Polskie Doritos mają gorszy skład, niż ich zachodnie odpowiedniki

Zakupy Dołącz do dyskusji (109)
Polskie Doritos mają gorszy skład, niż ich zachodnie odpowiedniki

Jedną z bardziej irytujących konsumentów praktyk producentów żywności jest oferowanie w różnych krajów produktów pod tą samą nazwą ze zmienionym składem. W Unii Europejskiej najczęściej ofiarami tego procederu padają mniej zamożne państwa Europy Środkowowschodniej. Tym razem na taką strategię postawił najwyraźniej producent czipsów Doritos. 

Doritos sprzedawane w Polsce zawierają, między innymi, tani i niezdrowy olej palmowy zamiast oleju rzepakowego i słonecznikowego

Tym razem takim brakiem dobrego smaku popisał się producent czpisów Doritos, firma Frito Lay. Należy ona do przedsiębiorstwa PepsiCo i posiada także takie znane w Polsce produkty, jak chociażby czpisy Lays czy Cheetos. Z informacji podanych przez Wykopowicza Garg84 wynika, że Doritos sprzedawane w Polsce różnią się istotnie w składzie w stosunku do sprzedawanego na zachodzie oryginału. Radzi on wprost, żeby – jeśli komuś bardzo zależy na czipsach Doritos – zamówić je sobie z zagranicy.

W Wielkiej Brytanii Doritos produkowane są z całych ziaren kukurydzy oraz oleju słonecznikowego i rzepakowego. Te dostępne w Polsce zawierają tańszy, i przy tym bardziej niezdrowy, olej palmowy. O całych ziarnach w składzie wzmianki w tym przypadku nie ma. Pewnym, również niechlubnym – choć ,do pewnego stopnia, zrozumiałym – standardem jest unikanie wprowadzania wszystkich dostępnych gdzie indziej rodzajów na nowym rynku. W tym przypadku jednak, brakować ma także tych najbardziej charakterystycznych, „podstawowych” smaków.

Producent Doritos postanowił najwyraźniej znowu „dostosować produkt do nawyków konsumentów”

Przypadek Doritos nie jest w żadnym wypadku odosobniony. Pisaliśmy na łamach Bezprawnika – i to wcale nie raz – o przypadkach wysyłania na polski rynek towarów o odmiennym, najczęsciej gorszym, składzie, niż na zachodzie. Problem nie dotyczy tylko żywności. Rynek importu niemieckich detergentów bardzo prężnie się w naszym kraju rozwija. Tylko w 2016 r. Sprowadzono do polski produnkty warte ok. 1,5 miliarda zł. Mowa również o chociażby kosmetykach, czy nawet ubraniach.

Jak tłumaczą się producenci? Zawsze tak samo. W tym przypadku wymówki najczęściej są dwie. Z jednej strony, mowa jest o „dostosowaniu produktu do upodobań i nawyków konsumentów z danego kraju”. Czy to oznacza, że Polacy preferują gorszej jakości produkty? Mało prawdopodobne, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę oburzenie, jakie wzbudza przyłapanie którejś firmy na tego typu praktykach.

Drugi sposób tłumaczenia się producentów jest chyba nieco bardziej szczery. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. „Dostosowanie do nawyków konsumentów” sprowadza się często do zbijania kosztów produkcji na czym się tylko da. Byłoby to może nawet ma to rację bytu w przypadku niemieckiej chemii. W przypadku jedzenia jednak, należałoby zauważyć, że ceny żywności na zachodzie nie odbiegają aż tak bardzo od polskich. Także kosmetyki w Niemczech bywają czasem nawet tańsze, niż w Polsce. Wyjaśnienie może być tylko jedno. Producenci bardzo chętnie zarabiają w ten sposób dodatkowe pieniądze na klientach z „biednej” Europy Środkowo-Wschodniej.

Komisja Europejska zapowiedziała walkę z tą praktyką, tak naprawdę ją sankcjonując prawem unijnym

Nie dziwi, że praktyka sprzedawania w Polsce gorszej jakości towarów pod tą samą nazwą – i wcale nie zawsze niższą ceną – budzi oburzenie wśród internautów i konsumentów. Nazwijmy rzeczy po imieniu – to po prostu zwyczajna dyskryminacja. Sprawą miał się zająć nasz rząd, oraz Unia Europejska. Niestety, ta druga pokpiła zupełnie sprawę. Komisja Europejska postanowiła, owszem, zakazać takiej praktyki. No chyba, że producentowi chodzi o… „Dostosowanie produktu do upodobań i nawyków konsumentów z danego kraju”. Wszystko, niestety, pozostało po staremu. Czy to oznacza, że cała nadzieja w naszych rządzących? A może pozostaje nam jedynie unikanie produktów tych producentów, którzy nie traktują Polaków uczciwie? W końcu, ukute w starej reklamie powiedzonko brzmi: „jeśli nie widać różnicy, to po co przepłacać?”. Producent Doritos powinien się nad tymi słowami mocno zastanowić.