Petycja o zwolnienie scenarzystów „Gry o tron” i zaczęcie od nowa ma więcej podpisów, niż petycje do walki o prawa kobiet

Społeczeństwo Dołącz do dyskusji (65)
Petycja o zwolnienie scenarzystów „Gry o tron” i zaczęcie od nowa ma więcej podpisów, niż petycje do walki o prawa kobiet

Petycja do Gry o tron jest bardziej popularna niż petycje do walki o prawa kobiet. Apel podpisało ponad milion internautów, a po ostatnim odcinku ta liczba pewnie jeszcze wzrośnie.

„Gra o tron” stała się fenomenem popkulturowym dzisiejszej doby. Oglądają ją miliony ludzi na świecie, w tym cała masa piratów, którzy po prostu nie potrafią sobie odpuścić kolejnego odcinka. Jednakże ósmy sezon jest dla fanów czymś niezwykle ważnym, ale i niezwykle niezadowalającym. Dość, by powiedzieć, że szybkie tempo fabuły i niedopinanie pewnych dialogów, które później mogłyby mieć sens, stanowi dla oglądających swego rodzaju obrazę. Doszło nawet do tego, że uruchomili petycję na change.org.

Jeśli ktoś nie wie, change.org jest miejscem, które szczyci się wysoką skutecznością, jeśli o petycje chodzi. Od czasu do czasu udaje im się bowiem być głosem wołających o pomoc, dzięki czemu w krótkim czasie świat słyszy o tym, że chcą coś, jak sama nazwa wskazuje, zmienić.

I tu zaczyna się najciekawsza część: ostatni sezon „Gry o tron” tak zdenerwował fanów, że postanowili napisać petycję, żądającą wymienienia scenarzystów/reżyserów ósmego sezonu. Petycję podpisało już ponad milion osób… czyli o połowę więcej, niż na przykład petycję o to, żeby nie tuszować seksualnych przestępstw na kobietach. I o jedną czwartą więcej, niż petycję o to, żeby nie zmuszano siłowo modelek do zrzucenia wagi.

Petycja do Gry o tron

Mamy tutaj niespodziewany zwrot akcji: ludzie tak zżyli się z fikcyjnymi postaciami, tak dalece je pokochali, że są skłonni porzucić podziały i uprzedzenia, ale podpisać tę właśnie petycję. To sprawia, że ów apel ma więcej głosów niż walka o prawa kobiet czy inne apele o zmienienie nieludzkich lub okrutnych praw, ocalenie osób będące takich praw ofiarami czy choćby zwykłe podpisanie się pod sprzeciwem pod słowami jakiegoś polityka. To nie działa. „Gra o tron” jest bardziej realna, bo fani mieli lata, żeby zżyć się z postaciami, zidentyfikować z jakimś rodem, prowadzić dyskusję z innymi, kto powinien rządzić Westeros.

Dożyliśmy więc czasów, kiedy w ludziach większe emocje wzbudzają nie realne problemy współczesnego świata, ale to, że w tym wyimaginowanym rzeczy nie mają się dobrze. Może jest tak dlatego, że siłą rzeczy oczekujemy od oglądanych przez nas historii, żeby chociaż trochę różniły się od ponurej rzeczywistości, jaka nas otacza?