Rząd przyjął projekt ustawy o ochronie małoletnich przed dostępem do treści nieodpowiednich w internecie. Na razie w grę wchodzi blokada dostępu do pornografii. Każdy dostawca internetu w Polsce będzie musiał zapewnić swoim abonentom możliwość korzystania z takiego rozwiązania. Będzie musiał także je promować i raportować rządowi, ile osób z niego skorzystało.
W trosce o moralność młodych Polaków rząd chce narzucić nowe obowiązki na przedsiębiorców
Rządzący po raz kolejny wzięli się za umoralnianie Polaków poprzez rozwiązania prawne. Tym razem Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy o ochronie małoletnich przed dostępem do treści nieodpowiednich w internecie. O jakie „nieodpowiednie treści” chodzi? Póki co, mowa o pornografii. Rozwiązaniem tego problemu jest blokada dostępu do tego typu treści, którą mają zapewnić wszyscy dostawcy internetu w Polsce. Za niewywiązywanie się z obowiązku groziłyby surowe kary pieniężne.
Jak taka blokada dostępu do pornografii miałaby działać? Projekt ustawy zakłada, że każdy dostawcy internetu miałby na własną rękę wypracować rozwiązanie, które umożliwiałoby skuteczne blokowanie treści pornograficznych na życzenie abonenta. Oczywiście abonent najpierw musiałby sobie takiego ograniczenia zażyczyć. Dlatego operator będzie miał obowiązek zaproponować mu skorzystanie z takiej opcji jeszcze przed podpisaniem umowy. Co więcej, operatorzy będą musieli aktywnie poinformować swoich klientów o istnieniu blokady i aktywnie ją promować.
Przedsiębiorcy, którzy udostępniają publiczne sieci Wi-Fi, będą musieli blokować treści pornograficzne. Wystarczy, że nie są mikroprzedsiębiorcami a udostępnianie publicznego Wi-Fi nie stanowi głównego rodzaju ich działalności gospodarczej.
Dostawcy internetu będą składali rządowi raporty o tym, ilu abonentów skorzystało z blokady
Warto przy tym wspomnieć, że blokada dostępu do pornografii ma być rozwiązaniem całkowicie bezpłatnym, skutecznym i łatwym w obsłudze dla abonenta. Jej włączenie ma trwać nie dłużej niż 24 godziny od momentu złożenia dyspozycji o chęci skorzystania z niej.
Co w sytuacji, gdyby abonent się rozmyślił? Tutaj zaczynają się schody. By wyłączyć blokadę dostępu do pornografii trzeba będzie osobiście się pofatygować do siedziby dostawcy internetu. Jedyną alternatywą dopuszczoną w projekcie będzie złożenie operatorowi dokumentu zawierającego… specjalnie ustanowionego w tym celu hasła. Najwyraźniej dla autorów projektu nawet kwalifikowany podpis elektroniczny nie jest dostatecznie dobrym sposobem na upewnienie się, że mamy faktycznie do czynienia z abonentem.
To nie koniec kontrowersyjnych rozwiązań zawartych w projekcie. Okazuje się, że dostawcy internetu będą musieli składać właściwemu ministrowi raporty. Część wymaganych informacji wydaje się całkiem rozsądna. W grę wchodzi między innymi wykaz stosowanych przez operatorów środków organizacyjnych i technicznych oraz sposób identyfikacji treści pornograficznych. Wśród pożądanych przez rządzących danych znajdzie się także to, ilu ich abonentów rzeczywiście skorzystało z blokady dostępu do pornografii. Po co władzy takie dane?
Wyjaśnienie jest jedno: informacje mają pozwolić rządzącym ustalić, czy blokada dostępu do pornografii w formie przewidzianej przez projektowaną ustawę okaże się skuteczna. Prawdę mówiąc, żeby przewidzieć rezultat wprowadzenia nowych przepisów nie trzeba szczegółowych raportów. Odpowiedź może być tylko jedna: nie, skąd w ogóle ten pomysł?
Pornografia towarzyszy ludzkości właściwie od samych początków jej historii. Nic nie wskazuje na to, by się to miało w najbliższym czasie zmienić. Blokada dostępu do pornografii nie wpłynie z pewnością na zmniejszenie zainteresowania młodych ludzi tego typu treściami. Czemu miałoby?
Blokada dostępu do pornografii narzucana przez rząd to rozwiązanie po prostu niebezpieczne
Równocześnie współczesna młodzież dorasta w świecie cyfrowym. Większość nastolatków potrafi korzystać z rozwiązań, które do tej pory służyły im do obchodzenia różnego rodzaju zabezpieczeń. Mowa nie tylko o piractwie komputerowym, ale także o ochronie własnej prywatności czy nawet obchodzeniu paywalli na portalach z informacjami.
Jeżeli jeszcze nie potrafi, to bardzo szybko znajdzie sobie instruktaż właśnie w internecie, na przykład na TikToku czy YouTubie. Istnieje tutaj oczywiście ryzyko, że z chęci pozbycia się blokady skorzystają różnej maści cyberprzestępcy. Wydaje się wręcz, że rządowa blokada dostępu do pornografii to dla nich idealna okazja.
Poza tym, jeśli nawet jakimś cudem rządowa blokada dostępu do pornografii okaże się skuteczniejsza od chińskich, rosyjskich czy irańskich narzędzi cyfrowej opresji, to młodzież z pewnością znajdzie sobie bardziej „tradycyjne” zamienniki. Jeżeli ktoś myśli, że będzie inaczej, to niech sobie lepiej przypomni, jak to wyglądało w czasach przed nastaniem ery internetu.
Rozwiązania znajdujące się w projekcie ustawy mogą stanowić preludium do ograniczania wolności dostępu do treści w Sieci jako takich. Owszem, pornografia ma całe mnóstwo wad i wiąże się z różnego rodzaju patologią. Tyle tylko, że te same mechanizmy można zastosować także wobec innych kwestii, które akurat nie podobają się władzy.
Dzisiaj pornografia, jutro treści związane z alkoholem, pojutrze polityczna „ekstrema”, i tak niepostrzeżenie małymi krokami zmierzamy w stronę rozwiązań stosowanych przez Chiny. Nikt przecież nie będzie głośno bronić pornografii, prawda? A nawet jeśli, to zaraz machina propagandowa stwierdzi, że dany osobnik „chce demoralizować dzieci”. Już to przecież w Polsce przerabialiśmy.
Rządzący zakładają, że przygotowane przepisy wejdą w życie już od 1 września tego roku.