Coś niepokojącego zaczyna się dziać przy pracach nad projektem określanym powszechnie jako ustawa sankcyjna. Rząd niespodziewanie złożył autopoprawkę rozszerzającą możliwość mrożenia majątków na podmioty inne niż rosyjskie i białoruskie. W dodatku jedynym warunkiem do zamrożenia jest ogólne pojęcie „zagrożenia bezpieczeństwa narodowego”. Czy biznes ma się czego obawiać?
Ustawa sankcyjna i niespodziewana autopoprawka
Sama ustawa sankcyjna, w swoich pierwotnych założeniach, nie budzi raczej kontrowersji. Chodzi o to, by jeszcze mocniej utrudnić życie firmom, które bezpośrednio lub pośrednio wspierają agresję Rosji na Ukrainę. Wśród sankcji, jakie będzie mogła nałożyć na nie Polska są między innymi ograniczenie praw właścicielskich czy wykluczenie z publicznych przetargów. To ma być dopiero pierwszy krok, bo postulowana przez PiS zmiana Konstytucji ma dać możliwość przejmowania rosyjskich majątków. Ale do tego droga jeszcze daleka.
Tymczasem w trakcie prac nad ustawą rząd złożył obszerną autopoprawkę. Jej podstawowym założeniem miało być poszerzenie listy podmiotów objętych sankcjami o te, które wspierają „poważne naruszenia praw człowieka lub represje wobec społeczeństwa obywatelskiego i opozycji demokratycznej lub których działalność stanowi inne poważne zagrożenie dla demokracji lub praworządności w Federacji Rosyjskiej i na Białorusi”. Cel szczytny, jasny, niekontrowersyjny. Ale zaraz obok znajduje się kolejny element poprawki. Uwaga:
Decyzja w sprawie wpisu na listę może być wydana również względem osób i podmiotów stanowiących zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego Rzeczypospolitej Polskiej.
I tyle. Żadnego rozwinięcia tej myśli w uzasadnieniu, żadnej dokładniejszej definicji owego zagrożenia, nic. Puls Biznesu, który jako pierwszy opisał tę sprawę, zwraca uwagę że może to dać rządowi nieograniczone pole do mrożenia również polskich majątków, i to nawet pod mglistym pretekstem. Przedsiębiorcy obawiają się, że sankcje dla Rosji i Białorusi mogą stać się okazją do tego, by wykończyć niepasujące rządowi podmioty gospodarcze.
Kolejna szkodliwa wrzutka?
Skądś to już znamy, prawda? PiS, podczas prac nad ustawą uchodźczą, chciał kolanem przepchnąć zapis mówiący o tym, że urzędnicy będą bezkarni za działania nie tylko podczas wojny, ale i… pandemii Covid-19. Ten wycelowany w ratowanie działań Mateusza Morawieckiego przy wyborach kopertowych przepis jednak upadł z powodu braku większości. Dziś rządzący, którym mimo dramatycznych czasów skrupułów wciąż brakuje, znów zaczynają bawić się w politykę, przemycając ją do typowo wojennej ustawy.
Liczę, że rządzący jak najszybciej wyjaśnią o co chodzi w tym przepisie i jak zamierzają rozstrzygać o owym „zagrożeniu bezpieczeństwa państwa” stwarzanym przez dany podmiot. Na myśl przychodzi mi chociażby nielubiane przez władzę medium, które napisze krytyczny tekst na przykład o stanie polskiego wojska. Akolici PiSu szybko podniosą larum, a szef MSWiA z udawanym bólem serca wpisze danego wydawcę na listę sankcyjną. Niemożliwe? Niestety możliwe. Tym bardziej trzeba szczegółowo śledzić losy tej ustawy. I oczekiwać, że sprawa tej dziwnej autopoprawki zostanie jak najszybciej wyjaśniona.