Unia pomogła zbudować wszystkie polskie autostrady, poza A6, którą zbudowała jeszcze III Rzesza. Pomogła wybudować warszawskie metro, założyć tysiące firm i wyremontować szpital, w którym leczył się mój kuzyn. Ale nie, dla Morawieckiego fundusze unijne to pestka. Poradzimy sobie bez nich – mówi. Bo najważniejsze jest, by Piotrowicz mógł dekomunizować sądy.
Jarosław Kaczyński to musi mieć charyzmę. Potrafi z mało charyzmatycznego prawnika zrobić pierwszą osobę w państwie i z jeszcze mniej charyzmatycznego ogrodnika – drugą. Potrafił też z euroentuzjastycznego bankiera, który wychwalał Angelę Merkel w restauracji u Sowy, nagle zrobić czołowego eurosceptyka w kraju.
Morawiecki najwyraźniej nie jest już euroentuzjastą, chyba nie jest też już bankierem, bo nagle przestał liczyć pieniądze. Oto co powiedział o środkach unijnych.
– Polska gospodarka w coraz mniejszym stopniu będzie zależała od środków z Unii Europejskiej – powiedział w RMF. To jeszcze nie jest wybitnie kontrowersyjne stwierdzenie. Tak, fundusze unijne będą dla nas coraz mniejsze, choć trudno oszacować czy bardziej z powodu problemów UE czy może jednak przez naszą politykę.
Co dalej powiedział w rozmowie z Krzysztofem Ziemcem jest jednak dużo bardziej szokujące.
– Mamy błędne wyobrażenie, że nasza gospodarka zależy od środków unijnych – powiedział.
Serio? No to popatrzmy na liczby. W perspektywie budżetowej 2014-2020 Unia przeznaczy na Polskę 82,5 mld euro. Teraz spójrzmy na polski budżet na 2018 rok. Przychody 355,7 mld zł i wydatki 397,2 mld zł. Według obecnego kursu euro, fundusze unijne na te lata to zatem 354,93 mld zł. Mniej więcej tyle, co wszystko, co w rok trafia do polskiego budżetu. Czasem bankierzy i politycy, tak zresztą jak każdy z nas, nieco mijają się z prawdą. Ale mówienie, że polska gospodarka nie zależy od funduszy UE to, mówiąc i tak eufemistycznie, totalna bzdura.
Fundusze unijne. Weźcie je sobie, Piotrowicz ważniejszy
Był kiedyś taki mem „Poland cannot into space”. W skrócie, chodziło o to, że symbolizująca nasz kraj kula Polandball robiła wszystko, by tylko znaleźć się w kosmosie. Po co? Cóż, by pokazać światu jaka jest wielka. Jak nietrudno się domyślić po tytule, próba podboju kosmosu nigdy się nie udawała. Polandball się jednak nigdy nie poddawał – w końcu duma jest dla niego najważniejsza. I ciągle próbował podbić kosmos, co zawsze tak samo się kończyło – twardym lądowaniem i płaczem.
Memy nieraz potrafią trafić w sedno. Tak jest chyba i tym razem. Środków z Unii potrzebujemy, i to bardzo. Nie tylko dlatego, że przy Niemcach jesteśmy ciągle jak biedni kuzyni. Nasza infrastruktura wciąż jest w fatalnym stanie, zwłaszcza na prowincji. Podróżowałem ostatnio po Polsce nawet nie powiatowej, ale gminnej – tam naprawdę fundusze unijne by się przydały. Ale Morawiecki woli udawać, że wcale nie potrzebujemy od UE tych 80 miliardów euro. Pewnie trochę wynika to z dumy à la Polandball, trochę z tego, że ta Unia ciągle się czepia takich rzeczy, jak praworządność czy demokratyczne standardy.
Nonszalancja wobec funduszy, jak i całej UE, oczywiście skończy się źle. Będziemy się pewnie też gorzko śmiać, niczym z komiksów z Polandball. Jednak to nie Morawiecki zaliczy tu twarde lądowanie. Spokojnie, nawet jeśli jest byłym bankierem, to i tak jako były bankier wyląduje miękko, oni zawsze tak lądują. Cała reszta jednak niebawem za podejście Morawieckiego i spółki zapłaci. Ale najciekawsze jest to, co zyskamy w zamian za nonszalancję wobec eurofunduszy. No bo co? Chwilę dumy, że „Poland strong” i zreformowane przez Ziobrę i Piotrowicza sądy?