Kryzys wokół Krajowej Rady Sądownictwa – wyjaśniamy, dlaczego władza ukrywa prawdę o KRS przed narodem

Państwo Dołącz do dyskusji (119)
Kryzys wokół Krajowej Rady Sądownictwa – wyjaśniamy, dlaczego władza ukrywa prawdę o KRS przed narodem

Czy można w Polsce ignorować wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego? Jak najbardziej. Wystarczy zaprząc w tym celu do pracy inne instytucje państwowe. Listy poparcia kandydatów do KRS nie mogą zostać opublikowane, bo prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych zobowiązał Kancelarię Sejmu do niepublikowania ich w żadnej formie. 

Prezes UODO troszczy się o spokój i dobre imię sędziów popierających rządowych kandydatów na członków KRS

Można by zadać sobie pytanie, co właściwie prezes UODO i listy poparcia kandydatów do KRS mają ze sobą wspólnego. Na pierwszy rzut oka niewiele, zwłaszcza że NSA zobowiązał już w czerwcu rządzących do opublikowania tych drugich. Zdaniem składu orzekającego, lista sędziów popierających kandydatów jest informacją publiczną i jako taka podlega opublikowaniu. Prezes UODO zauważył jednak, że zgodnie z art. 70 ust. 1 ustawy o ochronie danych osobowych ma możliwość zablokowania przetwarzania danych, jeśli mogą zajść poważne i trudne do usunięcia skutki. Jak się łatwo domyślić, imiona i nazwiska osób popierających kandydatów na członków Krajowej Rady Sądownictwa stanowią dane osobowe w rozumieniu tejże ustawy.

Chyba, że przyjmie się stanowisko, że działali oni jako osoby pełniące funkcje publicznie, nie zaś jako „zwykli obywatele”. Co więcej, dotychczasowe wyroki sądów zwykły dawać pierwszeństwo nad prawem dostępu do informacji publicznej dawać ochronie danych osobowych. Ale już ustawa o dostępie do informacji publicznych wydaje się mieć pierwszeństwo nad ustawą o KRS. Patrząc przez pryzmat kolizji poszczególnych przepisów różnych ustaw, czy nawet artykułów Konstytucji, sprawa byłaby skomplikowana sama w sobie. Tyle tylko, że ma ona polityczne drugie dno.

Dlaczego listy poparcia kandydatów do KRS miałyby pozostać tajne?

Jednym ze sztandarowych projektów obecnej partii rządzącej jest dogłębna reforma sądownictwa. Trybunał Konstytucyjny padł jej pierwszą ofiarą, następnie rządzący niejako odbili się w jakimś stopniu od Sądu Najwyższego. Trzecim filarem zmian jest Krajowa Rada Sądownictwa. Rada składa się z Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, Prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego, ministra sprawiedliwości, osoby wskazanej przez prezydenta, czterech posłów, dwóch senatorów oraz piętnastu sędziów. Organ ten jest kluczowy dla polskiego sądownictwa. Przede wszystkim, opiniuje kandydatury na stanowiska sędziowskie i asesorskie. Ma również istotny wpływ na Sąd Najwyższy – chociażby poprzez wskazywanie prezydentowi kandydatur do objęcia stanowiska Pierwszego Prezesa tego sądu.

Dlatego też rządzący postanowili, że również KRS powinny objąć zmiany. W pierwszej kolejności, musieli się pozbyć obecnych członków, wygaszając ich kadencje za pomocą ustawy. Problem w tym, że KRS również jest organem konstytucyjnym. Art. 187 ust. 3 ustawy zasadniczej przewiduje nawet czteroletnią kadencję jego członków. Jak się łatwo domyślić, przeprowadzenie takiej operacji powoduje istotne wątpliwości co do legalności wyboru nowych członków.

To jednak nie koniec zmian. Przed reformą kandydatów na członków-sędziów wskazywali sędziowie. Obowiązująca ustawa daje dwie możliwości. Kandydata wskazać może grupa 25 sędziów, albo 2000 pełnoletnich obywateli – którzy z wymiarem sprawiedliwości niekoniecznie muszą mieć cokolwiek wspólnego. Członków KRS wybiera Sejm, większością 3/5 głosów w pierwszej turze, w przypadku nieuzyskania większości: zwykłą większością, w głosowaniu imiennym w drugiej turze. Kandydatury do nowego KRS wpłynęły, całe 18 – na 15 miejsc do obsadzenia w tym trybie. Przypadkiem zupełnym, większość tych osób była w jakiś sposób powiązana z ministrem sprawiedliwości.

Upór po stronie rządzących sugeruje, że mogą mieć w tej sprawie coś do ukrycia

Utajnione w praktyce przez rządzących listy poparcia kandydatów do KRS nie poprawiają sprawy. Rządzący mają po swojej stronie art. 11c, który nakazuje Marszałkowi Sejmu podać do publicznej wiadomości kandydatury, ale bez załączników – czyli list poparcia. Tyle tylko, że żaden przepis nie wyłącza w tym przypadku stosowania ustawy o dostępie do informacji publicznej. Od wyroku NSA minęły praktycznie dwa miesiące, tymczasem władza wykonawcza nie kwapi się do ujawniania czegokolwiek. Oficjalny powód takiego postępowania jest zbieżny ze stanowiskiem prezesa UODO. „Poważnymi i trudnymi do usunięcia skutkami” byłoby z cała pewnością poddanie ostracyzmowi tych sędziów, którzy poparliby kandydata wspieranego przez władzę skonfliktowaną ze środowiskiem sędziowskim. Tyle tylko, że  pojawiają się naturalnie pytania. Czy poparcie pod kandydaturą do konstytucyjnego organu państwa polskiego stanowi powód do wstydu, czy ujmy, skoro trzeba by te listy ukrywać przed opinią publiczną?

Kwestia spokoju ducha sędziów, którzy poparli wygodnych dla władzy kandydatów, to właściwie obowiązująca dzisiaj narracja po obydwu stronach sporu. Tymczasem art. 11a ust. 2 pkt 1) wciąż znajduje się w ustawie o KRS. Partia rządząca ma przeszło 37 tysięcy członków. Być może skorzystała z drugiego trybu wyłaniania kandydatów? Jeśli okazałoby się, że sędziów zasiadających w KRS zaproponowali ludzie niemający z sądownictwem nic wspólnego, za to całkiem sporo z polityką, byłby to blamaż – upadek całej narracji Prawa i Sprawiedliwości. Tej, że w reformie wcale nie chodzi o podporządkowanie tego organu woli partii rządzącej. Nie powinno przy tym dziwić, że listy poparcia kandydatów do KRS stanowią przedmiot zainteresowania ze strony zarówno opozycji, jak i Rzecznika Praw Obywatelskich, jak i zwykłych obywateli.

Prezes UODO i Trybunał Konstytucyjny po jednej stronie, po drugiej RPO – a za jakiś czas możemy spodziewać się wyroku TSUE w sprawie KRS

To tłumaczyłoby skierowanie przez posłów tej partii do Trybunału Konstytucyjnego wniosku o zamrożenie wyroków sądów administracyjnych w tej sprawie. O sprawie pisał chociażby Onet. Jest to dość kuriozalny wniosek, bo posłowie chcą by Trybunał uznał za sprzeczny z konstytucją… art. 11a ustawy o KRS. Ten sam, który Prawo i Sprawiedliwość dodało do ustawy w ramach reformy. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że posłowie składający ten wniosek głosowali za ustawą. Skąd taka wolta? Bynajmniej nie jest to skrucha ustawodawcy, który zorientował się co wprowadził do porządku prawnego. Nie chodzi o treść zakwestionowanego przepisu. Chodzi wyłącznie o to, że sądy administracyjne, w swoim orzecznictwie, uznały listy poparcia kandydatów do KRS za informację publiczną. Dały przy okazji pierwszeństwo prawu obywateli do dostępu do informacji publicznej. Zarówno ochrona danych osobowych, jak i dostęp do informacji publicznej stanowią wprost wymienione w Konstytucji RP dobra chronione.

Warto przy tym pamiętać, że zmiany w KRS są przedmiotem zainteresowania nie tylko środowiska prawniczego, oraz obserwatorów sceny politycznej w Polsce. Także organy unijne i międzynarodowe przyglądają się z uwagą poczynaniom naszego rządu w tej sprawie. Po wakacjach należy spodziewać się chociażby wyroku TSUE dotyczącego pytań prejudycjalnych naszego Sądu Najwyższego o status „zreformowanej” KRS. W przeszłości reformę Rady kwestionowała Komisja Wenecka. Biorąc pod uwagę zaciekłość krajowego sporu i jego ściśle polityczny charakter, trudno byłoby się spodziewać rozwiązania sprawy na poziomie krajowym. To właśnie utrzymywanie konstytucyjnych organów sądowniczych w stanie niepewności co do legalności ich funkcjonowania niewątpliwie stanowi zagrożenie dla praworządności w Polsce.