Polaków straszono Unią Europejską na długo przed 2004 rokiem. Przeciwnicy naszej integracji z UE straszyli, że nastąpi wielki skok cen i Polacy zubożeją. Twierdzili, że przedsiębiorstwa upadną, a kraj straci niepodległość, ponieważ zostanie zdominowany przez „obce siły działające w starej UE”. Ba, w wielu ulotkach, którymi zaśmiecono nawet niektóre świątynie, można było przeczytać, że te „obce siły” mają plan zmniejszenia liczby Polaków. W tej kłamliwej wizji, integracja Polski z innymi demokratycznymi państwami Zachodu, w ramach Unii, to miała być istna apokalipsa.
Autorem felietonu jest Prof. Artur Nowak-Far, ekonomista i prawnik, jest doradcą programowym ds. euro w Fundacji Wolności Gospodarczej, profesorem Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
Polacy nieustraszeni
Polacy nie dali się zastraszyć. Dominująca, ponad 70-procentowa większość tych osób, które wzięły udział w referendum akcesyjnym opowiedziała się za przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Okazało się, że ci, co straszyli, nie mieli racji. Polska zwiększyła wówczas swoją suwerenność, wzmocniła gospodarkę, podwyższyła dostępny Polakom standard życia, a lwia cześć mieszkańców naszego kraju (w tym polscy rolnicy) stała się bogatsza.
Korzyści z Unii Europejskiej
Wszystkie te dobre skutki integracji Polski z UE nastąpiły dlatego, że Polska skorzystała z unijnych swobód: przepływu osób, towarów, usług, i kapitału, a także z innych reguł unijnego rynku wewnętrznego. Także pomimo tego, że również przedsiębiorcy z innych państw członkowskich UE mogli z tych swobód skorzystać w Polsce: jako pracownicy, eksporterzy towarów i usług, czy jako inwestorzy. Krótko mówiąc – to co miało być zagrożeniem dla Polaków stało się dla nich wielką szansą, z której wielu z nich skorzystało bezpośrednio lub pośrednio. Warto zauważyć, że pośrednio skorzystali nawet ci, którzy nie uczestniczyli aktywnie w gospodarce – przecież także ich świadczenia były możliwe ze względu na wzrost gospodarczy, który w znacznym stopniu przyśpieszył.
Najistotniejsza korzyść, którą obywatele Polski mają z jej członkostwa w UE ma także charakter pośredni – strategiczno-polityczny. Członkostwo to trwale zakotwicza bowiem nasz kraj w grupie demokratycznych państw Zachodu. Ma to znaczenia strategiczne, ponieważ utrwala w Polsce – poprzez ustalenie reguł, których nie mogą łatwo zmienić rządzący – porządek demokratyczny oparty na rządach prawa, a także wzmacnia udział w innych aliansach, w szczególności w NATO (a więc w aliansie o charakterze obronnym) oraz w Radzie Europy (a więc w strukturze, która ma żywotne znaczenia dla utrzymania właściwej, wysokiej jakości demokracji, a w tym kontekście, ochrony praw podstawowych obywateli).
O euro Polacy rozmawiali także przed akcesem Polski do Unii
W debacie poprzedzającej referendum akcesyjne Polski w 2003 r. przyjęcie jednolitego pieniądza euro było jednym z ważniejszych tematów. Dla Polaków, których ta sprawa interesowała (a było ich wielu) było jasne, że następstwem przystąpienia Polski do UE będzie szybkie przyjęcie euro. Także tu straszono ludzi, że będzie to istny Armagedon: że ceny i opłaty wzrosną, a płace i świadczenia spadną. Natomiast rzetelnie zmierzone wskaźniki ekonomiczne wskazują, że w żadnym państwie, które wprowadziło euro wspomniane „strachy” nie miały miejsca.
Straszenie euro a rzeczywistość
I tu działa ogólniejsza prawidłowość, którą zaobserwowaliśmy w odniesieniu do innych obszarów integracji, na przykład swobód rynku wewnętrznego. Z tego, że zobowiązujemy się do przestrzegania określonych reguł unijnych nie wynika jedynie to, że inni z tego naszego zobowiązania korzystają, ale także to, że my korzystamy z tego, że inne państwa stosują te same reguły wobec nas. Z euro jest podobnie. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że zastąpienie pieniądzem euro waluty krajowej wymaga przystąpienia do jednolitej polityki pieniężnej UE, ale ta polityka jest kształtowana także przez nas, zaś reguły zapewniające euro stabilność i wiarygodność (m.in. te zakazujące psucia finansów publicznych) są dla zwykłych obywateli korzystne. To dlatego wzrost cen i koszty kredytów są w strefie euro znacznie niższe niż w Polsce.
Jak sobie damy radę ze wspólnym ustalaniem jednolitej polityki pieniężnej będzie zależeć od tego, jakie będziemy mieć argumenty i jak bardzo osoby te argumenty przedstawiające (prezesi NBP) będą w stanie zyskać posłuch u innych prezesów banków centralnych strefy euro. W moim przekonaniu mogą tu występować jakieś obawy – ale wynikają one z oceny jakości tych osób, które miałyby nas tu obecnie reprezentować.
Debaty o euro nie należy się obawiać. Gdyby w okresie przystępowania Polski do Unii Europejskiej była taka sama niechęć do rozmów, to być może nadal byśmy w tej wspólnocie państw nie byli, a jedynie coś o tym przebąkiwali. Po latach wiemy, ile byśmy stracili. W raporcie Fundacji Wolności Gospodarczej „Polska na jednolitym rynku UE – korzyści, bariery, reformy” wyliczono, że w 2000 roku, na kilka lat przed wejściem do UE, PKB per capita w Polsce wynosiło 48% średniej UE. W 2022 roku PKB per capita wyniosło już prawie 80% średniej unijnej.