Kolejne „konwertery” z YouTube do mp3 na celowniku branży muzycznej. Tylko czy ta walka ma sens?

Technologie Dołącz do dyskusji (373)
Kolejne „konwertery” z YouTube do mp3 na celowniku branży muzycznej. Tylko czy ta walka ma sens?

W ostatnim czasie zniknęło kilka stron do zgrywania muzyki z YouTube, a przemysł muzyczny szczególnie pochwalił się zamknięciem YouTube-mp3.org. Nie zmienia to faktu, że podobne usługi są dostępne i notują miliardy wizyt rocznie. Organizacja RIAA reprezentująca amerykańską branże muzyczną najwyraźniej im nie odpuści. 

Na początku września informowałem o zamknięciu popularnego konwertera z YouTube do mp3. Chodziło o stronę YouTube-mp3.org, która stała się celem skoordynowanej akcji prawnej przeprowadzonej w Europie i USA. Właściciel tej strony – Philip Matesanz – zdecydował się zamknąć serwis w ramach ugody i dodatkowo zapłacić odszkodowanie.

Było oczywiste, że wojna z „konwerterami YouTube” na tym się nie skończy. Wytwórnie muzyczne coraz częściej mówią, że bardziej niż „tradycyjne piractwo” martwi je tzw. „ripowanie strumieni”, czyli zgrywanie muzyki z usług online. Zamknięcie YouTube-mp3.org tylko pokazało, że walka z usługami ripowania jest możliwa. Wydaje się nawet łatwiejsza niż ciągłe przepychanki z serwisami torrentowymi.

RIAA żali się USTR na „konwertery”

Zapowiedź zamknięcia kolejnych „konwerterów z YouTube” możemy znaleźć  dokumencie, jaki organizacja RIAA przesłała do urzędu Przedstawiciela USA ds. Handlu (USTR). Ten dokument jako pierwszy ujawnił serwis TorrentFreak. Jest on stanowiskiem w konsultacjach prowadzonych przez USTR na temat potencjalnych zagrożeń dla amerykańskiej własności intelektualnej.

Zanim omówimy treść dokumentu wyjaśnijmy,  że USTR od wielu lat publikuje raporty na temat „pirackich państw” i te raporty są wykorzystywane przez amerykańską dyplomację do naciskania na zmianę prawa w tych państwach (potwierdziły to m.in. wycieki Wikileaks). Poza tym jeśli RIAA skarży się urzędowi na konkretne serwisy internetowe to wiem, że RIAA ma te serwisy na „celowniku” i co jakiś czas będzie próbować je pogrążyć.

Mp3juices i kto jeszcze?

W dokumencie od RIAA wspomniano, że nie tylko udało się zamknąć YouTube-mp3.org, ale też kilka innych „konwerterów” zaprzestało działalności, najwyraźniej obawiając się podobnych konsekwencji prawnych. Serwisy, która nadal funkcjonują i stanowią zagrożenie to według RIAA:

  1. Mp3juices (mp3juices.cc) – 1,7 mld wizyt w ubiegłym roku,
  2. Convert2mp3 (convert2mp3.net) – 2,3 mld wizyt w ub.r.,
  3. Savefrom (Saveform.net) – 2,7 mld wizyt w ub.r.,
  4. Youtube2mp3 (ytmp3.cc) – 872 mln wizit w ub.r.,
  5. Convertmp3 (convertmp3.io) – 1,5 mld wizyt w ub.r.,
  6. FLVTO oraz 2Conv (Flvto.biz lub 2conv.com) – około miliarda wizyt w ubiegłym roku.

Nie jest lista wszystkich dostępnych w sieci „konwerterów z YouTube”. Są też inne, dość popularne i zarabiające na reklamach. RIAA skupiła się na stronach najpopularniejszych, które notują miliardy wizyt rocznie i wydają się wyrządzać największe szkody amerykańskim posiadaczom własności intelektualnej.

Konwertowanie nie zawsze nielegalne

Działania RIAA można zrozumieć, ale też można z nimi dyskutować. Posiadacze praw autorskich mogą bowiem ograniczać kopiowanie swoich dzieł, ale czy powinni ograniczać kopiowanie w ogóle?

Korzystanie z narzędzi do zgrywania ścieżek dźwiękowych może być w niektórych krajach legalne. Poza tym „konwertery” mogą służyć do zgrywania dzieł niechronionych prawem autorskim (tj. dzieł w domenie publicznej) lub udostępnionych na otwartej licencji (np. Creative Commons). Oczywiście wiem, że „konwertery” w praktyce najczęściej służą kopiowaniu dzieł chronionych, ale nie możemy ich nazwać narzędziami nielegalnymi. Ich funkcjonowanie może być co prawda niezgodne z regulaminem YouTube, ale prawo autorskie nie powinno być narzędziem egzekwowania regulaminu YouTube.

Jest też inny problem. W dokumencie RIAA wspomniano, że dostawcy konwerterów mogą ukrywać swoją tożsamość rejestrując domeny anonimowo. RIAA chcąc nie chcąc sugeruje, że anonimowa rejestracja domen jest zła. Ten problem podnoszono już w 2015 roku.

Cóż… prawdą jest, że ukrycie tożsamości operatora strony często utrudnia działania organom ścigania. Niestety są osoby, które naprawdę potrzebują tej anonimowości aby bezpiecznie prowadzić działania zgodne z prawem. Ta kwestia nie jest może najważniejsza w dokumencie RIAA, ale warto zwrócić na nią uwagę.

Czy ta walka ma sens?

Nie miejmy wątpliwości – przemysł muzyczny zrobi co w jego mocy, aby powstrzymać zgrywanie muzyki z YouTube. Będzie to w pewnym stopniu naiwne, bo zawsze istnieje tzw. dziura analogowa. Polega ona na tym, że jeśli możesz coś odtworzyć to z pewnością możesz to nagrać. Nie ma technicznej możliwości stworzenia takiej e-usługi dostępu do filmów lub muzyki, który absolutnie wyeliminuje możliwość tworzenia kopii. Można co najwyżej utrudnić proces kopiowania albo – jak w tym przypadku – powstrzymać usługi ułatwiające ten proces (ale nie niezbędne do jego przeprowadzenia).

Organizacje antypirackie przemysłu muzycznego zawsze działały w ten sposób. Dostrzegały pewne nowe i modne rozwiązania, a następnie starały się je niszczyć jako zagrażające „staremu porządkowi”. Walka generowała ogromne koszty i często okazywała się bezcelowa np. całe lata walki z The Pirate Bay nie zniszczyły ani tego serwisu ani torrentów.

Mnie zastanawia jedna rzecz. Popularność konwerterów pokazuje, że istnieje zapotrzebowanie na tę usługę i może ona przynosić pieniądze. W różnych raportach przemysłu muzycznego są wzmianki o rzekomych milionach, jakie zarabiają pirackie serwisy ripujące. Dlaczego więc przemysł muzyczny nie zastanowi się nad tym, czy nie mógłby sam spieniężyć idei tego typu konwertera? Och! To wymagałoby przemyślenia nowej strategii biznesowej! Wymagałoby również odrobiny ryzyka. Przemysł muzyczny czeka, aż ktoś zrobi to za niego. Do czasu wynalezienia i zaakceptowania nowego modelu, przemysł będzie walczył z piractwem. Ta strategia realizowana jest od lat, ale czy się sprawdza?