Premier Donald Tusk zapowiedział prawdziwą rewolucję. Los Funduszu Kościelnego wydaje się przypieczętowany, nawet jeśli został odwleczony w czasie. Finansowanie Kościoła w Polsce będzie ewoluowało w stronę dobrowolnego odpisu podatkowego przekazywanego przez wiernych. Innymi słowy: będzie prawie jak w Niemczech. Wbrew pozorom to znakomita wiadomość dla polskich podatników.
Rząd pracuje nad zastąpieniem funduszu Kościelnego zdrowszym rozwiązaniem
Prace nad likwidacją Funduszu Kościelnego jednak ruszają. W środę premier Donald Tusk uchylił rąbka tajemnicy dotyczącej planów rządu na uregulowanie relacji pomiędzy kościołami i związkami wyznaniowymi a państwem. Nie ma się przy tym co oszukiwać: tak naprawdę chodzi o relacje Kościoła katolickiego oraz pieniędzy z budżetu państwa.
Rządzący zadają sobie sprawę z tego, że Polacy zazwyczaj dość niechętnie patrzą na finansowanie działalności duchownych z budżetu państwa. Świadczą o tym nie tylko wyniki praktycznie wszystkich badań opinii publicznej na ten temat przeprowadzanych w ostatnich latach, ale także oburzenie społeczne na sam fakt uwzględnienia wydatków na Fundusz Kościelny w projekcie budżetu. Być może właśnie dlatego Donald Tusk poczuł się wywołany do tablicy. Szef rządu zapowiedział więc, że nadszedł czas na ucywilizowanie relacji z Kościołem.
Podjęliśmy decyzję o uzyskaniu informacji na temat funduszu kościelnego i źródeł finansowania, o powołaniu zespołu międzyresortowego. Będą tam wicepremier Kosiniak Kamysz, szef MSWiA Marcin Kierwiński, pani minister rodziny Dziemianowicz-Bąk, minister finansów, szef kancelarii premiera i rządowe centrum legislacji. Ten zespół dzisiaj przystępuje do pracy nad zmianą systemu finansowania funduszu kościelnego oraz finansowania kościołów z pieniędzy publicznych
Już wcześniej słyszeliśmy zapowiedzi ministra Andrzeja Domańskiego, który uspokajał Polaków. Likwidacja Funduszu Kościelnego miała być elementem szerszej reformy podatkowej. Ze względu na politykę przywracania przewidywalności tej gałęzi prawa i stosowania półrocznego vacatio legis nie ma się co spodziewać zmian w przyszłym roku. Nowy sposób na finansowanie Kościoła w Polsce zaplanowano na rok 2025.
Finansowanie Kościoła w Polsce ma opierać się na dobrowolnym odpisie od podatku PIT
Co nas dokładnie czeka? Premier Tusk wyjaśnia założenia przygotowywanej reformy:
Prace będą zmierzały w stronę systemu odpowiedzialności finansowej wiernych. Mówimy o dobrowolnym odpisie od podatku osób zainteresowanych. To musi być decyzja wiernych, a nie decyzja państwowa.
Innymi słowy: będziemy mieli w Polsce bardziej przyjazną wersję rozwiązania, które funkcjonuje na przykład w Niemczech. Pojawi się ścisłe powiązanie pomiędzy podatkiem dochodowym wiernych a transferami pieniężnymi na rzecz właściwego kościoła lub związku wyznaniowego. Trzeba przyznać, że jest to najrozsądniejsze wyjście, z którego w teorii zadowolone powinny być wszystkie strony.
Warto zauważyć, że elementem różniącym finansowania Kościoła w Polsce po reformie od niemieckiego Kirchensteuer jest silnie akcentowany element dobrowolności. Nie będzie to więc nowa powszechna danina nakładana na obywateli, ale możliwość dokonania kolejnego odpisu przy corocznym rozliczaniu podatku PIT. Tym samym nasze obciążenie podatkowe nie wzrośnie, a my i tak oddamy państwu dokładnie taką samą kwotę. System nie będzie wymagał od podatnika dokonywania apostazji, żeby się wymigać od przekazywania pieniędzy swojemu związkowi wyznaniowemu.
Co w przypadku, gdy ktoś akurat nie płaci podatku PIT, bo obejmuje go zwolnienie dla osób poniżej 26 roku życia, albo jego dochody mieszczą się w kwocie wolnej? Po prostu nie będzie miał co odpisać, podobnie jak w przypadku 1,5 proc. na organizacje pożytku społecznego. Takim osobom zostanie bardziej tradycyjny sposób dokładania się do funkcjonowania swojego kościoła albo związku wyznaniowego. Mowa oczywiście o dobrowolnych ofiarach na ten cel.
Wydaje się jednak, że Kościół katolicki nie powinien mieć powodów do narzekań. Wiele zależy od tego, jak dużą część dochodu będzie podlegać odpisowi. Dochody państwa z PIT w 2023 r. wyniosły 46,7 mld zł i prawdopodobnie będą rosły w kolejnych latach. Równocześnie zaplanowane na przyszły rok wydatki na Fundusz Kościelny wyniosą 257 mln zł. Nawet 0,5 proc. powinno wystarczyć do niemalże pełnego zastąpienia tego reliktu PRL.
Kościół powinien obawiać się nie rządu, ale odwetu własnych wiernych za lata skandali, arogancji i podlizywania się PiS
Bardziej prawdopodobnym rozwiązaniem wydaje się jednak odpis na rzecz Kościoła wynoszący 1 proc. Najważniejszym powodem jest to, że rządzący deklarują chęć przeprowadzenia uczciwych i otwartych konsultacjach społecznych w tej sprawie. Episkopat z pewnością będzie negocjować w taki sposób, by wyjść na reformie jak najlepiej. Może przy tym liczyć na konserwatywną część koalicji 15 października, a więc przede wszystkim na polityków PSL.
Nie wydaje się, by rządzący chcieli zrobić Kościołowi krzywdę. Premier zapowiedział nawet, że jego ministrowie mają nie ulegać pokusie „pokusie konfrontacji wokół religii czy wokół Kościoła”. Problem w tym, że takiej pokusie mogą masowo ulec Polacy. Mogą w końcu zdecydować, że nie chcą, by pieniądze z ich podatku trafiły do katolickich duchownych.
Pokusa finansowego odwetu będzie szczególnie silna wśród tej części społeczeństwa, która nie akceptuje nauki społecznej polskiej wersji katolicyzmu, zaangażowania politycznego kościelnych hierarchów po stronie PiS oraz ich udziału w tuszowaniu afer obyczajowych. Odsetek katolików spada w społeczeństwie nie bez powodu. Paradoksalnie zyskać na tym mogą pozostałe wyznania, które podatnicy będą mogli wskazywać w swoim zeznaniu niejako na złość biskupom.
Tak obmyślone finansowanie Kościoła w Polsce sprawi, że duchowni będą musieli intensywniej zabiegać o wsparcie ze strony swoich wiernych. To system znacznie zdrowszy niż dotychczasowa kroplówka ze strony państwa, na którą obywatele nie mają żadnego wpływu.