Aktywiści z Mazur mówią: trzeba skończyć z grodzeniem jezior. Szczególnie, że jest wyraźny przepis zabraniający takiego procederu. Co z tego, skoro mało kto go przestrzega, a nasze państwo praktycznie nie reaguje na plagę naruszeń tego zakazu. Przez to korzystanie z wielu akwenów jest utrudnione. A bywa wręcz niemożliwe.
Trzeba skończyć z grodzeniem jezior
Zacznijmy od podania oczywistości, która dla wielu z was może wcale oczywistością nie być. Mowa o artykule 232 Prawa wodnego. Mówi on wprost:
Zakazuje się grodzenia nieruchomości przyległych do publicznych śródlądowych wód powierzchniowych oraz do brzegu wód morskich i morza terytorialnego w odległości mniejszej niż 1,5 m od linii brzegu, a także zakazywania lub uniemożliwiania przechodzenia przez ten obszar.
Z tego przepisu wynika, że grodzenie dostępu do jezior należących do Skarbu Państwa jest w Polsce prawnie zabronione. Trudno w to uwierzyć, szczególnie jeśli mamy za sobą wakacyjny pobyt w takim miejscu. Ja w lipcu spędziłem tydzień na Kaszubach nad pięknym jeziorem, z którego korzystać można było tylko przedostając się na nieliczne nieogrodzone skrawki nabrzeża, bo wszędzie wokół brzeg jest odcięty przez właścicieli prywatnych działek. Zupełnie jakby tego przepisu w ogóle nie było. Albo był traktowany jako nieobowiązujący z uwagi na brak konsekwencji za jego łamanie.
Aktywiści z Mazur chcą to zmienić. Założyli stowarzyszenie Nasza Szczycieńska Ziemia i dostali grant na projekt, w ramach którego chcą uświadamiać ludzi o tym, że dostęp do jeziora jest ich prawem. Zaznaczmy, że nie chodzi zawsze o pełny, nieograniczony niczym dostęp. Przepis nakazuje, by właściciel nieruchomości brzegowej pozwolił na swobodne przejście. A nie na przykład na biwakowanie, plażowanie czy grillowanie na jego terenie. To kluczowa różnica, bo na dłuższy pobyt na brzegu wymagana jest już zgoda właściciela. Jeśli jednak nie ma nawet możliwości szybkiego przejścia wzdłuż działki, inicjatorzy akcji Uwolnijmy Jeziora przypominają, że można o tym poinformować policję, Wody Polskie oraz nadzór budowlany. Wszystkie te instytucje są uprawnione do sprawdzenia tego czy swobodny dostęp do jeziora jest zachowany.
Problem nie tylko na Mazurach
Gdyby takie kontrole zaczęły się masowo, to okazałoby się, że lwia część ogrodzeń wymagałaby przebudowy. Wyszłoby bowiem na jaw jak bardzo iluzoryczny jest dziś artykuł 232 Prawa wodnego. Zresztą na problem zwracają uwagę nie tylko aktywiści z Mazur. Kilka dni temu pojawiła się informacja o tym, że Organizacja Turystyczna Leszno-Region szykuje petycję do Sejmu w sprawie nieskuteczności obecnych przepisów i ich zmiany. Chodzi między innymi o podwyższenie kary za nielegalne ogrodzenie dostępu do jeziora. Zdaniem władz Leszna obecna jej wysokość – maksymalnie 5 tysięcy złotych – to za mało. Często właściciel godzi się z tym, że będzie musiał ją opłacić, a ogrodzenia i tak nie usuwa. Szczególnie jeśli mamy do czynienia z kimś, kto nad jeziorem prowadzi intratny biznes.