Sztuką tworzenia mediów internetowych w dzisiejszych czasach jest umieć napisać to, co się klika. A podatek katastralny klika się okrutnie.
Ilekroć próbuję podpytywać w szeregach związanych z Prawem i Sprawiedliwością, czy wprowadzą podatek katastralny, robią wielkie ze zdziwienia oczy, jak gdyby pierwszy raz w życiu zetknęli się z tym pojęciem. Przez ostatnie trzy lata dosłownie raz jeden zgłosiła się do mnie osoba związana z PiS, która twierdziła, że dłubią nad katastrem. I nic z tego nie wyniknęło, temat jak gdyby utknął w martwym punkcie. Cała reszta posłów mówi wprost: nie ma takiego tematu.
Podatek katastralny raczej nam nie grozi
I… ja trochę im wierzę. Podatek katastralny prawdopodobnie jest jednym z nielicznych podatków, których Prawo i Sprawiedliwość nie próbuje na razie wprowadzić. Dlaczego tak się dzieje? Trudno powiedzieć. Politycy generalnie wprowadzają chętnie reformy podatkowe, które nie dotyczą ich samych, a – jak wiemy – polscy parlamentarzyści są generalnie dość imponująco wyposażeni w zakresie nieruchomości. Widok posła z domem i kilkoma mieszkaniami nie jest niczym zaskakującym, a przecież sami zarabiają z reguły relatywnie niewiele – na pewno mniej, niż uzasadniałoby to aż taki stan posiadania.
Nie chcę wyliczać i zaglądać posłom do kieszeni. Nikogo nie powinno dziwić zresztą, że były prezes banku (a dziś premier) – Mateusz Morawiecki – dysponuje wraz z żoną potężnym zasobem nieruchomości. Ale nawet na lewej nóżce się powodzi. Pisałem niedawno jak to poseł Maciej Gdula jest chory, jeśli w danym miesiącu nie zatweetuje o jakimś nowym podatku, ale nigdy w – przynajmniej dość skrupulatnie przeze mnie prześledzonej – historii słowem nie zająknął się o potrzebie wprowadzenia katastru. Nic zresztą dziwnego, gdyż wiedzie całkiem niezłe życie rentiera.
Dlaczego więc podatek katastralny tu, podatek tam?
Jest kilka takich tematów, które w polskich mediach czytają się ponadprzeciętnie dobrze. Jednym z nich jest… abonament RTV. Podatek, który interesuje tylko emerytów (a oni są akurat często zwolnieni), jest zarazem jedną z najbardziej ekscytujących internautów rzeczy. Nigdy nie potrafiłem tego fenomenu popularności zrozumieć. Jeśli się dobrze przyjrzycie – każda duża strona w Polsce stara się przynajmniej raz w tygodniu wysmarować coś na ten temat.
Czytelnicy czasem pytają „ile płaci wam Biedronka albo Lidl, że tak ciągle o nich piszecie?”. Tu się zdziwicie. Nigdy nie zostawiły w budżecie reklamowym Bezprawnika ani złotówki. Niestety – nie mają takiej potrzeby, ponieważ na internautę hasła te działają jak magnes. Wystarczy wzmianka w nagłówku i polski portal internetowy ma niemalże gwarancję dużej liczby odsłon. Nie zdziwiłbym się, gdyby w największych internetowych redakcjach w Polsce poranne kolegium zaczynało się od debaty „czy mamy jakiś temat, który możemy powiązać z Biedronką”. Mam jednak prośbę – nie oceniajcie tego jednopłaszczyznowo. Po pierwsze – sami klikacie to jak szaleni. A po drugie – zwykle to odsłony z takiego właśnie tekstu zarabiają na ambitny poradnik, felieton prestiżowego autora czy dziennikarstwo śledcze.
A podatek katastralny to temat wdzięczny
Przyznacie sami – dla medium prawnego, biznesowego, finansowego, napisanie o podatku katastralnym to żadna ujma. Wręcz przyjemność. Zapewne już z tonu niniejszego artykułu dowiedzieliście się, że hasło „podatek katastralny” jest magnesem dla czytelnika. Ba, w ramach samospełniającej się przepowiedni prawdopodobnie właśnie czytacie najchętniej czytany na Bezprawniku tekst tej niedzieli. Napiszę wieczorem w komentarzach czy się pomyliłem, ale jeśli tak, to pewnie tylko dlatego, że mamy na dziś naprawdę fajną ramówkę.
A zatem. Polskie redakcje prześcigają się w tym, by napisać coś ciekawego na ten temat. Gdy premier ma katar, redakcje ekonomiczne już głowią się, jak powiązać to z podatkiem katastralnym. Gdy szwagierka kuzynki chrześniaka premiera wystawiła na sprzedaż kawalerkę – media prognozują nadejście katastralnego.
Niewykluczone, że wcale same nie wierzą w jego pojawienie się. Ale wierzą w to, że to się kliknie.
Podatek katastralny jako samospełniająca się przepowiednia
Skoro o samospełniających się przepowiedniach mowa. Czasem zastanawiam się czy tak nie będzie ostatecznie z tym podatkiem katastralnym. Jeśli ciągle piszą o nim wszystkie największe portale i serwisy tematyczne w Polsce, to może w końcu wmówią tym politykom nowy podatek – choć pierwotnie wcale go nie planowali.
Co więcej, choć nowe podatki lub podwyżki podatków generalnie nie spotykają się z przesadnym entuzjazmem w społeczeństwie, to uczciwie trzeba powiedzieć, że akurat koncepcja katastralnego jest przynajmniej „dyskusyjna”, a na pewno: dyskutowana. Nawet osoby o wolnorynkowych poglądach dostrzegają patologie rynku nieruchomości, zagrożenia płynące ze strony zachodniego kapitału i swego rodzaju tendencje do tworzenia nieruchomościowych – zachowując wszelkie proporcje tego określenia – oligopoli.
Być może w poszukiwaniu sensacji, media internetowe utorowały bardzo konkretny grunt pod podatek katastralny, a mimo to politycy póki co nie mają zamiaru go wprowadzać. Kto wie jednak, czy nie zmieni się to w przyszłości – właśnie za sprawą pogoni w kierunku klika. Z drugiej strony… Niemal każda regulacja wprowadzona w Polsce w ostatnich latach przypominała chaotyczne pospolite ruszenie legislatora. Może zatem tak szeroko zakrojona debata publiczna to wyjątkowo szansa. I może nawet przy okazji uda się stworzyć mądry podatek katastralny.