Liniowa składka zdrowotna dla przedsiębiorców najczęściej oznacza większe wydatki z tego tytułu. Rzecznik PiS Radosław Fogiel przekonuje, że to tak naprawdę solidarne koszty ubezpieczenia zdrowotnego. Można by bronić takiej argumentacji, gdyby obowiązujący w Polsce system rzeczywiście był taki solidarny. Niestety nie jest.
Solidarne koszty ubezpieczenia zdrowotnego byłyby uzasadnione, gdyby system rzeczywiście skonstruowano w duchu solidarności
Wiele już napisano na temat Polskiego Ładu i liniowej składki zdrowotnej. Dla przedsiębiorców uzależnienie jej wysokości od rzeczywistego dochodu to najczęściej wyższe koszty. Nie wspominając nawet o utracie możliwości odliczenia składki zdrowotnej od podatku dochodowego. Pod względem wizerunkowym ta jedna zmiana stanowi bardzo poważne obciążenie całego sztandarowego projektu partii rządzącej. Dlatego jej uzasadnienie przez obóz rządzący jest szczególnie interesujące.
Rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Radosław Fogiel przedstawił takowe. Najważniejszym jego elementem jest założenie, że liniowa składka zdrowotna stanowi solidarne koszty ubezpieczenia zdrowotnego. „Składka zdrowotna działa na zasadzie ubezpieczenia: wszyscy płacimy, żebyśmy w razie potrzeby wszyscy mogli z tego skorzystać„. Trzeba przyznać, że takie założenie brzmi logicznie.
Można by bronić takiego stanowiska, gdyby solidarne koszty ubezpieczenia zdrowotnego oznaczały dokładnie się do rzeczywiście solidarnego systemu. Niestety, w Polsce tak naprawdę takiego nie mamy. I to pomimo konstytucyjnych gwarancji, w myśl których każdy ma prawo do ochrony zdrowia. Co więcej: „Obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych„.
Problem leży w tym, że „warunki i zakres udzielania świadczeń określa ustawa„. W toku uchwalania regulacji ustawowych dotyczących ubezpieczenia zdrowotnego gdzieś ten równy dostęp do świadczeń się zagubił. W przypadku niektórych grup obywateli wręcz zagubił się zupełnie.
Niektóre grupy społeczne zostały wykluczone z równego dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej
Pierwszym przykładem z brzegu jest ubezpieczenie zdrowotne bezrobotnych. Warunkiem jego uzyskania jest rejestracja w Powiatowym Urzędzie Pracy i wykonywanie obowiązków wynikających ze statusu osoby bezrobotnej. Niewątpliwie jest to dużo mniejsza niedogodność, niż konieczność wygospodarowania miesięcznie kilkuset złotych, których osoba bez pracy może nie mieć.
Nie da się jednak nie zauważyć, że osoby, które nie zarejestrują się w PUP tracą dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. Podobnie bezrobotni, którzy stracą status osoby bezrobotnej – na przykład odmawiając przyjęcia oferty pracy, która im wybitnie nie pasuje. Problem ten dostrzegli zresztą sami rządzący.
W bardzo podobnej sytuacji są osoby zatrudnione na umowach cywilnoprawnych. System ubezpieczeń zdrowotnych w Polsce, najprościej rzecz ujmując, udaje że takie osoby nie istnieją. Przynajmniej do momentu, gdy zdecydują się na dobrowolne ubezpieczenie zdrowotne w NFZ. Zasadą jednak jest to, że mają radzić sobie same a ustawodawcy stan ich zdrowia na co dzień nieszczególnie interesuje.
Do tej pory taka możliwość była mniej opłacalna finansowo, niż składka zdrowotna dla osób prowadzących działalność gospodarczą. Co ciekawe, Polski Ład wprowadzi identyczne zasady ustalania wysokości stawki dla przedsiębiorców rozliczających się w formie Karty Podatkowej. Warto dodać: mniej korzystne od obecnie obowiązujących.
Sama filozofia prezentowana przez rządzących jest słuszna co do swojej istoty. Obywatele powinni dokładać się do systemu na mniej-więcej podobnych zasadach po to, żebyśmy wszyscy mogli korzystać z opieki zdrowotnej. Takie solidarne koszty ubezpieczenia zdrowotnego można by zaakceptować. Niestety, obowiązującej konstrukcji systemu wciąż jest daleko do deklarowanego solidaryzmu.