Nie musimy obawiać się podwyżek cen gazu, bo po prostu nie będzie gazu

Finanse Państwo Dołącz do dyskusji
Nie musimy obawiać się podwyżek cen gazu, bo po prostu nie będzie gazu

Podwyżki cen wcale nie muszą być najgorszym scenariuszem w tym sezonie grzewczym. Co bowiem, jeśli po prostu nie będzie gazu albo węgla? Z takim scenariuszem musi się już teraz zmierzyć Jelenia Góra. Żadna firma nie złożyła miastu oferty na dostawy gazu. Pikanterii sprawie dodaje to, że ewentualni dostawcy to firmy państwowe.

Wygląda na to, że w Jeleniej Górze nie będzie gazu, bo nie ma komu go dostarczać

Jelenia Góra ma poważne problemy z dostawami energii elektrycznej i gazu ziemnego. Miejski profil na Facebooku alarmuje: „żadna firma nie złożyła oferty Miastu na dostawę gazu”. Najwyraźniej nie mamy do czynienia z jakąś sprytną strategią negocjacyjną. W mieście po prostu nie będzie gazu. To nie koniec złych wiadomości, bo w przypadku prądu Jelenią Górę czekają astronomiczne podwyżki. Wybór najkorzystniejszej ze złożonych ofert oznacza podwyżki o aż 760 proc. Konsekwencje takiego stanu rzeczy łatwo sobie wyobrazić.

W praktyce to oznacza, że Miasto nie ma możliwości ogrzewać szkół i przedszkoli, część miejskich spółek komunalnych musi zawiesić spory zakres swojego działania, przestaną działać te przychodnie zdrowia, które funkcjonują w obiektach komunalnych, itp.

Warto także wspomnieć, że politycy partii rządzącej już zacierają ręce na myśl o wprowadzaniu swoich komisarzy wyborczych. Minister edukacji Przemysław Czarnek zapowiedział, że jeżeli samorządy nie będą w stanie zapewnić ogrzewania szkołom, to będą wnioski o zarząd komisaryczny. Wtóruje mu teraz wiceminister rolnictwa Janusz Kowalski.

Jeżeli mamy do czynienia z nieodpowiedzialnymi samorządowcami z PO, jak Rafał Trzaskowski i Jacek Jaśkowiak, którzy uchylają się od ustawowych obowiązków, powinny być tam wprowadzane zarządy komisaryczne

Władze Jeleniej Góry ogłosiły zebranie sztabu kryzysowego przez tamtejszego prezydenta miasta. Równocześnie oskarżają rząd o wywołanie całego kryzysu. Nie bez powodu. Dostawami gazu w Polsce zajmują się spółki Skarbu Państwa. W pierwszej kolejności należałoby wskazać PGNiG, ale błękitne paliwo oferują także Tauron, Energa i PGE. We wszystkich tych spółkach kapitał państwowy dominuje.

O ile wysokie ceny energii to wina państwowych spółek, o tyle w przypadku gazu sytuacja nie jest taka jednoznaczna

Czy obarczanie koncernów energetycznych za wysokie ceny surowców ma w ogóle sens? W przypadku energii elektrycznej nie ulega to wątpliwości. Obecnie, zgodnie z ustaleniami portalu globenergia.pl, marże wytwórców stanowią aż 72 proc. cen prądu. Powód jest taki, że koszt wytwarzania energii z węgla pozostaje niski, a cena ustalana jest w oparciu o notowania giełdowe. Te są wysokie z powodu kosztów krańcowych wytwarzania najdroższego źródła w systemie. Mowa o elektrowniach gazowych.

W Polsce ich udział w bilansie energetycznym jest relatywnie niewielki. Wynosi około 8 proc. Przyczyny problemów z cenami energii stanowią jednak pewną podpowiedź w przypadku pytania o ceny samego gazu. Te na europejskich giełdach są tyleż wysokie co niestabilne. Od połowy września systematycznie spadają. Tylko co z tego, skoro i tak są zauważalnie wyżej, niż w czwartym kwartale ubiegłego roku? Warto przypomnieć, że ten i tak przyniósł drożyznę rekordową, jak na czasy sprzed wybuchu wojny w Ukrainie.

Trudno winić PGNiG oraz mniejszych dostawców gazu za manipulowanie cenami surowca przez Gazprom i Kreml. Mowa o celowym wstrzymywaniu dostaw do państw zachodniej Europy. Bardzo możliwe również, że to Rosjanie stoją za zniszczeniem gazociągów Nord Stream. Z wyjątkiem jednej nikt niecertyfikowanej nitki Nord Stream 2, którą teoretycznie gaz mógłby popłynąć, jeśli Europa ukorzy się przed Władimirem Putinem, zniesie sankcje i przestanie wspierać Ukrainę.

Absurdalne ceny gazu znowu wykańczają piekarnie. Chleb po 10 zł w przyszłym roku powoli staje się scenariuszem optymistycznym

Marna to jednak pociecha dla samorządów i gospodarstw domowych stojących przed realnym niebezpieczeństwem, że tej zimy nie będzie gazu. Oznacza to faktyczny paraliż infrastruktury ogrzewanej przez gminy. Nawet bez próby wrogiego przejęcia samorządów przez PiS można się spodziewać niepokojów społecznych. Nieogrzane szkoły to w końcu zdalne nauczanie. To z kolei, jak doskonale pamiętamy z czasów covidowych, nie spotyka się ze zrozumieniem ze strony studentów. Niektóre uczelnie wyższe już wybierają tą formę nauczania, przy wyraźnym niezadowoleniu ze strony ministra edukacji.

W tej sytuacji można dostrzec wyraźne oczekiwanie państwowej interwencji. Rządzący już przesunęli uwolnienie cen gazu, które miało nastąpić z początkiem 2024 r. Miejmy nadzieję, że na „święty nigdy”. Naturalnym następnym krokiem byłoby zamrożenie cen gazu dla odbiorców krytycznie zagrożonych. Poza szkołami, szpitalami, spółdzielniami i samorządowymi ciepłowniami w grę wchodzą także małe i średnie przedsiębiorstwa. Ceny gazu dla firm wydają się wręcz kluczowe.

Zapewne wszyscy pamiętamy początek tego roku i katastrofę, jaką podwyżki cen gazu przyniosły piekarniom i cukierniom. Już teraz mamy powtórkę z rozrywki. Piekarze uskarżają się, że ich rachunki za gaz mogą wynosić nawet 100 tysięcy złotych miesięcznie. To daleko ponad poziom opłacalności. Grozi nam więc, że nie tylko nie będzie gazu, ale i chleba. Bochenek za 10 zł przestał próbką czarnego humoru w reakcji na spodziewany wzrost cen w 2022 r., a stał się realną możliwością. Kto wie, czy w 2023 r. nie stanie się scenariuszem optymistycznym?

Byłoby lepiej, gdyby politycy przestali zacierać ręce na myśl o wprowadzaniu komisarzy do samorządów

Pomogłoby zapewne wprowadzenie unijnej maksymalnej ceny na rosyjski gaz. Jest tylko jeden problem: Niemcy. Jak zwykle nie podzielam wściekłej germanofobii polityków partii rządzącej, tak nie sposób zaprzeczać, że nasi zachodni sąsiedzi skutecznie blokują próby ograniczenia skutków europejskiego kryzysu gazowego. Robią to w imię swoich własnych partykularnych interesów, kosztem całej reszty państw Unii Europejskiej. Niemcy wraz z sojusznikami: Austrią, Danią, Węgrami i Holandią argumentują jednak, że takie posunięcie mogłoby zmniejszyć dostawy skroplonego gazu LNG ze Stanów Zjednoczonych.

Sytuacja może się tylko pogorszyć, jeśli Polska nie ograniczy zużycia błękitnego paliwa i nie zapewni sobie kontraktów gazowych na taką ilość gazu, by w całości zaspokajała potrzeby naszej gospodarki. Na szczęście wiele wskazuje na to, że wynegocjowano umowy na dostawy gazociągiem Baltic Pipe.

Tym samym problem z cenami gazu jest dużo bardziej złożony i wielowątkowy, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Niestety trudno znaleźć jakieś jedno proste rozwiązanie. Dlatego tak ważne jest podejmowanie racjonalnych decyzji przez rządzących i niepogarszanie sytuacji przez antagonizowanie samorządów dla doraźnych politycznych korzyści.