Opublikowano długo wyczekiwany projekt ustawy o kredycie mieszkaniowym. Tym razem nie będzie to „bezpieczny kredyt 0%”, tylko „kredyt mieszkaniowy #naStart”. Zgadza się: z hashtagiem i bez przerwy pomiędzy członami. Jeżeli ktoś myśli, że nie mam się już czego czepiać, to się myli. Nazwa to najmniejszy problem z tym programem, choć zarazem wiele mówiący o mentalności naszych polityków.
Koalicja Obywatelska w pewnym sensie zaczęła na poważnie realizować jedną ze swoich obietnic
Wreszcie jest: kolejny rządowy program mieszkaniowy, którego społeczeństwo nie oczekiwało i który raczej nie uzdrowi sytuacji na rynku nieruchomości w Polsce. Mowa oczywiście o następcy Bezpiecznego Kredytu, który dodatkowo pogorszył sprawę. Poprzez dodatkowe wpompowanie w rynek pieniędzy zwiększył i tak wysoki popyt na mieszkania, co przy mniej-więcej stałej ich podaży mogło zaowocować jedynie dalszym wzrostem cen. Kto mógł przewidzieć taki obrót sprawy? Właściwie wszyscy, najwyraźniej z wyjątkiem pomysłodawców.
Wspominam o tym dlatego, że przed wyborami Koalicja Obywatelska z jakiegoś powodu postanowiła przelicytować poprzednią władzę. Tym razem nie chcę jakoś bardzo wypominać tej partii kolejnej pozycji z listy „100 konkretów”. Nie dość, że właśnie wzięli się za realizację tej obietnicy na poważnie, to jeszcze właściwie wolałbym, żeby akurat w tym przypadku dali sobie spokój. Warto jednak przypomnieć, co dokładnie KO obiecało Polakom. Przyda się, gdy będziemy porównywać z założeniami, jaki przyjął opublikowany w poniedziałek projekt ustawy o kredycie mieszkaniowym #naStart. Tak, z hashtagiem. Do niego jeszcze wrócimy.
91. Wprowadzimy kredyt z oprocentowaniem 0% na zakup pierwszego mieszkania.
Jak widać, KO nie obiecywało w tym przypadku niczego przesadnie skomplikowanego. Co nam dostarczyło? W zasadzie będziemy mogli skorzystać kredytu z oprocentowaniem 0% pod warunkiem, że spełnimy określone kryteria wskazane w projekcie. Przede wszystkim zastosowanie tego programu ogranicza limit wieku. Osoby powyżej 35 roku życia będą mogły obejść się smakiem. Należy już teraz wspomnieć, że nowe rozwiązanie zastąpi Bezpieczny Kredyt oraz rodzinne kredyty mieszkaniowe.
Projekt ustawy o kredycie mieszkaniowym na dobrą sprawę mógłby napisać PiS i nie dostrzeglibyśmy dużej różnicy
Jak podaje portal infor.pl, w tym przypadku wszystkie istotne parametry uzależnione są od liczby osób w gospodarstwie domowym, czytaj: liczby dzieci. Dotyczy to nie tylko samej preferencyjnej stopy procentowej dopłaty do raty. Wskaźnik potomstwa wyznaczy także limit kwoty objętej dopłatą oraz próg dochodowy uprawniający do najkorzystniejszego przelicznika.
- Singiel: 1,5% dopłaty do raty kredytu z własnej kieszeni. Program obejmujące 200 tys. zł kapitału, limit miesięcznego dochodu: 7 tys. zł netto, maksymalnie 40 m² mieszkania;
- Bezdzietna para: 1,5% dopłaty, limit 400 tys. zł kapitału, limit dochodu: 13 tys. zł, maksymalnie 60 m²;
- Para z jednym dzieckiem: 1% dopłaty, limit 450 tys. zł kapitału, limit dochodu: 16 tys. zł, maksymalnie 80 m²;
- Dwójka dzieci: 0,5% dopłaty, limit 500 tys. zł kapitału, limit dochodu: 19,5 tys. zł, maksymalnie 100 m²;
- Trójka dzieci: 0% dopłaty, limit 600 tys. zł kapitału, limit dochodu: 23 tys. zł, maksymalnie 120 m²;
Limity nie są nieprzekraczalne. Po prostu zamożniejszych kredytobiorców obejmie mechanizm obniżania kapitału objętego programem. W przypadku singli będzie to 50 gr mniej za każdą złotówkę powyżej limitu, dla liczniejszych gospodarstw domowych 25 gr za złotówkę.
W założeniu projekt ustawy o kredycie mieszkaniowym #naStart ma łączyć politykę mieszkaniową z polityką prorodzinną. Młode małżeństwa, najlepiej z dziećmi, będą mogły sobie kupić mieszkanie dzięki preferencyjnym warunkom kredytu hipotecznego. Gwarancję spłaty części, którą weźmie na siebie państwo, zapewnia Bank Gospodarstwa Krajowego. W grę wchodzi także kilka nowych mechanizmów, między innymi kredyt konsumencki na sfinansowanie partycypacji lub wkładu mieszkaniowego na przykład na wkład w spółdzielni, społecznej inicjatywie mieszkaniowej albo towarzystwie budownictwa społecznego.
Kolejny rządowy program mieszkaniowy trapią wszystkie stare problemy, a niepotrzebny hashtag to jedyna nowość
Kluczowym pytaniem jest to, czy projekt ustawy o kredycie mieszkaniowym #naStart zmieni cokolwiek istotnego? Byłbym co do tego sceptyczny. Owszem, beneficjenci programu z pewnością się ucieszą. Która z osób chcących kupić mieszkanie nie chciałaby skorzystać z możliwości zakupienia go na warunkach porównywalnych z zakupem telewizora na raty 0%? Autentycznie cieszę się ich szczęściem. Nie sposób jednak nie zauważyć, że na poziomie systemowym wszystko zostaje po staremu. Państwo dofinansowuje młodych rodziców, na wszystkim i tak na koniec zarobią banki oraz deweloperzy.
Cały ten wywód ma nie tylko nakreślić pokrótce, z jakiego rodzaju programem mieszkaniowym mamy do czynienia tym razem. Chcę przy okazji zaznaczyć, że dostrzegam całkiem sporo mniejszych i większych dziur w całym. Doceniam za to te wszystkie limity, warunki i ograniczenia, które sprawiają, że #naStart będzie nawet czterokrotnie tańszy niż Bezpieczny Kredyt. Ten nieszczęsny hashtag w nazwie ustawy jest chyba najmniej istotną z nich. Równocześnie jednak on tam cały czas jest. Dlaczego? Trudno oprzeć się wrażeniu, że chodzi o jakiś niezbyt udany polityczny marketing.
Nie zrozumcie mnie źle. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że każdą reformę trzeba „sprzedać” wyborcom. Dlatego politycy starają się tworzyć chwytliwe nazwy swoich programów: Bezpieczny Kredyt, Rodzina 800 Plus, wszystkie możliwe tarcze od antykryzysowej po antyfliperską. Nazwa „Mieszkanie na start” brzmiała dobrze. Być może ktoś uznał, że dodanie hashtaga i zapisu rodem z serwisu X sprawi, że będzie „fajniej” i „młodzieżowo”. Bardziej prawdopodobne wydaje mi się jednak to, że taki hashtag ułatwi chwalenie się w mediach społecznościowych.
Pytanie jednak, czy politycy obozu rządzącego przesiadują na tych samych portalach, co ich wyborcy? Na niegdysiejszym Twitterze hashtagi są ważne. Tyle tylko, że jest to w Polsce bardzo niszowy serwis dla osób zainteresowanych światem polityki, mediów i celebrytów. Korzysta z nich także TikTok, ale stali bywalcy tego serwisu raczej nie myślą o żadnym kredycie hipotecznym. Masy zwykłych Polaków przesiadują raczej na Facebooku, gdzie hashtagi są rzadziej stosowane. Wiele osób może wręcz zachodzić w głowę, skąd się wzięła „ta kratka”. Może więc lepiej nie mieszać legislacji z social media, skoro nie stoją za tym żadne korzyści?