Czy wyburzenie domu bez wiedzy właściciela jest w ogóle możliwe? Brzmi absurdalnie, prawda? Takie są jednak krajowe, a przynajmniej krakowskie standardy. Sąd Okręgowy w Krakowie uznał, że odpowiedzialny za samowolną rozbiórkę deweloper jest niewinny, zaś koszty procesu w wysokości 28 tysięcy złotych ponieść ma pokrzywdzony.
Z każdym kolejnym rokiem nabieram przekonania, że hasło „W Polsce jak w lesie” jest coraz bardziej aktualne. Kraj z kartonu, państwo z dykty, wymieniać można bez końca. W końcu od lat naszym krajem nieustannie rządzą dyletanci. Tym razem jednak nie politykach, lecz o sądownictwie i dziwnych rozstrzygnięciach sądów.
W ostatnim czasie na łamach Bezprawnika opisywałem najdziwniejsze regulacje, które obowiązują w poszczególnych stanach USA. Specyfika systemu prawnego Stanów Zjednoczonych jest jednak zgoła różna, od unitarnego prawa polskiego. Rola sądów w kreowaniu i współtworzeniu przepisów prawa jest niemalże w całości wyłączona. Zważywszy jednak na jeden z ostatnich wyroków Sądu Okręgowego w Krakowie, to bardzo dobrze, że tak jest.
Wyburzenie domu bez wiedzy właściciela, tak w Polsce to możliwe
Postarajcie wczuć się te historię. Jesteście właścicielami domu w dużym polskim mieście. Podejmujecie decyzje, że jedziecie na wakacje. Długie wakacje za granicą jednak przedłużają się, bo postanawiacie zostać tam na stałe. Dostajecie lepszą pracę, wynajmujecie/kupujecie mieszkanie/dom i zmieniacie swoje życie o 180 stopni. Zostajecie poza Polską kilka lat. Planujecie jednak wrócić, wysiadacie z samolotu, zamawiacie taksówkę, która ma zawieźć was pod wasz dom, ale wtedy okazuję się właśnie, że jego już nie ma.
Nieszczęśliwym bohaterem podobnej historii był pan Thomas Zielinski. W okresie nieobecności właściciela nieruchomości ktoś ośmielił się wyburzyć jego dom rodzinny, który znajdował się przy ul. Królowej Jadwigi na Woli Justowskiej w Krakowie. Gdy powrócił po wieloletnim pobycie w Wiedniu do Krakowa na swojej posesji zastał pusty wyrównany teren. Tymczasem, na sąsiednich – uprzednio pustych działkach – stanęły biurowce i bloki mieszkalne.
Pan Thomas – co naturalne i zrozumiałe – chciał walczyć o swoją własność. Jednak Prokuratura dwukrotnie umarzała śledztwo. Pokrzywdzony zmuszony był skierować do sądu subsydiarny akt oskarżenia. W jego treści za winnych nielegalnej rozbiórki uznał członków zarządu spółki deweloperskiej, która wybudowała sąsiadujący z jego działką biurowiec.
Co ciekawe, do sprawy włączyła się prokuratura, która podkreśliła, że – wyburzenie domu oraz wysypanie żwiru miało na celu zwiększenie atrakcyjności terenu, dla użytkowników sąsiedniego budynku. Niesłychane, tracisz rodzinny dom, chcesz wyjaśnić sprawę, ale dwukrotnie jest umarzana. Samodzielnie wnosisz akt oskarżenia, aby następnie usłyszeć od prokuratora, że ten świeżo wysypany żwir na twojej działce, to po to, aby tym z naprzeciwka mieszkało się lepiej. Naprawdę nie miałem pojęcia, że w krakowskiej prokuraturze pracują tacy esteci, dla których jak rozumiem najbardziej wymarzonym sąsiedztwem byłaby pustynia Gobi.
Finalnie sąd rejonowy uznał trzech reprezentujących dewelopera przedstawicieli za winnych. Za bezprawną rozbiórkę domu wymierzył im po 8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu, a także ukarał grzywnami o łącznej wysokości 128 tysięcy złotych. Zakazano im także wykonywania zawodów, które są bezpośrednio powiązane z branżą budowlaną. Na rzecz Thomasa Zielinskiego zasądzono także nawiązkę w wysokości 100 tysięcy złotych.
Skazani postanowili jednak wnieść apelację. W prawomocnym wyroku Sądu Okręgowego w Krakowie sąd II instancji orzekł o ich niewinności. Dodatkowo ustalił, że to pokrzywdzony – właściciel wyburzonego domu – pokryje koszty sądowe w obu instancjach.
Podsumowując:
Pan Thomas Zielinski został pozbawiony domu, ponieważ ktoś arbitralnie postanowił o jego wyburzeniu. Chciał aby jego sprawą zajęła się prokuratura, ale bezskutecznie. Co prawda finalnie prokurator-esteta znalazł jednak chwilę, aby powiedzieć coś o atrakcyjności wysypanego w miejscu domu żwiru. W sądzie najpierw przyznano mu rację, aby zmienić zdanie o 180′. Na sam koniec usłyszał, że za całą powyższą maskaradę powinien zapłacić 28 tysięcy złotych.
Ta sprawa wydaje się być tak absurdalna, że niemal na pewno pełnomocnicy pokrzywdzonego zdecydują się wnieść kasację do Sądu Najwyższego.