Nasz rząd lubi podwyższać nam podatki jednocześnie mówiąc prosto w oczy, że wcale tego nie robi. Teraz szykuje się kolejny taki numer. Tym razem uderzyć ma po portfelach pasażerów linii lotniczych. A wszystko za sprawą podwyżki opłat pobieranych przez Polską Agencję Żeglugi Powietrznej. Teoretycznie uderzy to w przewoźników, ale jak myślicie kto będzie musiał pokryć ich dodatkowe wydatki?
Nowy lotniczy podatek
O co dokładnie chodzi? Otóż Polska Agencja Żeglugi Powietrznej ogłosiła właśnie, że od 1 stycznia 2022 znacznemu podwyższeniu ulegną dwie opłaty – terminalowa i trasowa. Ta pierwsza dotyczy obsługi samolotów podczas startu i lądowania na każdym lotnisku. Druga jest pobierana za każdy lot samolotu w przestrzeni powietrznej kontrolowanej przez służby PAŻP. Podwyżki mają być radykalne – przykładowo dla lotnisk regionalnych opłata terminalowa wzrośnie aż o 70% (z 791 zł do 1347 zł). Nieco mniejsza podwyżka czeka warszawskie lotnisko imienia Chopina, które do tej pory i tak było w kwestii tej opłaty faworyzowane.
Co ma to wspólnego z pasażerami? Otóż bardzo dużo. Opłata w wysokości 1347 złotych ma dotyczyć każdego lotu i jej koszt ponosi tylko i wyłącznie linia lotnicza. Jest to opłata ponoszona dwa razy (przy starcie i wylocie), a trzeba do niej dodać też każdorazowo pobieraną opłatę trasową (która będzie wyższa o 26%). Przewoźnicy, którym wzrosną koszty, nie będą mieli innego wyjścia – ceny biletów lotniczych będą musiały wzrosnąć. Mamy w końcu czas pandemii, która tę branżę poobijała tak, jak chyba żadną inną. Nie ma więc możliwości, by linia lotnicza wzięła na siebie pokrycie dodatkowych kosztów.
Branża protestuje
Dlatego 23 podmioty związane bezpośrednio lub pośrednio z branżą lotniczą wysłały list do premiera Mateusza Morawieckiego. Szefowie regionalnych lotnisk, linie lotnicze, biura turystyczne i firmy zajmujące się przewozem cargo apelują o to, by nie opodatkowywać dodatkowo pasażerów lotnisk. Podwyżki mogą wynosić od kilku do kilkunastu złotych na bilecie, co oczywiście przy dalekiej podróży tradycyjną linią lotniczą może nie stanowić aż tak ogromnej różnicy. Natomiast w przypadku tanich linii może de facto oznaczać, że bilety lotnicze będą droższe o nawet 20-30%.
A dodajmy, że plany Unii Europejskiej zawarte w inicjatywie Fit for 55 zakładają, że wzrosty cen biletów będą znacznie poważniejsze (chodzi tu między innymi o kwestię opodatkowania paliwa lotniczego). Wszystko wskazuje więc na to, że latanie po koronawirusie stanie się coraz trudniej dostępne, a wpływ na to nie będzie miała wcale – wbrew pozorom – pandemia. Niestety to kolejny raz, gdy pod przykrywką wzrostu wewnętrznych opłat, polskie władze nakładają na obywateli kolejny podatek. I, jak to było w przypadku podatku cukrowego, przedsiębiorcy nie omieszkają obarczyć jego kosztami klientów. W tym wypadku – pasażerów.