W Sylwestra wyszedł nowy dodatek do Heroes of Might and Magic III. I nie byłoby w tym nic dziwnego, bo przecież dodatki do gier wychodzą cały czas, gdyby nie to, że gra ma 25 lat a rozwinięcie jest w pełni fanowskie.
Swoje pierwsze „Herosy” miałem oczywiście spiracone i nagrane na płytkę przez lokalnego, osiedlowego „dostawcę”. Mam nadzieję, że ćwierć wieku od daty swobodnego potraktowania przeze mnie praw autorskich nikomu nie robi to problemu. Nie jestem w tej historii sam, za sukcesem tej gry stała właśnie skala nielegalnego kopiowania treści tak w Polsce, jak i w krajach naszego regionu. Wtedy jeszcze uzbrojonego w wyraźnie słabsze komputery, niż nasi bogatsi eurosąsiedzi z zachodu albo Amerykanie z USA, co też pomogło, bo piszę tu o grze o niewygórowanych wymaganiach sprzętowych. Gry wtedy rozchodziły się przeważnie nielegalnie, także dlatego, że były drogie. Może gdzieś w piwnicy albo na strychu ktoś jeszcze ma gazety branżowe z tamtych czasów. Niech porówna ceny gier z tymi, jakie co bardziej profesjonalni piraci zamieszczali w swoich katalogach – naprawdę było coś takiego i przypuszczam, że też są strychy i piwnice, gdzie można znaleźć takie cuda. Różnice były spore. Cóż, taka specyfika biednych lat 90. Najlepiej wspominają je ci, którzy urodzili się długo po nich.
Lewe płyty już się porysowały, ale fani zostali
Dystrybutorzy legalnych kopii mogli jednak odbić swoje przy sprzedaży kolejnych części serii. Nowe odsłony z coraz wyższymi liczebnikami trafiały na coraz lepsze gospodarczo lata i grubsze portfele, ale też szerszą bazę potencjalnych klientów którzy stali się nimi właśnie dzięki pirackim kopiom. Lewe płyty już się porysowały, ale fani zostali. I mają swoje kopie dzięki legalnej, przeważnie cyfrowej, dystrybucji. „Hirawka”, czyli facebookowa grupa polskich miłośników gry ma prawie 18 tysięcy członków. Spośród znanych fanów „Herosów” warto wymienić Jakuba Kuleszę, byłego posła, a także Jakuba Wiecha, czołowego polskiego dziennikarza piszącego o energetyce i Kamila Cebulskiego, przedsiębiorcę i twórcę Uczelni ASBIRO.
Jak się okazało, redaktor naczelny Bezprawnika też jest graczem i kiedy dowiedział się o tym, że i ja gram, choć w trybie niedzielnym i dla relaksu, nie jest to wyczynowe granie, to zachęcił mnie do napisania tego tekstu. Mamy więc żywe środowisko, spotykające się także poza Internetem, animujące wydarzenia takie jak turnieje, ale również te o wyraźnej, kulturowej wadze, takie jak Heroes Orchestra. Nieźle, jak na grę komputerową – staruszkę, bo gry komputerowe jednak starzeją się inaczej, niż na przykład szachy. A ta jakby się wyłamywała spod tej reguły.
Dlatego, że udało się jej przebić barierę pomiędzy byciem korporacyjnym produktem a czymś jakże osobistym. Solidna baza fanów jest tu najprawdopodobniej podstawą pod to, że niektórzy z nich będą mieli umiejętności pozwalające rozwijać grę. I tak się stało. HOTA Crew robi to dobrze jednocześnie ślizgając się po wątkach popkultury i pozostając w zgodzie z lore uniwersum. Ich pierwsza propozycja, dodatek z zupełnie nowym i grywalnym zamkiem utrzymanym w scenerii pirackiej już był czymś wysokiej klasy, najnowsze rozszerzenie, dodatek z tym razem zamkiem utrzymanym w scenerii nawiązującej do westernu i klimatu „weird west” to równie dobra rozrywka. Choć trzeba przyznać, robię to z perspektywy fana, ale jednak grającego w grę trochę jak w pasjansa, a nie pokera na pieniądze, że tryb kampanijny jest wyzwaniem.
Luźny stosunek do własności intelektualnej
To wszystko prowadzi mnie do jakiejś konstatacji. Zupełnie za darmo można dziś mieć całkiem miłe rozrywki, ale tu jest coś więcej. Luźny stosunek do własności intelektualnej (czyżby dostępny już od jakiegoś czasu “piracki zamek” Cove był zwierciadłem tego zjawiska?) jaki był w Polsce 25 lat temu, geografia międzynarodowych grup fanowskich pokazuje, że tak też było w Rosji, na Bałkanach, na Ukrainie, Litwie czy na Węgrzech, zaowocował twórczym przetwarzaniem zdawać by się mogło zamkniętego produktu i finalnie zarobili na tym wszyscy, także posiadacze praw do intensywnie i nielegalnie kopiowanego dzieła, choć oni akurat dopiero po piratach.
To jest jakiś głos w debacie o prawach autorskich, które w moim odczuciu w dobie Internetu powinny być po prostu ułożone inaczej i obowiązywać krócej, bo ludzie i tak będą grzebać przy produktach kultury. Możemy jej dostać więcej i ciekawszej jeżeli wymyślaniem kolejnych przygód naszych ulubionych bohaterów, czyli tych, których już znamy, zajmą się nie tylko korporacje. Jasne, jest coś takiego jak scena fanfików, ale co by było gdyby dostała właśnie takie podrasowanie? Nie jest to rzecz jasna mój głos poparcia dla nielegalnych działań.
Jest wprost przeciwnie, Bonanza (ta kojarzy mi się z najnowszym dodatkiem) tamtych czasów już nie wróci, twórcy mają prawo do zysków i ich egzekucji, ale więcej zarobią, jeśli do twórczości będzie zaproszone szersze grono, bo w ten sposób łatwiej i szybciej będą popularyzować się ich pierwotne pomysły. Ich przerabianie i rozbudowywanie jest przecież świetną zabawą. Na którą można też zarobić.
Politolog, filozof, komentator i felietonista. Ma na koncie książki o libertarianizmie, filmy o wolnorynkowych ekonomistach, doświadczenie w trzecim sektorze i związaną z nim pracą u podstaw.