Program szczepień wyhamował a rządy na całym świecie w końcu zauważyły, że samymi prośbami i zachętami zbyt wiele się nie zwojuje. Model francuski, proponowany przez prezydenta Emmanuela Macrona i zachwalany ostatnio przez Jarosława Gowina, to oczywiście krok w dobrą stronę. Tyle tylko, że to półśrodek wymagający niepotrzebnego kombinowania.
Model francuski: szczepienia dalej są dobrowolne, ale tylko spróbujcie się nie zaszczepić
Prezydent Francji Emmanuel Macron przetarł szlak w dziedzinie programów szczepień w świecie zachodnim. Tamtejszy rząd zakłada, że niezaszczepieni zostaną poddani obostrzeniom, które nie będą dotyczyły zaszczepionych. Brzmi jak absolutna oczywistość? Nie w roku 2021.
Model francuski jeszcze przed jego implementacją przyniósł spodziewany skutek. Ryzyko, że w praktyce Francja będzie tylko dla zaszczepionych i ozdrowieńców sprawiło, że tamtejsi mieszkańcy masowo ruszyli się zaszczepić. Równocześnie antyszczpionkowcy tłumie wyszli na ulicę zaprotestować przeciwko „segregacji sanitarnej”.
Tymczasem Polska przygotowuje się na uderzenie czwartej fali koronawirusa. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że prośby, apele, umowy z Kościołem i loterie szczepionkowe to stanowczo za mało. Szanse na osiągnięcie zakładanego przed wakacjami stopnia zaszczepienia Polaków są raczej niewielkie. Co by się nie stało, dzieci wrócą do szkoły 1 września.
W tej sytuacji rząd próbuje straszyć kolejnym lockdownem, ale od razu rozmiękcza przekaz martwiąc się o skutki polityczne. Skonfliktowany ze swoim koalicjantem Jarosław Gowin nie ma takich oporów i zachwala pomysł Emmanuela Macrona.
Wicepremier w rządzie Zjednoczonej Prawicy w wywiadzie dla Polsat News stwierdził: „Jestem kategorycznym przeciwnikiem przymusowych szczepień, ale jestem też kategorycznym zwolennikiem rozwiązań francuskich„. Gowin najwyraźniej uważa, że w ten sposób rząd zjadłby ciastko i dalej je miał.
Obostrzenia wobec niezaszczepionych bez obowiązkowych szczepień będą posunięciem o wątpliwej legitymizacji
Pisaliśmy już na łamach Bezprawnika o tym, jak się kształtuje kwestia legalności obostrzeń względem niezaszczepionych. W tym momencie szczepienia przeciwko covid-19 są w świetle prawa czymś całkowicie dobrowolnym. To oznacza, że potrzeba dość karkołomnych rozwiązań, by taka forma „segregacji sanitarnej” była zgodna z konstytucyjnymi prawami i wolnościami. Przede wszystkim w nakazie równego traktowania wszystkich obywateli przez państwo.
Nie da się przy tym ukryć, że cały czas istnieje prosta, skuteczna i całkowicie zgodna z prawem alternatywa. Mowa oczywiście o uczynieniu szczepień na covid-19 obowiązkowymi. Wystarczy, że minister zdrowia wpisze je do rozporządzenia zawierającego harmonogram szczepień obowiązkowych.
W tej sytuacji nie tylko pojawia się instrument pozwalający karać upartych antyszczepionkowców. Wszelkiej maści obostrzenia dla niezaszczepionych nabierają w ten sposób dodatkowej legitymizacji. Dlaczego więc wicepremier polskiego rządu, podobnie zresztą jak chyba wszyscy jego koledzy, zarzekają się, że są absolutnie przeciwko przymusowym szczepieniom?
Nie ma ku temu żadnego uzasadnienia. Minęło wiele miesięcy od rozpoczęcia akcji szczepień. Wiemy już, że szczepionki przeciwko covid-19 działają. Liczba poważnych skutków ubocznych po ich przyjęciu jest naprawdę niewielka. W polskim porządku prawnym od dawna przymusowe szczepienia są faktem – przeciwko gruźlicy, polio, odrze, śwince, różyczce i tak dalej.
Strach przed gniewem antyszczepionkowców paraliżuje polityków w całym świecie zachodnim
Model francuski to jedynie półśrodek. Nawet Emmanuel Macron boi się postawić ruchom antyszczepionkowym przekraczając granicę w postaci obowiązkowych szczepień. Nie ma się co dziwić, że nasi rządzący wolą dalej uprawiać szczepionkowe kunktatorstwo licząc na minimalizowanie szkody dla swoich słupków poparcia.
Jeszcze 30 lat temu powstanie skutecznej szczepionki przeciwko potencjalnie groźnej chorobie zakaźnej kończyło się w Polsce włączeniem jej do akcji przymusowych szczepień. Dzięki temu te choroby bardzo często przestawały być realnym problemem dla społeczeństwa.
Tymczasem należałoby się poważnie zastanowić, czy jeśli na świecie pojawiła się bardziej zaraźliwa i bardziej śmiercionośna epidemia, to czy nie przerabialibyśmy dokładnie takiego samego oporu. Antyszczepionkowcy nie byli i nie są równorzędnym, wartościowym głosem w debacie publicznej. Nie istnieje przy tym żaden argument, który byłby w stanie przekonać środowiska antynaukowe i zwolenników teorii spiskowych.
„Państwo jest organizacją przymusu i czasem musi tego użyć”. Jeżeli te przypisywane Jarosławowi Kaczyńskiemu słowa są prawdziwe, to należy się w pełni zgodzić z prezesem PiS. Pytanie jednak brzmi: na co oni właściwie czekają?