jednocześnie, że transmisji poziomej także na Śląsku nie ma. Ta zatrważająca ilość nowych przypadków odnotowanych przez weekend ma pochodzić jedynie z konkretnych ognisk. Co więcej, wynika właśnie z masowości badań przesiewowych prowadzonych wśród górników.

Pytanie brzmi: czy można do końca przedstawicielom naszego państwa wierzyć co do skuteczności działań rządu w sprawie opanowania epidemii koronawirusa? To staje się szczególnie ważne w momencie, w którym obostrzenia są aktywnie luzowane. Zamknięcie kopalń kiedy mieliśmy już powoli wracać do normalności stawia taki stan rzeczy pod dużym znakiem zapytania.

Już wcześniej można było się zastanawiać, czy faktycznie stoją za tym względy czysto medyczne, czy jednak polityczna kalkulacja. Nie da się ukryć, że obostrzenia były przez Polaków notorycznie łamane i jednocześnie stanowiły dla nich istotną dolegliwość.

Jacek Sasin najpewniej nie ponosi winy za zamknięcie kopalń – to jedynie skutek szerszej polityki w sprawie epidemii

Kolejnym ważnym czynnikiem zasługującym na uwagę są konsekwencje możliwego pogłębienia się stanu epidemii w Polsce. Wybory prezydenckie miały być przeprowadzone 10 maja. Tak się nie stało – ale nie tylko dlatego, że rządzący popisali się przy ich organizacji pożałowania godną niekompetencją, czy dlatego że Senat zajmował się ustawą korzystając z konstytucyjnych terminów.

Praprzyczyną oporu względem normalnego głosowania było właśnie zagrożenie zakażeniem koronawirusem. Teraz zbliżają się wybory prezydenckie 28 czerwca. Jak w takim razie wyjaśnić wyborcom, że wtedy było to niemożliwe a teraz już wszystko jest w porządku? Oczywiście, luzując stopniowo obostrzenia i przedstawiając narrację, że wszystko jest pod kontrolą. I teraz, jak na złość, zamknięcie kopalń wywraca niejako stół. A dwadzieścia dni to wcale nie tak znowu dużo.

W tym wszystkim właściwie można współczuć Jackowi Sasinowi. Owszem, wyborcze fiasko to w dużej mierze jego dzieło – nawet jeśli teraz jego zaplecze polityczne wolałoby widzieć winnego w osobie premiera Mateusza Morawieckiego. Zamknięcie kopalń teraz to jednak niekoniecznie jego wina. To po prostu odwleczona w czasie konsekwencja decyzji podjętych właściwie na początku epidemii.