Od jakiegoś czasu na rynku nieruchomości zapanowała względna stabilizacja. Tempo wzrostu wyhamowało, i mimo tego, że w porównaniu do analogicznego okresu poprzedniego roku wzrost jest co najmniej kilkunastoprocentowy, to już porównując ceny miesiąc do miesiąca lub kwartał do kwartału sytuacja przedstawia się inaczej. Coraz częściej pojawiają się też głosy, że ceny ofertowe mieszkań, zwłaszcza na rynku pierwotnym, sięgnęły sufitu. Czy faktycznie tak jest i czy w takim razie czeka nas wreszcie spadek cen nieruchomości?
Czy wreszcie czeka nas spadek cen nieruchomości?
Odczyt indeksu urban.one, przygotowywany dla „Bankiera” i „Pulsu Biznesu” wyniósł w czerwcu 113,39 pkt, co oznacza wzrost względem poprzedniego miesiąca, ale niewielki – bo jedynie o 0,18 pkt. To jednocześnie najniższy przyrost od roku, co sugeruje, że tempo wzrostu cen nieruchomości mocno wyhamowało – mimo tego, że w porównaniu do analogicznego okresu poprzedniego roku wzrost nadal jest duży.
Wolniejsze tempo wzrostu cen ma niewątpliwie związek z mniejszym popytem – dane Otodom Analytics potwierdzają, że np. w lipcu na siedmiu największych rynkach sprzedano jedynie 3 tys. mieszkań z rynku pierwotnego – czyli de facto najmniej od stycznia 2023 r., gdy poziom sprzedaży również utrzymywał się na bardzo niskim poziomie. Dla lepszego zobrazowania słabej sprzedaży w lipcu należy zauważyć, że w porównaniu do czerwca 2023 r. – czyli miesiąca poprzedzającego ten, w którym ruszył Bezpieczny Kredyt – sprzedaż mieszkań deweloperskich spadła aż o 40 proc. Warto też dodać, że mimo tego, że deweloperzy starali się wprowadzać nowe mieszkania na rynek stopniowo, to ostatecznie na siedmiu największych rynkach liczba lokali w ofertach sprzedaży pod koniec lipca 2024 r. wyniosła aż 51,5 tys. – czyli najwięcej od sześciu lat.
Czy to oznacza, że deweloperzy zostaną zmuszeni do obniżenia cen mieszkań i wreszcie czeka nas spadek cen nieruchomości? Część ekspertów uważa, że to realne; jak twierdzi Michał Kubicki, ekspert Komitetu ds. Nieruchomości Krajowej Izby Gospodarczej,
Nie ulega wątpliwości, że osiągnięte poziomy cenowe mieszkań na największych rynkach pierwotnych doszły już do sufitu. Wobec trudności z wprowadzeniem nowego programu „Kredyt na Start”, korekta cen jest nieunikniona. Jej poziom będzie zależał od uruchomionej podaży, która nie znajdzie chętnych. Istotne jest także, gdzie spadek cen znajdzie poziom odbicia.
Sytuacja w kolejnych miesiącach zależy w dużej mierze od rządzących
Nie da się zatem ukryć, że najprawdopodobniej jeśli rząd nie wprowadziłby Kredytu na start (lub zdecydowałby się na program w mocno okrojonej wersji), Polacy mogliby w końcu doczekać się prawdziwej korekty cen nieruchomości. Czy jednak tak się stanie, zależy to w dużej mierze od rządzących i ich dalszych decyzji.