Paczkomaty w Poznaniu mają poważne problemy. InPost musi zdemontować większość maszyn, które stanęły w centrum, ale problemy mają też automaty z dwóch innych dzielnic. To może być przełomowa wiadomość dla paczkomatowego imperium. Oznacza to bowiem, że maszyny nie pojawiły się wcale „raz i na zawsze”.
Jak podaje Radio Poznań, z centrum stolicy Wielkopolski ma zniknąć 58 paczkomatów (poza centrum, problem dotyczy też dzielnic Sołacz oraz Jeżyce). Czyli większość z maszyn, które stały w tym miejscu. Okazało się bowiem, że automaty InPostu stanęły po prostu nielegalnie – bez zgody Miejskiego Konserwatora Zabytków.
Konserwator nie może dawać zgody na obiekty, które już stoją – więc paczkomaty trzeba… demontować. InPost przyznaje się do błędu i zapewnia, że kooperuje z miejskimi władzami.
„Chciałbym z góry przeprosić mieszkańców Poznania za brak dostępności niektórych paczkomatów w centrum miasta. Mamy nadzieję, że po przeprowadzonym procesie biurokratycznym, czyli pozyskaniu wszystkich niezbędnych zezwoleń, te paczkomaty wrócą na swoje miejsce” – mówi rzecznik prasowy InPostu, Wojciech Kądziołka.
Demontaż paczkomatów to nie wszystko. Konserwator nałożył karę w wysokości 107 tys. zł na InPost i dodatkowo 37 tys. na Allegro.
Paczkomaty w Poznaniu mają problemy. A w innych miastach?
W rozmowie z Radiem Poznań Kądziołka mówił o filozofii firmy, która polega na tym, aby maszyny wpisywały się w „miejską tkankę”. „W przypadku Poznania stanowisko konserwatora było bardzo kategoryczne” – dodał.
Stanowisko władz miasta faktycznie, było kategoryczne. Pytanie, czy wyjątkowe. InPost wyrósł ze startupu, a wiadomo, że takie przedsiębiorstwa działają z gruntu w przestrzeni nieuregulowanej przepisami. No bo skoro tworzy się coś nowego, siłą rzeczy nie ma w tej dziedzinie odpowiednich przepisów. Uber – to akurat przykład dość ekstremalny – przecież wchodził do miast, w których nie miał zgód na działanie. Ale firma stawiała niejako władze miejskie przed faktami dokonanymi – i w końcu zgody przyznawane zostawały.
Teoretycznie więc poznański precedens jest bardzo groźny po pierwsze dla już istniejącej bazy paczkomatów, a po drugie – dla rozwoju firmy. Warto zwrócić uwagę na to, że firma Rafała Brzoski nie jest już samotnym dużym graczem na tym rynku. Jeśli więc kłopoty z pozwoleniami wyjdą w innych miastach, to sytuację może wykorzystać Orlen czy firmy kurierskie.
InPost rozwijał się ostatnio w nieprawdopodobnym tempie, a w Polsce ma już ponad 19 tys. maszyn. Demontaż nawet małej części z nich mógłby oznaczać ruchy tektoniczne na tym rynku (jak i pewnie na całym rynku ecommerce).
Ale InPost, jak każda duża firma, która wyrosła ze startupu, umie się też szybko uczyć. Pewnie więc jej władze już zrozumiały, że warto przejść z etapu szalonego rozwoju na etap bardziej dojrzały. Czyli taki, w którym przed stawianiem maszyny ma się pewność, że w papierach wszystko się zgadza. A niestety, paczkomaty mają ostatnio coraz więcej wrogów – choć to przecież świetne, ekologiczne rozwiązanie i to tego bez wątpienia symbol polskiego sukcesu. W interesie nas wszystkich jest więc to, by firma trochę uważała.