Piotr Wójcik z Krytyki Politycznej stwierdził całkiem poważnie, że rentierzy są bardziej szkodliwi społecznie niż drobne kradzieże na ulicy. Z jakiegoś powodu szeroko rozumiana lewica uznała, że wynajmujący mieszkania są jakimś ideologicznym odpowiednikiem samego Szatana. Dlaczego? Ktoś złośliwy mógłby zasugerować zwykłą zawiść. Ja skłaniam się raczej ku zafiksowaniu na koncepcji „mieszkanie to prawo”.
Nie wszystko da się wytłumaczyć złością, że ktoś śmie posiadać większy majątek od innych
Dożyliśmy czasów, w których ktoś całkiem serio może napisać, że sporadyczne kradzieże na ulicy są mniej szkodliwi niż rentierzy mieszkaniowi. Tak odważną tezę postawił niedawno Piotr Wójcik z Krytyki Politycznej. Skąd w ogóle ten pomysł? Najwyraźniej korzystanie z posiadanego kapitału jest z samej swojej natury czymś złym i niemoralnym. Przynajmniej wtedy, gdy działamy z chęci zysku.
Rentierzy mieszkaniowi wykorzystują fakt, że ich zgromadzone środki finansowe zdecydowanie przekraczają ich potrzeby wydatkowe, by zarobić jeszcze więcej pieniędzy, przy okazji utrudniając życie tym, którzy mają ich za mało.
Można by oczywiście poprzestać na wyśmianiu tej koncepcji. Zwłaszcza że druga część wypowiedzi Wójcika to pomstowanie na złych liberałów oraz zarzucanie wynajmujący mieszkania samozadowolenie z powodu braku emocjonalnego stosunku z najemcami i ich ewentualną trudną sytuacją życiową. Problem w tym, że tak, jak nie można winić rentierów za sam fakt istnienia, tak nie powinno się z góry sprowadzać lewicowych zarzutów do czysto ludzkiej zawiści. Skąd właściwie wzięła się ta niechęć do osób, które wynajmują innym swoje mieszkania?
Od razu pragnę nadmienić, że wcale nie zamierzam tutaj idealizować rentierów. Zgadzam się na przykład, że polskie marzenie o pasywnym dochodzie z wynajmu mieszkania przyniosło nam więcej kłopotów niż korzyści. Możemy sobie w końcu pomstować na mityczne zagraniczne fundusze inwestycyjne, ale fakty są takie, że przytłaczająca większość mieszkań na wynajem w Polsce pozostaje w prywatnych rękach. Tym samym wszystkie negatywne skutki niskiej podaży na rynku mieszkaniowym niejako sprawiliśmy sobie sami.
Nie oznacza to jednak, że to najemcy są grupą z natury pokrzywdzoną. Owszem, są wynajmujący mający dziwne humorki. Niektóre czynsze są stanowczo zbyt wysokie. Tylko co z tego? To nie tak, że sam fakt istnienia rentiera oznacza, że jakaś uboga rodzina z gromadką dzieci nie kupi sobie mieszkania. Nie zrobi tego tak czy siak, bo po prostu jej nie stać. Zniknięcie właściciela mieszkania nic nie zmieni.
Prawo do mieszkania naprawdę istnieje i jest bardzo ważne. Problem w tym, że to nie rentierzy są jego adresatami
Obarczanie rentierów winą za kiepską sytuację innych bierze się moim zdaniem z założenia, że mieszkanie jest wyłącznie prawem. Skoro posiadanie dachu nad głową stanowi prawo człowieka, to siłą rzeczy mamy coś tu w Polsce jest nie tak. Mamy rzeczywiście osoby posiadające kilka mieszkań naraz. Mamy także takie osoby, które nie mają żadnego i do tego mogą mieć problemy z opłaceniem czynszu. Ten wcale nie musi być niski. Do tego rentierzy wcale nie mają obowiązku traktować niesumiennych najemców z wyrozumiałością. Jakby tego mało, śmią zarabiać na posiadanej przez siebie nieruchomości.
Problem polega na tym, że to nie wynajmujący swoje nieruchomości są adresatem tego prawa do mieszkania. Zgodnie z art. 75 Konstytucji RP jest nim wyłącznie państwo wraz ze swoimi wszystkimi mackami.
Władze publiczne prowadzą politykę sprzyjającą zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych obywateli, w szczególności przeciwdziałają bezdomności, wspierają rozwój budownictwa socjalnego oraz popierają działania obywateli zmierzające do uzyskania własnego mieszkania.
To władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza ma psi obowiązek zrobienia czegoś z niezaspokojonymi potrzebami mieszkaniowymi obywateli. To państwo powinno wziąć się na poważnie za budowę mieszkań dla przeciętnego Kowalskiego. Wreszcie: to państwo jest zobowiązane wspierać obywateli, którzy chcieliby kupić sobie mieszkanie. Dotychczasowe wysiłku poszczególnych rządów zmierzające do realizacji tych obowiązków pozostają, najdelikatniej rzecz ujmując, niezadowalające.
Przerzucanie odpowiedzialności za urzędniczą bezmyślność, niekompetencję, marnotrawstwo i przerzucanie problemu w stronę sektora prywatnego nie tylko nie rozwiązuje żadnego problemu. Jest również rażąco niesprawiedliwe wobec osób wynajmujących swoje mieszkania. To tak naprawdę nie jest ich sprawa.
Jakby tego było mało, rentierzy mają swoje własne gwarantowane konstytucyjnie prawa
O ile mieszkanie jest prawem w stosunkach z państwem, o tyle w relacjach pomiędzy obywatelami pozostaje towarem. Mamy pełne prawo kupić sobie drugie mieszkanie, możemy podjąć decyzję o jego wynajmie jakimś studentom albo wspomnianej ubogiej rodzinie z dziećmi. Możemy równie dobrze korzystać z niego samemu, na przykład w wakacje. Równie dobrze możemy je wyremontować i sprzedać z zyskiem. Nikomu nic do tego. Tak się bowiem składa, że własność również jest prawem gwarantowanym przez polską ustawę zasadniczą w art. 64.
1. Każdy ma prawo do własności, innych praw majątkowych oraz prawo dziedziczenia.
2. Własność, inne prawa majątkowe oraz prawo dziedziczenia podlegają równej dla wszystkich ochronie prawnej.
3. Własność może być ograniczona tylko w drodze ustawy i tylko w zakresie, w jakim nie narusza ona istoty prawa własności.
Śmiem twierdzić, że prawo własności pod jest silniej chronione od prawa do mieszkania. To pierwsze może być ograniczone jedynie poprzez ustawę. Temu drugiemu zaś bliżej do tzw. norm programowych, które stanowią bardziej deklarację dobrych chęci ze strony twórców obowiązującej konstytucji. Nie neguję wagi tych przepisów Konstytucji. Równocześnie jednak nie sposób nie zauważyć istotnej różnicy pomiędzy nimi a ich bardziej konkretnymi odpowiednikami.
Nie neguję przy tym potrzeby interwencji ustawodawcy w sytuacjach skrajnie szkodliwych. Tutaj wskazałbym w pierwszej kolejności na modny najem krótkoterminowy w stylu Airbnb. Z drugiej strony, patologię stanowią także najemcy, którzy nie chcą płacić czynszu i śmieją się w twarz wynajmującemu. Bezpieczny kredyt 2 proc., który błyskawicznie wywindował ceny mieszkań, zasługuje na honorową wzmiankę w tym kontekście.
Zamiast szkalować wynajmujących mieszkania, powinniśmy się skupić na zmuszeniu polityków do wzięcia się do roboty
Rozwiązanie sporu nasuwa się samo. Domagajmy się polityki mieszkaniowej z prawdziwego zdarzenia od osób, których psim obowiązkiem jest jej zapewnienie. Powinniśmy również oburzać się na wszelkie przejawy faworyzowania interesów określonych grup przy realizowaniu tej polityki. Natomiast w relacjach pomiędzy wynajmującymi i najemcami powinniśmy stosować zasadę równości stron i ich interesów wobec prawa.
Zamiast liberalnego „Wolność mojej pięści kończy się tam, gdzie zaczyna się czubek cudzego nosa” pozwolę sobie na odrobinę zdrowego legalizmu w postaci art. 31 ust. 2 Konstytucji RP:
Każdy jest obowiązany szanować wolności i prawa innych. Nikogo nie wolno zmuszać do czynienia tego, czego prawo mu nie nakazuje.
Słowo „każdy” podpowiada, że adresatami tej normy są wszyscy, wliczając w to także lewicowych publicystów.
Artykuł stanowi część cyklu „Wolność Gospodarcza„, prowadzonego na łamach Bezprawnika w ramach projektu komercyjnego realizowanego z Fundacją Wolności Gospodarczej. To założona w 2021 roku fundacja, której filarami jest liberalizm gospodarczy, nowoczesna edukacja, członkostwo Polski w Unii Europejskiej i państwo prawa. Więcej o działalności i bieżących wydarzeniach możecie przeczytać na łamach tej strony internetowej.