Najwyraźniej problemy zwolenników zakazu handlu w niedzielę z uszczelnieniem ustawy ośmieliły handlowców. Biedronka zaczęła korzystać z wyjątku przewidzianego dla placówek pocztowych. To było właściwie do przewidzenia. Ale kto pomyślałby, że z uchylonej przez prawodawcę furtki skorzystają markety budowlane? Nie ma już chyba wątpliwości: zakaz handlu w niedzielę jest martwy.
Coraz częściej możemy usłyszeć nawet o otwartych w niedzielę marketach Bricomarche
Wiadomości Handlowe informują, a właściwie przypominają, o tym, że w Polsce funkcjonują otwarte w niedzielę markety budowlane Bricomarche. Mowa o obiektach w Pabianicach i w Poznaniu. Już w styczniu można było doszukać się informacji o Bricomarche w Kielcach korzystającym z wyjątku dla placówek pocztowych.
Sieć najwyraźniej nie chce tego faktu zbytnio eksponować. Rzeczniczka Muszkieterów zwróciła jedynie uwagę na dwa istotne fakty: samo Bricomarche operuje w formule franczyzowej. Dzięki temu partnerzy sieci, niezależni przedsiębiorcy, sami decydują o swojej polityce personalnej, czy godzinach otwarcia. Skoro sami zarządzają swoją firmą, to mogą także zawierać umowy z jednym z operatorów pocztowych.
Co więcej, zwiększony popyt na rynku ecommerce sprawia, że rośnie zapotrzebowanie na punkty odbioru i wysyłki paczek. W tym przypadku podobną argumentację, skądinąd słuszną, stosował Kaufland. Kiedy ta sieć supermarketów zająknęła się otwarcie, że może otworzyć swoje sklepy w niedzielę, to rozpętało się piekło. Głos w tej sprawie zabierali katoliccy duchowni oraz związkowcy z NSZZ „Solidarność”.
Kaufland otwarty w niedziele, i to tylko potencjalnie, był właściwie pretekstem dla grupy posłów PiS dążących do uszczelnienia zakazu handlu w niedzielę. Nie ma się więc co dziwić, że teraz sieci handlowe będą ostrożniejsze z oficjalnymi deklaracjami. Ostatnie czego potrzebują, to kolejny impuls dla rządu, by rzeczywiście cokolwiek zmieniać w przepisach. Nie zmienia to jednak faktu, że z samym zakazem dzieje się coś dziwnego.
Zakaz handlu w niedzielę jest martwy w praktyce i coraz mniej popularny w społeczeństwie – rządzącym to jednak nie przeszkadza
Postawmy sprawę jasno: zakaz handlu w niedzielę jest martwy. Nawet połowa sklepów w Polsce może potencjalnie być otwarta w siódmy dzień tygodnia. Pozostałe sieci mają wybór: przestrzegać ducha przepisów i pozostać w tyle za konkurencją, albo stać się placówką pocztową. Siłą rzeczy, coraz więcej sklepów od jakiegoś czasu wybierało drugą opcję.
Rośnie również odsetek Polaków niechętnych zakazowi. Jak podaje Wirtualna Polska, „z badania CBRE przeprowadzonego w czerwcu na panelu Ariadna wynika, że 55 proc. Polaków jest przeciwna zakazowi handlu w niedziele”. Nikogo zapewne nie dziwi, że zakaz najwięcej przeciwników ma w dużych miastach a najmniej na wsiach. Co ważniejsze jednak: poparcie dla niedzielnych ograniczeń w handlu deklaruje raptem jedna trzecia respondentów.
Co na to rządzący? Niedawne dementi Ministerstwa Rozwoju daje do myślenia. Skoro nie będzie zaostrzenia zakazu handlu w niedzielę, pomimo głośnych zapowiedzi posła Janusza Śniadka, to najwyraźniej dla takiego pomysłu nie ma po prostu w tym momencie większości parlamentarnej. Być może rządzący nie chcą drażnić Polaków bardziej, kiedy Polski Ład wcale nie pomógł im odzyskać wyborców straconych przez wyrok TK w sprawie aborcji?
Jakby tego było mało, Biedronka otwarta w niedzielę jest możliwa dzięki umowie z Pocztą Polską. Narodowy operator pocztowy to przecież jednoosobowa spółka Skarbu Państwa. Trudno uwierzyć, że politycy obozu rządowego nie byliby w stanie zablokować podpisanie takiej umowy, gdyby tylko się postarali. Czyżby więc odpuścili sobie, przynajmniej na razie, niehandlowe niedziele?
To, że zakaz handlu w niedzielę jest martwy, nie oznacza jednak, że władze pójdą za ciosem i wycofają się z coraz mniej popularnych i coraz bardziej fikcyjnych regulacji. Chodzi w końcu o udobruchanie Kościoła i „Solidarności”, ważnych sojuszników politycznych obecnego obozu rządzącego. Obecny stan zawieszenia, w którym zakaz formalnie obowiązuje, ale właściwie nie trzeba go przestrzegać, jest rządzącym właściwie na rękę.