Węgierski rząd rozpoczął śledztwo w sprawie Wizz Air. Powodem jest gwałtowny wzrost skarg pasażerów na praktyki stosowane przez tę linię lotniczą. Nasiliły się, bo w trakcie trwającego przez całe wakacje zamieszania na europejskim rynku, związanego choćby z masowym odwoływaniem lotów, przewoźnik często zostawiał pasażerów samym sobie.
Śledztwo w sprawie Wizz Air
Wielu z nas w te wakacje przekonało się jak trudne jest latanie po koronawirusie. Niby wszystko wróciło do normy, ale jednak nie do końca. Popyt zwiększył się na tyle, że na wielu lotniskach na przykład zabrakło ludzi do obsługi pasażerskiej. A to kończyło się setkami odwołanych bądź mocno opóźnionych lotów. A dobrze wiemy, jeszcze z czasów sprzed pandemii, że w takich sytuacjach zawsze najtrudniej było uzyskać pomoc od tanich przewoźników. Trochę na zasadzie: mało płacisz, mało wymagaj.
Dlatego tak wielu pasażerów linii takich jak Wizz Air tego lata odczuło problemy nie tylko z nieodbytym lotem, ale też z niewystarczającym wsparciem ze strony przewoźnika w kryzysowej sytuacji. Posypały się skargi, a że mówimy tu o linii węgierskiej, to właśnie Budapeszt był podstawowym adresatem pretensji pasażerów. Co zarzucali Wizz Airowi? Między innymi:
- niezapewnienie noclegu pasażerom w przypadku odwołania lotu
- niezapewnienie przebukowania lotu w przypadku jego odwołania
- niedostateczne informacje co do opóźnień/odwołań
- horrendalnie droga infolinia (w Polsce to blisko 5 złotych za minutę)
- nieodpowiadanie w terminie na skargi i reklamacje
Można by rzec: nic nowego. Podpisując umowę z tanim przewoźnikiem liczymy się z tym, że w przypadku problemów, takich jak odwołane loty, nie zostaniemy potraktowani choćby tak jak pasażerowie Lufthansy. Najwidoczniej jednak miarka się przebrała w sytuacji, gdy poszkodowanych zaczęło się zgłaszać znacznie więcej niż w ubiegłych latach. Dlatego postępowanie w tej sprawie wszczął już węgierski odpowiednik naszego Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Czy jest szansa na poprawę?
Postępowanie prowadzone przed węgierskim UOKiKiem może skończyć się ukaraniem linii Wizz Air tak, jak ostatnio stało się w przypadku Ryanaira. Tylko czy to wystarczy, by zdyscyplinować przewoźnika? Chciałbym w to wierzyć, ale jeśli kara nie będzie dotkliwa, to raczej nie ma co spodziewać się jakiejkolwiek fundamentalnej zmiany. WizzAir nie zwraca pieniędzy klientom przez długi czas właśnie dlatego, że taka jest polityka firmy. Gra na przeczekanie, poleganie na nastawieniu pasażerów „że u nich przecież tak jest zawsze”. Ciekawe jednak, że Budapeszt zdecydował się na taki ruch w sprawie jednego ze swoich najważniejszych towarów eksportowych. Choć węgierskiemu rządowi daleki jestem od przypisywania szlachetnych intencji.