Błonica w Polsce stała się chorobą praktycznie już zapomnianą. I całe szczęście, bo zgodnie z historycznymi przekazami – gdy choroba ta początkiem XX wieku zawitała do danej miejscowości, zabierała połowę mieszkających tam dzieci. Dzięki szczepieniom problem udało się zwalczyć. Niestety, obecne trendy związane z unikaniem szczepień, sprawiają, że choroba znów zaczyna się pojawiać.
Na świecie błonica wciąż występuje
W krajach europejskich zapomina się o wielu chorobach. I całe szczęście, dawniej bowiem przeżycie wieku dziecięcego było prawdziwym wyzwaniem. Epidemie pojawiały się nagle i dziesiątkowały populację w danej miejscowości. Oczywiście najbardziej narażone na zachorowanie (a wraz z nim na śmierć) były dzieci.
Choroby, takie jak właśnie błonica, budziły strach. I trudno się dziwić. Każdy bowiem znał kogoś, czyje dziecko zmarło na błonicę. Historie o śmierci w straszliwych męczarniach (u chorego pojawiają się błony rzekome w gardle, więc dziecko zwyczajnie się dusiło) krążyły, a każde wspomnienie tej choroby wywoływało panikę. I bardzo dobrze, gdyż takie epidemie potrafiły być naprawdę niebezpieczne.
Błonica w Polsce nie występowała przez ponad 30 lat
Z czasem udało się opracować szczepionki na większość chorób zakaźnych. Doprowadziło to do sytuacji, że wspomniana już błonica w Polsce nie występowała przez blisko 3 dekady. Ostatnie masowe zachorowania na błonicę miały miejsce w latach 90. XX wieku. Od tego czasu pojawiały się pojedyncze przypadki, jednak były to niezwykle rzadkie sytuacje.
Niestety, obecnie do szpitala w Polsce trafiło dziecko z błonicą. Jego stan lekarze określali mianem ciężkiego. Dziecko oczywiście nie było na tę chorobę zaszczepione, a na te bakterie trafiło podczas zagranicznych wakacje. Błonica w Polsce do niedawna nie stanowiła zagrożenia, ponieważ większość populacji była na tę chorobę (oraz wiele innych) zaszczepiona. Teraz, w obliczu niechęci do szczepień, epidemiolodzy już drżą. Chore dziecko bowiem miało kontakt z innymi i już pojawiło się podejrzenie wystąpienia tej choroby u kolejnego małego pacjenta (początkowo objawy błonicy przypominają anginę).
Nie szczepiłeś dziecka? To zapłać za leczenie!
I tu pojawia się właśnie problem ze szczepieniami, czy raczej ich brakiem. Świat stał się mały, ludzie podróżują. O ile błonica w Polsce praktycznie nie występuje (czy może raczej należałoby tutaj użyć czasu przeszłego), to w innych krajach (zwłaszcza afrykańskich), gdzie nie ma tak dobrego dostępu do szczepień, czy leków, wciąż stanowi zagrożenie.
Osoby dorosłe, które obecnie wychowują swoje małe dzieci, to w większości przypadków ludzie zaszczepieni (20, czy 30 lat temu ruch antyszczepionkowy praktycznie nie istniał). Oni nie są więc narażeni na zachorowanie i nie znają tragicznych historii o wpływie chorób zakaźnych na nieodporny organizm dziecka. Takie osoby jadą bezrefleksyjnie za granicę, zabierając swoje niezaszczepione potomstwo. I tu pojawia się problem. Dziecko ma bowiem kontakt z chorobą i nie ma przeciwciał (które by były w organizmie, gdyby rodzice hołdowali obowiązkowi szczepień). Maluch więc choruje, a rodzice z rozpaczą przybiegają do lekarza (tego samego, którego unikali, żeby nie szczepić dziecka) i proszą o pomoc.
Kosztowne leczenie chorób, które nie powinny już występować
A pomoc w przypadku chorób zakaźnych jest problematyczna (tak, jest lek na błonicę, ale nie jest on na wyposażeniu każdego szpitala, bowiem choroba ta w Polsce praktycznie nie występowała. Co więcej, lek ten jest skuteczny, o ile jest odpowiednio szybko podany) oraz kosztowna. To konieczność odizolowania chorego, monitorowania jego stanu, sprowadzenia i podania leków, a także wiele innych kosztownych usług medycznych.
W tym momencie nasuwa się myśl, że skoro dorosłe osoby (rodzice) świadomie podjęli decyzję o tym, że nie zaczepią swojego dziecka, powinni ponieść konsekwencję takiego działania. Skoro podejmują ryzyko dotyczące nieprzyjęcia szczepionki, niech odpowiedzą na skutki. Zapewne kolejki do gabinetów szczepień byłyby dłuższe, gdyby rodzice niezaszczepionych dzieci (które zapadły na chorobę, będącą wynikiem właśnie braku szczepienia) musieli pokryć koszty ich leczenia. Dziecko powinno otrzymać pomoc natychmiast – to nie podlega dyskusji. Ale rodzice powinni za tę pomoc zapłacić, bo tej sytuacji by nie było, gdyby uwierzyli, że lekarze nie chcą dziecka zabić, a jedynie sprawić, że będzie się zdrowo rozwijało.
Narażenie dziecka na niebezpieczeństwo
Warto się również w tym momencie zastanowić, czy unikanie szczepień i jednoczesne zabranie dziecka na egzotyczne wakacje (czy ogólnie na wakacje w miejsce, gdzie choroby zakaźne wciąż są spotykane) nie wyczerpuje znamion przestępstwa opisanego w art. 160 kodeksu karnego. Zgodnie z nim bowiem:
1. Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
2. Jeżeli na sprawcy ciąży obowiązek opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
3. Jeżeli sprawca czynu określonego w § 1 lub 2 działa nieumyślnie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Patrząc na tę regulację, rodzice dziecka z pewnością narazili go na niebezpieczeństwo utraty życia (tak, błonica wciąż jest uznawana za chorobę śmiertelną). Należałoby jednak przyjąć, że działali nieumyślnie, kara więc byłaby nieco mniej surowa, jednak na logikę – czytając doniesienia o tym nowym przypadku błonicy, można stwierdzić, że doszło do popełnienia takiego przestępstwa (oczywiście zakładając, że znamy wszystkie kluczowe dla sprawy okoliczności).
Szczepienia naprawdę pomagają
Nieco inaczej sytuacja by wyglądała, gdyby chore dziecko faktycznie miało na tyle słaby organizm, że nie jest w stanie przyjmować szczepień (co jest niezwykle rzadkie, jednak się zdarza. I nie mówimy tu o lekkiej gorączce po szczepieniu, czy też niewielkiej narośli, która pojawia się czasem w miejscu wkłucia, a o poważnych komplikacjach zdrowotnych). Takie sytuacje jednak pokazują, jak ważne jest, aby zaszczepieni byli wszyscy, którzy mogą.
Załóżmy bowiem że błonica w Polsce znów się pojawia i to niestety na większą skalę. Niezaszczepione osoby (które nie mogą być zaszczepione z przyczyn medycznych) czują się, jakby ciążył na nich wyrok śmierci. A tak by nie było, gdyby wszyscy wokół nich byli zaszczepieni. Wtedy choroba nie miałaby się jak rozwijać i zarażać kolejnych osób. Ktoś jeszcze chce bronić antyszczepionkowców? Ktoś jeszcze chce twierdzić, że szczepionki powodują autyzm (przypominamy, że twórca tamtych badań przyznał się do sfabrykowania danych), lub powodują, że jesteśmy kontrolowani przez Matrixa?