Amazon to największy sklep internetowy na świecie, który zaczynał jako księgarnia internetowa, a obecnie da się w nim kupić chyba wszystko, co legalne. Choć ma ogromne obroty, to okazuje się, że korporacja nie zapłaci podatku dochodowego. Ale to nic niezwykłego – im firma bogatsza, tym łatwiej jej unikać opodatkowania.
Obroty Amazonu robią wrażenie. Jak wynika z publicznie dostępnych danych, tylko w 2017 r. przychody korporacji Jeffa Bezosa (obecnie najbogatszego człowieka na świecie) wyniosły niemal 180 miliardów dolarów. Dla porównania, obroty sklepów sieci Biedronka (Jeronimo Martins) w 2016 r. nie przekroczyły 10 miliardów euro. Bezos w ostatnich latach zrobił z Amazonu świetną maszynką do zarabiania pieniędzy. Choć od 2014 roku obroty zwiększyły się „zaledwie” dwukrotnie, to zyski wzrosły z marnych 241 milionów dolarów do, bagatela, 3 miliardów.
Amazon: podatki są dla słabych
Okazuje się jednak, że sukcesy finansowe Amazonu niekoniecznie przekładają się na wysokość płaconych przez niego podatków. Jak wynika z tekstu opublikowanego przez portal SFGate, Amazon nie zapłaci federalnego podatku dochodowego za 2017 rok. Przyczyn jest kilka.
Po pierwsze: obniżka podatku dochodowego od firm na mocy decyzji Donalda Trumpa. Tylko ten ruch prezydenta USA – notabene bardzo nielubianego przez Bezosa – pozwoliło na uniknięcia zapłaty ponad 700 milionów dolarów daniny na rzecz państwa. Do tego dzięki sprytnym (choć oczywiście legalnym) zabiegom księgowym związanym z tym, że pracownicy Amazonu otrzymują akcje firmy jako premie czy innego rodzaju bonusy, udało się zmniejszyć wysokość należnego podatku. Efekt jest oszałamiający. W 2016 roku Amazon zapłacił w sumie ponad miliard dolarów w podatkach federalnych. W 2017 roku nie zapłaci ani grosza (a właściwie, to ma nadpłatę w wysokości 137 milionów dolarów). Wynika to z dostępnego raportu finansowego, który znajdziecie tutaj.
Oczywiście nie oznacza to, że Amazon dokonywał jakichś nielegalnych działań. Normalną i powszechną praktyką przedsiębiorców jest szukanie sposobów na zmniejszenie obciążeń fiskalnych. Nie da się jednak ukryć, że ogromne korporacje się w tym wręcz wyspecjalizowały, i wcale nie jest to jakiś nowy wynalazek. O podatkowe machinacje oskarża się choćby Google czy Apple, które walczy z Komisją Europejską o to, czy legalnie unikało opodatkowania w Irlandii.
Korporacje mówią „nie” płaceniu podatków
W skądinąd bardzo ciekawej książce Wojciecha Orlińskiego „Internet. Strach się bać” znajdziemy m.in. taki fragment:
Technologiczne korporacje, które wyrosły na tych publicznych inwestycjach, nie odpłacają się jednak społeczeństwu podatkami. Owszem, czasem rzucają jakiś ochłap na odczepnego, ale płacą generalnie tyle, ile chcą. A chcą płacić niewiele.
Najbezczelniej podchodzi do tego News Corporation, koncern dynastii Murdochów. Zadeklarował on w Australii przychody w wysokości 364 364 000 dolarów australijskich w 1987 roku, 464 464 000 w 1988 roku, 496 496 000 w 1989 roku i 282 282 000 w 1990 roku. Zbieżność tych liczb nie może być przypadkowa – jak to ujął John Lanchester, pisząc o tym w „London Review of Books”, „w języku księgowości to oznacza ODPIERDOLCIE SIĘ!”. Zapłacimy od takiego dochodu, od jakiego będziemy chcieli zapłacić, a wam nic do tego!
O ile mnie ma nic złego w zmniejszaniu realnie płaconych podatków np. inwestując w firmę czy jej pracowników, wdrażając innowacyjne rozwiązania etc., o tyle szukanie kruczków prawnych, tworzenie spółek w różnych krajach wyłącznie po to, aby płacić mniejsze podatki budzi nie tylko wątpliwości prawne, ale i jest po prostu nieeleganckie. Choćby dlatego, że tworzenie spółek w rajach podatkowych jest zarezerwowane wyłącznie dla bogatych spółek – pan Kowalski, właściciel warsztatu samochodowego pod Rzeszowem, takiej możliwości nigdy mieć nie będzie.
Podwójna kanapka irlandzko-holenderska (o której pisałem w tekście o sztuczkach podatkowych stosowanych m.in. przez polskie LPP) to legalne, ale jednak niemoralne działania. Ale na większe zmiany w prawie się nie zanosi. Wysokość podatków wciąż zależy od humoru tego czy innego prezesa.