Wystąpienie z Kościoła jako reakcja na afery pedofilskie? Tak reagują mieszkańcy niemieckiej Kolonii. Urzędnicy udostępniają coraz więcej terminów dla tych, którzy chcą uciąć swoje związki z instytucją. Ale i tak się nie wyrabiają. Co na to duchowni? Właściwie to się ludziom nie dziwią.
Jak podaje Deutsche Welle, sąd rejonowy w Kolonii zwiększył liczbę terminów dla osób chcących wystąpić z Kościoła. Do tej pory na to wolnych terminów było ok. 1 tys., teraz będzie o pięćset więcej.
Tysiąc terminów to i tak sporo – w zeszłym roku takich terminów było ok. 600 miesięcznie.
Czemu mieszkańcy tego niemieckiego miasta w takim tempie chcą opuścić Kościół? Trudno tego nie wiązać z ostatnimi skandalami w lokalnej archidiecezji. Powstał tam nawet specjalny raport o tuszowaniu pedofilii, jednak arcybiskup Kolonii kard. Rainer Maria Woelki stwierdził, że nie można go opublikować. Czemu?
Otóż kardynał tłumaczył to „wątpliwościami prawnymi”. Przygotowywany ma być zatem… nowy raport w tej sprawie.
Wystąpienie z Kościoła. Niemcy „głosują nogami”
Polscy hierarchowie też niespecjalnie lubią rozmawiać o kościelnych „grzechach”. Ich modus operandi zresztą przypomina zwykle zachowanie kardynała z Kolonii.
Jednak wygląda na to, że Niemcy nie tylko buntują się nie tylko w mediach społecznościowych, ale wielu z nich po prostu odchodzi z Kościoła.
Sąd z Kolonii jednak nie udziela informacji, do jakiego Kościoła należą ci, którzy chcą się wypisywać. W Kolonii dominuje jednak kościół katolicki – należy do niego ok. 33 proc. mieszkańców, tymczasem do ewangelickiego – ledwie 14 proc.
Ponad połowa mieszkańców tej niemieckiej metropolii jednak deklaruje przywiązanie do „innej wspólnoty religijnej” – lub brak związku z jakąkolwiek z nich. I wygląda na to, że takich mieszkańców będzie coraz więcej.
Odchodzenie wiernych jest dla niemieckiego kościoła bardzo bolesne, również od strony finansowej. Każdy, kto deklaruje się w tym kraju jako wierny, musi odprowadzać dla swojego Kościoła specjalny podatek.
A co na to wszystko niemieccy duchowni? Z polskiej perspektywy może być to zaskakujące, ale często reagują ze zrozumieniem. Jak podaje DW, ks. Robert Kleine, dziekan miasta, powiedział, że „chwilowo nikomu nie może mieć za złe wystąpienia z Kościoła”.
Warto też wiedzieć, że konsekwencje apostazji są u nas nieco inne niż za Odrą. W Polsce wystąpienie z Kościoła nie wiążę się z obniżką podatków. A i wystąpić z niego u nas trudniej. Nie robi się bowiem tego w sądzie, ale w swojej parafii.