Za nami najlepszy w dotychczasowej historii fotowoltaiki miesiąc pod względem ilości wyprodukowanej energii. Jednocześnie energia elektryczna w Polsce w lipcu wciąż była najdroższa w Unii Europejskiej. Co wpływa na ceny prądu i dlaczego wciąż musimy obawiać się o wysokość naszych rachunków?
Fotowoltaika wciąż w fazie dynamicznego rozwoju
W niedawnym raporcie Instytutu Energetyki Odnawialnej pod nazwą „Rynek fotowoltaiki w Polsce” nasz kraj zajął drugie miejsce na Starym Kontynencie pod kątem przyrostu mocy zainstalowanej w tym źródle energii. Tym samym można śmiało powiedzieć, że jesteśmy jednym z wiodących krajów w transformacji energetycznej. Potwierdzają to liczby. Tylko w 2022 roku indywidualni odbiory zainstalowali blisko 1,2 miliona paneli. To oznacza wzrost o 41% w porównaniu z rokiem poprzednim.
Co więcej, lipiec był najlepszym miesiącem w historii fotowoltaiki w naszym kraju jeśli weźmiemy pod uwagę ilość wyprodukowanej energii. Jak podaje europejskie stowarzyszenie operatorów sieci przesyłowych ENTSO-E, panele dostarczyły nam w ubiegłym miesiącu 1942 GWh. To oznacza pobicie majowego rekordu o 60,5 GWh i pokazuje, że fotowoltaika rośnie w siłę.
W 2023 roku już co dziesiąta kilowatogodzina pochodziła z fotowoltaiki. Z wyliczeń portalu gramwzielone.pl wynika, że łączny udział Odnawialnych Źródeł Energii, a więc fotowoltaiki, energii wodnej, wiatrowej i biomasowej w wytwarzaniu energii w Polsce wyniósł w lipcu 30%.
Ceny prądy najwyższe w Europie. Co wpływa na tak wysokie rachunki?
Niestety, pomimo świetnych wyników notowanych przez OZE, ceny energii w Polsce wciąż są najwyższe w Europie. Z danych firmy Energy Solution wynika, że w lipcu średnia cena prądu na rynku SPOT w naszym kraju wyniosła aż 118,6 euro. Tymczasem średnia w Unii Europejskiej w tym samym miesiącu ukształtowała się na poziomie 83,3 euro. To o ponad 8% mniej niż w czerwcu. U nas także zanotowano spadek tyle, że ledwie o 1%.
Dla porównania nasi zachodni sąsiedzi Niemcy w ubiegłym miesiącu płacili za 1 MWh średnio 77,61 euro. U Czechów cena ta wyniosła 87,06 euro, a u Słowaków 90,6 euro. Najtaniej było jak zwykle na północnej części naszego kontynentu, a więc w Norwegii, Szwecji i Finlandii. W dwóch ostatnich państwach średnia cena prądu nie przekroczyła 33 euro. Co gorsza, prognozy również nie są zbyt korzystne, bo już pojawiają się głosy, że ceny prądu w 2024 roku mogą wymknąć się spod kontroli. Dlaczego w Polsce wskaźniki są tak wysokie?
Największym grzechem jest wciąż zbyt wolne odchodzenie od wykorzystywania elektrowni węglowych. Choć na skutek ubiegłorocznego kryzysu na chwilę wróciły one do łask, co przyznała nawet Komisja Europejska, to po ustabilizowaniu sytuacji węgiel znów jest naszą piętą achillesową. Wracając do lipcowych wyników w krajowym miksie wytwarzania energii wystarczy wskazać, że ponad 60% mocy to zasługa węgla kamiennego i brunatnego. To z kolei wiąże się z koniecznością ciągłego zakupu uprawnień do emisji CO2. Choć dokładnych wyliczeń brakuje to eksperci szacują, że obecnie stanowią one nawet do 50% łącznego kosztu produkcji energii elektrycznej.
System niedopasowany, a państwo nie pomaga
Efektem uzależnienia od pracy elektrowni węglowych jest mała możliwość reakcji na bieżące zapotrzebowanie na energię. W przypadku oparcia systemu na OZE istnieje możliwość szybkiego włączania i wyłączania na przykład farm wiatraków. Dzięki temu do systemu trafia dokładnie tyle energii ile jest na ten moment potrzebne. W Polsce jest to niemożliwe, bo wygaszenie i rozpalenie każdej elektrowni węglowej zajmuje co najmniej kilka dni. Prąd więc musi gdzieś trafić, najczęściej za granicę, co wcale nie jest opłacalne finansowo.
Agresywna polityka rządu Zjednoczonej Prawicy także wpływa na wysokie ceny prądu. Choć w świetle jupiterów PiS obniżył wszystkim Polakom prąd według stawek z 2022 roku, to jednocześnie umocnił monopol na rynku. Ograniczenie mechanizmów wolnorynkowych, a więc zniesienie obowiązku zakupu energii na giełdzie nie pomaga i tak kulawemu systemowi.
Obawiamy się sytuacji, w której w ramach grupy energetycznej ktoś może tanio sprzedać energię, a marża może zostać zrealizowana przez spółkę obrotu, która być może sprzeda energię drożej na giełdzie – przestrzegał przed wprowadzeniem zmian Rafał Gowin, prezes Urzędu Regulacji Energetyki.
Niestety scenariusz się sprawdził. Z wypowiedzi osoby z rynku przytoczonej na łamach Gazety Wyborczej wynika, że w czerwcu obrót energią na giełdzie był najniższy od pięciu lat.
Światełkiem w tunelu do większych zmian, a przede wszystkim przyspieszenia transformacji energetycznej może być powołanie Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego. Do tego podmiotu mają zostać wydzielone wszystkie aktywa węglowe, dzięki czemu państwu łatwiej będzie kontrolować ich działalność. Rząd zapowiedział, że zamierza przyspieszyć prace nad projektem, którego powstanie obiecano już dawno. Tymczasem na kolejne opóźnienia nie za bardzo mamy czas. Nie dość, że gonią nas unijne terminy co do ograniczania emisji CO2, to jeszcze ceny prądu z miesiąca na miesiąc wyglądają coraz gorzej na tle sąsiadów.