Polska ma obecnie około dwóch milionów trzystu sześćdziesięciu tysięcy ważniejszych wydatków od zmiany godła, ale przecież nie musi się to odbywać na drodze rewolucji.
Nowe godło Polski to temat, który rozgrzewa serwery Bezprawnika już od mniej więcej 2017 roku. Były huczne zapowiedzi, były liczne obietnice, a skończyło się jak zawsze. Temat upadł? Nie, nie upadł. Rząd wprawdzie zmienił godło, ale tylko sobie, na swoje własne, urzędowe potrzeby. Jak to ujął Maciek Wąsowski, nowe godło jest dla zarządu, a Ty Areczku dalej bujaj się z tym… I tutaj nie będę się wdawał w dyskusję na temat drobiu, ponieważ mimo wszystko szacunek do symboli narodowych próbuję mieć, jakie by one nie były.
Zmiana godła Polski to nie jest pomysł z kosmosu, jest wbrew pozorom dość uzasadniony
Heraldycy od lat podnoszą, że no niby mamy to godło już od wielu lat, niby jest z nami i każdy się do niego przyzwyczaił, ale tak naprawdę jest to projekt troszkę jednak źle zrobiony i niezgodny z wieloma zasadami sztuki.
Tutaj oczywiście ktoś może zakrzyknąć „jakiej sztuki, co to za banialuki!”, no ale jeśli już w ogóle decydujemy się na zabawę w symbole narodowe, to przecież ostatecznie wypadałoby je robić jak trzeba, prawda?
Lista zastrzeżeń jest długa: poprzez specyficzne cieniowanie polski orzeł wydaje się być trójwymiarowy, podczas gdy herby i godła są dwumiarowe i spłaszczone. Korona jest otwarta, a to oznacza podległość, skrzydła były projektowane do tarczy okrągłej, a nie prostokątnej, a nogi i szpony są w złym kolorze (nie powinny być białe) i troszkę za krótkie. A no i jakby nieszczęść było mało, to orzeł jest w naszym godle trochę krzywy. Odwieczny jest też dylemat, czy orzeł z polskiego godła jest w ogóle orłem…
Francuzi eksperymentowali
Zmiana godła to mnóstwo głupich wydatków administracyjnych, dlatego w mojej ocenie powinniśmy po prostu przez jakiś czas posługiwać się dwoma godłami wymiennie – bez potrzeby dokonywania nagłej rewolucji w każdej klasie polskich szkół czy każdym urzędzie. Niech to nawet będzie okres dwudziestu lat. Stopniowo, jak się stare godło popsuje, to kupi się już nowe. Trochę to nie „po polsku”, ale za to mądrze. Zresztą tak zrobiła ostatnio Warszawa, która ma nową identyfikację wizualną, ale będzie ją wprowadzać stopniowo, zamiast na tempo pozbywać się starej wersji syrenki.
Liftingu swojej identyfikacji wizualnej dokonali pomiędzy 2018 i 2020 rokiem także Francuzi – z duża korzyścią. Choć sprawa nie ma urzędowego charakteru i tak na dobrą sprawę trudno wskazać konkretne daty czy akty prawne. Podrasowali barwy swojej flagi narodowej na nieco bardziej stonowane i dostojne, a także bardziej nawiązujące do przeszłości. Wprawdzie już w ostatnich dekadach obu flag używano wymiennie, ale prezydent Macron narzucił kierunek stosowania tej ciemniejszej wersji. Czego ponoć nie zauważyli nawet sami Francuzi, dowiadując się o dokonanej zmianie w zwyczaju po czasie, z książki opisującej kulisy francuskiej polityki.
U nas taka zmiana w trybie zwyczaju nie przejdzie, ponieważ symbole narodowe są w sposób niezwykle szczegółowy opisane w ustawie. Ale gdyby zrobić to mądrze?