Kończysz wymarzone studia ze świetnym wynikiem. Czujesz, że cały świat jest u Twoich stóp, w końcu skończyłeś trudny kierunek. Szukasz pracy nie tylko w Polsce, ale też za granicą – żyjesz w świecie bez granic, a poza tym wszyscy wiemy, jak to jest w Polsce. Przecież po to właśnie zapłaciłeś za przetłumaczenie suplementu do dyplomu. Potem zastanawiasz się, kiedy studiowałeś „regarding juvenile procedure„?
Absolwenci psychologii na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego wstydzą się swoich dyplomów ukończenia studiów. Nie chodzi o to, że jakość nauczania na tej uczelni jest niska, lecz o to, że uniwersytet nie potrafi poprawnie przetłumaczyć nazw przedmiotów na język angielski.
Studenci z załączonego odpisu dyplomu wraz z suplementem w języku angielskim dowiedzieli się, że według tłumacza przedmiot o nazwie seksuologia kliniczna to clinical seksuologia. To niestety nie jest jedyny błąd w dokumencie. Inne ciekawe przedmioty, jakie ukończyli w toku studiów to conduct for parents school (prowadzenie szkoły dla rodziców) czy input to economic psychology (wprowadzenie do psychologii ekonomicznej). Postępowanie w sprawach nieletnich zostało przetłumaczone jako regarding juvenile procedure. Nie wspominając już o takich rzeczach jak podwójne spacje czy duże litery w losowych słowach.
Uniwersytet Gdański prowadzi kurs „Subordinations from substance theory psychoaktywnych center, assistance”
Równie zabawne, jak tłumaczenie suplementu jest tłumaczenie pracowników Uniwersytetu Gdańskiego. Jak się okazuje, nazwy przedmiotów zostały przetłumaczone poprawnie. Zostały jedynie źle wprowadzone do systemu, który je automatycznie zaciągnął. Tłumaczenia są dobre – to system ich nie zrozumiał. Strasznie mnie śmieszą takie wymówki. To brzmi trochę, jakby Uniwersytet Gdański testował pracę opracowanej przez siebie sztucznej inteligencji, która miałaby konkurować z botami opisującymi nieistniejące sesje giełdowe.
Tymczasem z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością możemy przypuszczać, że zamieszanie zostało spowodowane nie przez błędy systemu, a przez nasze podejście. Oto władze uczelni zapewne poskąpiły wydatków na tłumacza, który mógłby przygotować ładną listę nazw przedmiotów w języku angielskim. Zamiast tego przekład zlecono pani Krysi w dziekanacie, która przecież angielski miała na studiach 20 lat temu. Ta klnąc pod nosem na „głupie wymysły szefa” usiadła do tłumacza Google i wyszło to, co wyszło. Za całą sytuację nie należy obwiniać pani Krysi, tylko tego, kto takie tłumaczenie jej zlecił. Przecież żyjemy w tym samym kraju i doskonale wiemy, że takie rzeczy nie są winą mitycznego „systemu”, którym uwielbiamy się tłumaczyć tylko naszego polskiego, przaśnego stylu zarządzania.
Uniwersytet Gdański zapewnił, że studenci otrzymają nowe tłumaczenia w najbliższym czasie. Tymczasem pracownikom przydałby się język angielski w pracy.
źródło: tvn24.pl