NFZ niczym pies ogrodnika. Zaćmy sam nie operuje, ale nie pozwoli wyleczyć się za granicą

Zdrowie Dołącz do dyskusji (180)
NFZ niczym pies ogrodnika. Zaćmy sam nie operuje, ale nie pozwoli wyleczyć się za granicą

Usuwanie zaćmy to zabieg, na który w Polsce trzeba czekać latami, a ironia losu polega na tym, że nie należy on do specjalnie skomplikowanych. Polacy woleli dopłacić i zdecydować się na zabieg u Czechów, za co nasz NFZ i tak musiał zapłacić. Niestety NFZ zmienił zasady gry i utrudnia takie leczenie.

Narodowy Fundusz Zdrowia w tym wypadku zadziałał zupełnie jak pies ogrodnika. Sam nie leczy zaćmy, a na dodatek utrudnia pacjentom leczenie na własną rękę w innych krajach UE. Wszystko przez to, że za takie zabiegi i tak musiał zwracać pieniądze, z tym że nie zostawały one w kraju, a ostatecznie trafiały do kasy naszych południowych sąsiadów. Prywatne leczenie w krajach Unii? Tam to działa, a na dodatek wszyscy są zadowoleni.

Przypomnijmy, że dzięki unijnej dyrektywie o transgranicznej opiece medycznej, pacjenci z kraju, w którym są kolejki na leczenie, mają prawo leczyć się w innym państwie członkowskim. Jakby tego było mało – przysługuje zwrot całej kwoty w dokładnie takiej wysokości, ile kosztuje leczenie. Zaraz po jej wejściu w życie nasz NFZ obniżył stawkę za leczenie zaćmy o 500 zł. To oczywiście nie zniechęciło Polaków, którzy w kraju prędzej oślepną, niż doczekają się zabiegu ratującego ich wzrok.

U naszych południowych sąsiadów leczenie zaćmy odbywa się w cywilizowanych warunkach, a na dodatek na zabieg nie trzeba długo czekać. W ubiegłym roku do Czech w tym celu wyjechało blisko 16 tysięcy pacjentów. NFZ musiał z tego tytułu zapłacić aż 34 miliony złotych. Niektóre kliniki same odbierały i odwoziły ich do domów, nawet do Szczecina. To oczywiście kłuje w oczy zarówno polskich okulistów, jak i urzędników, bo każdy z nich traci pieniądze.

NFZ znacznie utrudnia leczenie zaćmy w innych krajach Unii Europejskiej

Dlatego NFZ zdecydował się na rozbicie wypłacanej z tego tytułu kwoty. 1860 zł będzie płacił teraz za samą operację, a kolejne 465 zł za poradę, która musi odbyć się w 14-28 dni po niej w szpitalu, w którym pacjent był operowany. To oznacza, że chorzy, którzy wyjechali na zabieg do Czech, będą musieli jechać tam jeszcze raz. W przeciwnym wypadku dopłacą z własnej kieszeni. Sami okuliści wydają się zadowoleni z tych zmian. Twierdzą, że paradoksalnie to może przyczynić się do… zmniejszenia kolejek do okulistów. Do tej pory bywało tak, że pacjenci operowani w Czechach tłumnie przybywali na kontrole pooperacyjne do szpitali w kraju. Po zmianach to ma się zmienić, a kolejki do lekarzy mają być zdecydowanie mniejsze.

Nie mam wątpliwości, że nawet dopłacenie 500 zł nie zniechęci pacjentów z Polski do wyjazdów operacyjnych. W końcu alternatywą jest utrata wzroku, a chyba wszyscy się zgodzą, że to niewielka kwota w porównaniu do ryzyka pozostania w Polsce i wieloletniego oczekiwania na zabieg.