Państwo ufunduje osiemnastoletnim prawko. Problem w tym, że taki kurs kosztuje jakieś 3 tys. zł

Codzienne Moto Dołącz do dyskusji
Państwo ufunduje osiemnastoletnim prawko. Problem w tym, że taki kurs kosztuje jakieś 3 tys. zł

Marszałek Sejmu Elżbieta Witek zapowiedziała, że państwo ufunduje kurs na prawo jazdy dla uczniów szkół średnich, którzy skończyli 18 lat. Nie, żebym był jakimś zagorzałym przeciwnikiem tego pomysłu. W końcu polska szkoła uczyłaby czegoś pożytecznego. Problem w tym, że taki kurs dzisiaj kosztuje każdego kursanta ok. 3 tys. zł. Kto zapłaci za tą przedwyborczą ekstrawagancję?

Propozycja przedstawiona przez marszałek Witek wcale nie jest taka zła

Prawo i Sprawiedliwość najwyraźniej wciąż desperacko próbuje uszczknąć trochę głosów młodych. Wszystkie te wysiłki nie mają rzecz jasna większych szans na powodzenie. PiS pozostaje dla młodych pokoleń synonimem obciachu i ucieleśnieniem wszystkiego, czym ci na co dzień gardzą. Tym razem jednak marszałek Sejmu ogłosiła na TikToku propozycję, która jest naprawdę warta uwagi. Otóż państwo ma sfinansować kurs na prawo jazdy dla uczniów szkół średnich, którzy ukończyli 18 lat.

Elżbieta Witek zwróciła uwagę na obecność bezpłatnych kursów w programie wyborczym PiS. Radio ZET sprawdziło i rzeczywiście taka pozycja się tam znajduje. Co ciekawe: teraz także partia Jarosława Kaczyńskiego chce likwidować prace domowe. Nas jednak interesuje to, kiedy darmowe prawo jazdy dla uczniów stanie się faktem. Nie mam tutaj dobrych wieści.

Program zawiera perspektywę programową na dwie następne kadencje. Możliwe więc, że obietnica zostanie zrealizowana na święte nigdy. Zresztą dzisiejsi osiemnastolatkowie i tak obeszliby się smakiem, a absolwenci szkół średnich siłą rzeczy nie kwalifikowaliby się na udział w programie. Między innymi dlatego wspomniałem o „desperackich próbach” dotarcia do młodych przez PiS. Jeżeli politycy myślą, że świeżo upieczeni wyborcy nie potrafią liczyć, to grubo się mylą.

Nie oznacza to jednak, że sam pomysł darmowego kursu na prawo jazdy dla uczniów szkół średnich był zły. Można by postawić tezę, że polska szkoła w końcu zaczęłaby uczyć czegoś, co faktycznie przyda się młodzieży w życiu. Takie rozwiązanie powinno także sprzyjać stosunkowo wysokiemu poziomowi nauczania oraz sensownym wynikom zdawalności. Pod warunkiem oczywiście, że kursy dla osiemnastolatków byłyby prowadzone porządnie, a nie na odwal się.

Jest w tym wszystkim coś jeszcze. Darmowy kurs na prawo jazdy dla uczniów wysadziłby w powietrze obecny system kształcenia kierowców.

Darmowe prawo jazdy dla uczniów szkół średnich może wykończyć szkoły jazdy

Drugim kluczowym pytaniem, które powinniśmy zadać przy omawianiu tej przedwyborczej obietnicy, brzmi: kto za to wszystko zapłaci? Jeżeli ktoś odpowie, że będzie to państwo, to ma oczywiście rację. Warto brać tutaj poprawkę na to, że państwo pieniądze najpierw wyciąga na różne sposoby z naszych portfeli. Tym razem nie powinny to być jakieś ogromne kwoty. Załóżmy nawet, że osiemnastolatków w Polsce jest pół miliona. Typowy kurs na prawo jazdy kosztuje w naszym kraju jakieś 3 tys. zł. Wychodzi półtora miliarda złotych, a więc właściwie drobne. Politycy marnują dużo więcej na dużo mniej pożyteczne inicjatywy.

Nie da się jednak nie zauważyć, że w tym samym czasie wszyscy aspirujący kierowcy muszą odbyć taki kurs i opłacić go sobie z własnych pieniędzy. Wydatek różni się w zależności od miasta. Są takie, w których zapłacimy nieco ponad 2,5 tys. zł. Znajdziemy na mapie Polski miejsca, gdzie kurs na prawo jazdy kosztuje nawet 3,5 tys. zł. Ceny za naukę i egzamin systematycznie rosną. Powodów takiego stanu rzeczy nietrudno się domyślić. Mowa o inflacji oraz cenach paliwa, które w długim okresie mimo wszystko częściej rosną, niż spadają.

Możemy sobie pomstować na sam fakt zdzierania pieniędzy z obywateli za chęć wyrobienia sobie bardzo przydatnego w życiu dokumentu. Trudno zresztą takiego wydatku uniknąć. Równocześnie jednak faktem jest, że prowadzenie szkół jazdy, uczenie kursantów części praktycznej oraz przeprowadzanie samych egzaminów wiążą się z niemałymi kosztami własnymi. Paliwo to jedno, konieczność utrzymania samych aut egzaminacyjnych to kolejny niemały wydatek.

Z drugiej jednak strony, darmowy kurs na prawo jazdy dla uczniów szkół średnich sprawi, że prywatne szkoły jazdy staną się czymś zbędnym. Jeżeli uczniowie będą robili prawko za darmo w szkole, to siłą rzeczy nie będą musieli tego robić później za pieniądze własne lub te swoich rodziców. Co się wówczas stanie z tymi przedsiębiorstwami?

Rzucanie pieniędzmi w jedną losową grupę obywateli jest zwykle nieuczciwe wobec całej reszty społeczeństwa

Teoretycznie można założyć, że szkoły średnie będą zawierać umowy o współpracę ze szkołami jazdy. Wówczas jednak któraś ze stron będzie dyktować ceny, prawdopodobnie poza granice zdrowego rozsądku. Albo nauczyciele odbiją sobie straty na szkołach, albo państwo narzuci im jakieś zaniżone stawki. Tak czy siak, ktoś na tym interesie straci.

To nie koniec problemów. Jeżeli dana szkoła jazdy nie znajdzie sobie liceum, technikum albo zawodówki, z którą zawrze taką umowę, to prawdopodobnie zostanie jej szkolenie kierowców zainteresowanych bardziej specjalistycznymi kategoriami prawa jazdy. Popyt na typową kategorię B drastycznie im spadnie.

Raczej mało realnym pomysłem byłoby stworzenie osobnego systemu szkolenia kierowców w szkołach, z zupełnym pominięciem istniejących firm. Nie jest w końcu tajemnicą, że nauczycielskie pensje są dalece niższe od rynkowych. Oświata nie byłaby w stanie zaoferować instruktorom konkurencyjnych stawek. Chyba że budżet państwa sypnąłby na ten cel pieniędzmi. Tego nie sposób wykluczyć. W grę wchodziłoby także upaństwowienie i scentralizowanie całego systemu, od kursów po przeprowadzanie egzaminów.

Pozostaje wreszcie fundamentalne pytanie: dlaczego właściwie my mielibyśmy płacić za taki kurs, skoro osiemnastolatkowie mieliby za darmo? Na poziomie czysto ludzkim ok. 3 tys. zł niejako wręczane przez państwo młodym dorosłym staje się już przedwyborczą ekstrawagancją rządzących.

Równocześnie istnieje w Polsce coś takiego jak zasada równego traktowania obywateli przez państwo i jego organy. Owszem, ignorujemy jej istnienie na wszystkie możliwe sposoby od lat. Są równi, są też równiejsi. Nie zmienia to faktu, że gdzieś wypadałoby jednak postawić granicę. Ewentualnie: ograniczyć koszty nauki oraz przeprowadzenia egzaminu, które ponoszą wszyscy kursanci chcący wyrobić sobie prawo jazdy.