Godziny dla seniorów w weekendy nie obowiązują. To oznacza, że w sobotę między 10:00 a 12:00 każdy może zrobić zakupy w sklepie spożywczym albo drogerii. Gdyby istniało jeszcze coś takiego jak niedziele handlowe, to ta zasada objęłaby też siódmy dzień tygodnia. Ale mimo apeli wielu środowisk rząd zaparł się i nie zamierza, mimo wielu racjonalnych argumentów, choć czasowo przywrócić handlu w niedziele.
Godziny dla seniorów w weekendy
Przypomnijmy, godziny dla seniorów obowiązują od poniedziałku do piątku. Zaczynają się od 10:00, a kończą o 12:00. W tym czasie z niektórych rodzajów sklepów mogą korzystać tylko osoby w wieku powyżej 60 lat. Mowa tu o sklepach, które zajmują się sprzedażą żywności, artykułów kosmetycznych, środków czystości albo artykułów medycznych. Godziny dla seniorów obejmują też apteki i placówki pocztowe. Dyskusyjna jest kwestia tego jak ekspedient ma sprawdzić czy obsługiwana osoba jest w wieku 60+. Podobnie jak podstawa do ukarania sprzedawcy za obsłużenie takiej zbyt młodej osoby.
Zniesienie handlu w niedzielę potrzebne jak nigdy
Przy tej okazji chciałbym przytoczyć niezwykle trafną opinię koleżanki po fachu, Sylwii Czubkowskiej ze Spider`s Web+. Zwróciła ona uwagę na to, że rząd właśnie wprowadził ograniczenie liczby osób w sklepach. „Świetny pomysł na czas jesieni, deszczów i wiatru, niech sobie ludzie stoją w kolejkach na dworze. Wincyj chorych, wincyj! Ale żeby np. skasować kuriozalne niedziele niehandlowe to nie, bo trzeba dzień święty święcić w kościele w otoczeniu innych ludzi”, napisała na Twitterze Sylwia Czubkowska. I zgadzam się z jej słowami w 100%. Najwidoczniej dotarły one też częściowo do rządu, bo w piątkowy poranek wprowadził on nowy limit klientów w sklepach, uzależniający liczbę ludzi od powierzchni sklepu. Ale to nie rozwiązuje całego problemu.
5 osób na kasę w sklepach. Świetny pomysł na czas jesieni, deszczów i wiatru, niech se ludzie stoją w kolejkach na dworze. Wincyj chorych, wincyj!
Ale żeby np. skasować kuriozalne niedziele niehandlowe to nie bo trzeba dzień święty święcić w kościele z otoczeniu innych ludzi.— Sylwia Czubkowska (@sylvcz) October 15, 2020
Bo jak byśmy nie nazwali nowych obostrzeń, takich jak zamknięte siłownie czy zakaz wesel w czerwonej strefie, to wchodzimy w stan pełzającego lockdownu. A wiecie z czym mi się kojarzy lockdown? Z zakupami jako jedyną czynnością, jaką robimy poza domem. I z ogromnymi kolejkami przed sklepami. Wiosną nie było to jeszcze aż tak dolegliwe, bo aura była nie najgorsza. Ale idzie zima i przy minusowej temperaturze stanie w kolejce po podstawowe produkty będzie dla zdrowia, i to nie tylko seniorów, bardziej niebezpieczne co chodzenie po wypełnionym ludzi sklepie.
Dlatego właściciele sklepów, a w ślad za nimi politycy opozycji apelują do rządu, by na czas pandemii wróciły niedziele handlowe. To ograniczyłoby liczbę ludzi w sklepach chociażby w soboty, kiedy najwięcej ludzi ruszy na zakupy. Problem w tym, że rządzący postawili sobie za punkt honoru nie znoszenie zakazu handlu choćby nie wiem co się działo. Bo „niedziela jest dla Boga i rodziny”. No tak, tylko Bóg – poprzez polskich biskupów znoszących dyspensę – daje ludziom wolne od chodzenia na msze w czasie epidemii. A z rodziną spędzać będziemy teraz naprawdę mnóstwo czasu na co dzień. Dlatego niewiarygodnie głupim zagraniem jest upieranie się przy tym, by sklepy w niedziele pozostawały otwarte.