Ryzyko wojny wisi w powietrzu, a we Lwowie… boom na nieruchomości

Nieruchomości Zagranica Dołącz do dyskusji (15)
Ryzyko wojny wisi w powietrzu, a we Lwowie… boom na nieruchomości

Rosja ciągle trzyma ponad 100 tys. żołnierzy przy ukraińskiej granicy, a świat wstrzymuje oddech. Krajowi grozi konflikt na dużą skalę, więc nie dziwi, że lokalny rynek nieruchomości zamarł. Z tym że… nie do końca. Bo zaobserwować można boom na nieruchomości we Lwowie.

Jak podaje lokalny portal NW Biznes, ukraiński rynek nieruchomości na większości rynków wręcz zamarł. W Kijowie sprzedawcy narzekają, że „zawierane są co najwyżej pojedyncze transakcje”. Najgorsza jest rzecz jasna sytuacja jeśli chodzi o rynek nieruchomości inwestycyjnych. Kto chciałby je kupować, skoro wojna wisi na włosku?

W stolicy jednak i tak nie jest najgorzej. Trudno sprzedać lokale w miastach położonych bezpośrednio przy rosyjskiej granicy. Co zrozumiałe, potencjalnych nabywców trzeba szukać ze świecą.

Kryzys w Kijowie i… boom na nieruchomości we Lwowie

Jak się jednak okazuje, nie wszędzie jest tak źle. Niektóre regiony kraju, jakkolwiek by to brzmiało, po prostu przyzwyczaiły się do wojny. Bo przecież od momentu aneksji Krymu w 2014 r. na terenie Ukrainy mamy wciąż działania zbrojne.

Tymczasem we wschodniej części kraju rynek nieruchomości przeżywa wręcz boom. Według szacunków pośredników cytowanych przez NW Biznes na przykład we Lwowie transakcji na rynku nieruchomości jest obecnie nawet o 25 proc. więcej niż przed rokiem. Ludzie inwestują w mieszkania, ale i w nieruchomości komercyjne.

Skąd taka sytuacja? Można to tłumaczyć na kilka sposobów. Większość analityków uważa, że Rosja raczej nie zdecyduje się na wojnę na wielką skalę. Nawet jak więc Kijów będzie pod ostrzałem, to zachód kraju może się uchronić przed walkami.

Jest też wielce prawdopodobne, że gdy wojna jednak wybuchnie, Ukraińcy będą uciekali na zachód. Mieszkania we Lwowie będą więc na wagę złota. Pewnie też sporo mieszkańców tego kraju będzie chciało przedostać się do innych krajów Europy, na przykład do Polski. Lwów wydaje się tu dobrym kandydatem na „miasto przystankowe”. Prawdopodobnie więc Ukraińcy z zapasem gotówki uznają, że inwestycja na zachodzie kraju może zaprocentować, nawet jak najgorsze scenariusze się zrealizują.

Inna sprawa, że Ukraińcy pewnie szukają jakiejś opcji na lokatę kapitału. A nieruchomość we Lwowie wydaje się dużo lepsza pod tym względem, niż np. mieszkanie w stolicy kraju.

Swoją drogą, inwestowanie we Lwowie też nie dziwi, bo to po prostu piękne miasto, które ciągle ma wielki potencjał do rozwoju. Oby czarne scenariusze wojenne tego nie zmieniły.