Nowy Polski Ład to nie tylko reformy gospodarcze. To też zapowiedź kolejnych zmian w edukacji. Ale nie myślcie sobie, że pójdzie to w stronę poprawy sytuacji nauczycieli czy też wzbudzania kreatywności wśród uczniów. W końcu rządzi nami Prawo i Sprawiedliwość. Dla partii rządzącej Polską najważniejsza jest historia pisana na nowo. Parafrazując słynnego mema: „Więcej historii, młodzież wytrzyma”. No nie, nie wytrzyma.
Historia pisana na nowo
Główne założenie planowanych zmian jest takie, żeby zwiększyć nacisk na bardzo ważny przecież przedmiot, jakim jest historia. PiS chce podzielić ją na dwie odrębne dyscypliny – powszechną i tą opowiadającą o dziejach Polski. Ta druga miałaby skupiać się głównie na XX i XXI wieku. Wszak to właśnie te czasy obecna władza najbardziej pragnie opowiedzieć na nowo. Zresztą robi to już od kilku lat – z miernym skutkiem, bo przeładowanie opowieściami o Żołnierzach Wyklętych odnosi odwrotny skutek od zamierzonego. Ale kogo to obchodzi, prawda?
Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek pytany w Radiu Wrocław o szczegóły reformy podał przykład nowego spojrzenia na historię najnowszą. Chodzi na przykład o to, by uczniowie dowiedzieli się z lekcji, że… Unia Europejska jest tworem niepraworządnym. Wyobraźcie sobie podręcznik do najnowszej historii Polski pisany w tym duchu. Ciekawe czego dowiedzieliśmy się z niego o latach 2015-2021, prawda? Zapewne tego jak to Polska wreszcie wstała z kolan, zwalczono tęczową zarazę, uratowano tysiące dzieci przed aborcją, a Polakom jeszcze nigdy nie żyło się tak dobrze. A, no i oczywiście dowiedzielibyśmy się też w jakiej ruinie był nasz kraj przed objęciem rządów przez PiS.
Fałszywe założenie
Tylko że tak prowadzone lekcje wywołają przede wszystkim pusty śmiech. Dla dzisiejszej młodzieży, czerpiącej swoją wiedzę o świecie głównie z internetu, premier to Vateusz, Jacek Sasin to ten facet co przebimbał 70 baniek, Julia Przyłębska to koleżanka prezesa PiS kierująca imitacją trybunału, a cały PiS to partia homofobiczna, przynosząca nam wstyd na całym świecie. Żaden podręcznik tego nie zmieni. A tym bardziej nauczyciel, który będzie im tę wiedzę przekazywał. O ile oczywiście będzie. Bo mam przeczucie graniczące z pewnością, że mało który z nich będzie chciał zostać realizatorem wizji pana Czarnka.
Praca nauczyciela w Polsce to już dziś zajęcie wyjątkowo trudne. Głównie z uwagi na wciąż uwłaczająco niskie zarobki, co do których nie zanosi się na jakiekolwiek pozytywne zmiany. Do tego dochodzą coraz częstsze dyscyplinarki, które zaczęły pojawiać się lawinowo po jesiennych manifestacjach związanych z wyrokiem TK w sprawie aborcji. A przecież rządzący będą wymagać jeszcze więcej „siebie” w szkole. Czy zatem może być tak, że za kilka lat nauczyciel dostanie dyscyplinarkę, bo powie prawdę o tym, że to Polska jest dziś krajem niepraworządnym, a unia próbuje powstrzymać autorytarne zapędy rządu PiS? Oczywiście, że tak. Bo przecież nie liczy się prawda, tylko propaganda.
Po pandemii jest milion ważniejszych spraw
A przecież polska oświata jest w dramatycznej sytuacji. Młodzi mają za sobą kilkanaście miesięcy koszmaru, jakim była nauka zdalna. Potrzebują odbudować relacje między sobą, ale też między sobą a nauczycielami. Nie ma lepszego czasu na głęboką, przemyślaną reformę, pokazującą na nowo zatracony sens procesu uczenia się. No ale po co wprowadzać coś dobrego, skoro można zalać młodych papieżem, wyklętymi i pro-pisowską propagandą. A nuż się uda.
Rozmawiałem dziś z Przemysławem Staroniem (Nauczycielem Roku 2018). Z głowy wymienił serię przedmiotów, jakie powinny się znaleźć w szkole po pandemii. Edukacja psychologiczna, seksualna, obywatelska, antydyskryminacyjna, klimatyczna, finansowa czy prawna. Zamiast tego dostaniemy jeszcze więcej historii, w dodatku w wydaniu groteskowym. „Sukces murowany”. A na koniec będzie wielkie zdziwienie, że nagle zabraknie nauczycieli. Kto bowiem z nich ma dziś ochotę zostać propagandystą?