Aktywiści przywłaszczyli sobie zdrowego psa i zorganizowali zbiórkę na jego leczenie

Codzienne Środowisko Dołącz do dyskusji
Aktywiści przywłaszczyli sobie zdrowego psa i zorganizowali zbiórkę na jego leczenie

Pewien pies uciekł swojej właścicielce, która oczywiście zaczęła go szukać. Z pewnością musiała się zdziwić tym, że aktywiści z Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt ani myślą go jej oddać. Zaczęli nawet organizować zbiórkę pieniędzy na leczenie zupełnie zdrowego zwierzęcia, kłamiąc przy tym w żywe oczy. Żeby odzyskać swojego pupila właścicielka musiała prosić o pomoc policję. Przywłaszczenie psa i w gruncie rzeczy fałszywa zbiórka to chyba krok za daleko.

Jak można zabrać czyjegoś psa, nie chcieć go oddać i jeszcze próbować na nim zarabiać?

Chyba nikogo dzisiaj nie zdziwi informacja, że jakaś organizacja prozwierzęca miała udział w odebraniu właścicielowi krzywdzonego albo skrajnie zaniedbanego zwierzęcia. Takie działania zasługują na uznanie i pochwałę, choć oczywiście odbieraniem własności powinny zajmować się właściwe służby. Dlaczego nie możemy zupełnie zaufać organizacjom pozarządowym? Odpowiedzią na to pytanie tkwi w drugiej stronie medalu. Zdarzają się też przypadki nadużywania swojej szczególnej pozycji dla mocno wątpliwych celów.

Dobrym przykładem jest tutaj niedzielna awantura, która rozeszła się w niedzielę po polskojęzycznych mediach społecznościowych. Pewnej pani uciekł owczarek podhalański. Błąkająca się po ulicach zguba została dostrzeżona przez internautów. Okazało się, że właściciele jak najbardziej poszukują zwierzaka. W międzyczasie psa zabezpieczyli aktywiści organizacji o nazwie „Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt”. Ktoś mógłby sobie pomyśleć, że to historia ze szczęśliwym zakończeniem. Nic bardziej mylnego.

DIOZ ani myślał zwrócić psa prawowitej właścicielce. Zamiast tego błyskawicznie zorganizował zbiórkę na jego leczenie, którą opatrzył mrożącym krew w żyłach opisem.

Miał umrzeć na środku autostrady

Wyziębiony, obolały i pokiereszowany owczarek podhalański czekał na śmierć, leżąc na pasie zieleni pomiędzy ruchliwymi pasami autostrady. Przemoczone i drżące z zimna zwierzę praktycznie pozbawione było szans na ratunek. Każdy jego ruch mógł się zakończyć tragicznie. Wyłącznie dlatego, że nie miał już sił na jakikolwiek ruch i ustanie na swoich, uniknął śmierci. Zanim doczekał się ratunku, obok niego przejechały setki, a może i tysiące aut. Czy ktoś pochylił się nad losem gasnącej istoty? […]

Wątpliwości budzi nagłówek, który jasno sugeruje celowe porzucenie przez właścicieli. Wydaje się także, że opisowi nadano więcej dramatyzmu, niż było to potrzebne. Sam DIOZ przyznał później, że zwierzę nie miało obrażeń wewnętrznych, „jego stan wynikał z wycieńczenia i wyziębienia”, a „po kroplówce i ogrzaniu poczuł się lepiej”. Równocześnie organizacja twierdzi, że „psiak zmaga się z problemami ortopedycznymi i ma podejrzenie dysplazji stawów”.

Przywłaszczenie psa najwyraźniej wcale nie było jednostkowym przypadkiem

Co na to właścicielka? Starała się odzyskać swojego pupila wszelkimi dostępnymi środkami. Jednym z nich był apel do internautów:

DIOZ Wojtyszki nie chce oddać nam psa. Przetrzymują go bezprawnie!!

Proszę pomóż odzyskać mojego psa owczarka podhalańskiego. Proszę o pozytywne komentarze w opiniach na nasz temat.

[…]

Przetrzymują go bezprawnie wiedząc, że ma właścicieli i dobry kochający dom. Kto nas zna wie jak Go traktowaliśmy i ile jesteśmy dać z siebie by był znów z nami. Nie poddamy się.

Ostatecznie owczarka udało się odzyskać dzięki pomocy policji. Interwencja stróżów prawa nie powinna dziwić, bo cała sprawa to po prostu przywłaszczenie psa w rozumieniu art. 284 kodeksu karnego. Mamy do czynienia z przestępstwem, bo pies tej rasy jest wart zauważalnie więcej niż 800 zł. Przy okazji całego zamieszania użytkownicy Facebooka i Wykopu dzielili się podobnymi historiami. Ta sama organizacja miała przewijać się w innych podejrzanych historiach „ratowania” zwierząt, które ratunku nie potrzebowały. Ich ilość jest wręcz zatrważająca.

Po co organizacja prozwierzęca miałaby się bawić w przywłaszczenie psa? Odpowiedź jest bardzo prosta: dla pieniędzy. Wspomniana przeze mnie zbiórka błyskawicznie zebrała przeszło 8 tys. zł. Ciekawe, czy teraz pieniądze zostaną przekazane właścicielce na leczenie problemów ze stawami? Śmiem wątpić.

Każdy taki przypadek to osobna zbiórka, na które zatroskani miłośnicy zwierząt wpłacają niemałe kwoty. Warto w tym momencie przypomnieć, że oszukiwanie na zbiórkach to nie tylko niegodziwość, ale kolejne poważne przestępstwo. W tym wypadku mówimy o art. 286 §1 kodeksu karnego, a więc o oszustwie.

Każda zbiórka „na umierające, cierpiące zwierzę” to spore pieniądze. Nie każda z nich jest prawdziwa

Z pewnością znajdą się teraz rolnicy gotowi powiedzieć: „a nie mówiliśmy?”. Nie sposób w końcu nie zauważyć, że podobne historie mogą dotyczyć także zwierząt hodowlanych. Problemem jest tutaj nie tylko wchodzenie na cudze posesje bez podstawy prawnej, ale także mylące nazwy organizacji pozarządowych sugerujące, że mamy do czynienia z instytucją państwową. W końcu mogą one działać na właścicieli zwierząt w sposób mrożący. Sam DIOZ jest tutaj jednym z wielu przykładów.

Być może państwo powinno przemyśleć formułę współpracy z organizacjami prozwierzęcymi. Brak realnego nadzoru nad ich działalnością sprawia wrażenie bycia ponad prawem. To z kolei zachęca do patologii, która z kolei rzutuje na postrzeganie wszystkich takich grup przez społeczeństwo. Cierpią na tym te, którym rzeczywiście chodzi o dobro zwierząt, a nie o sposób na prowadzenie biznesu.

Szczególnie istotne jest także zagwarantowanie właścicielom zwierząt szybkiej drogi prawnej do odzyskania swoich pupili i swojego inwentarza. Jeżeli rzeczywiście mamy do czynienia jedynie ze zgubą, to nie ma najmniejszego powodu, by jakakolwiek organizacja przetrzymywała zaginione zwierzę dłużej, niż jest to absolutnie konieczne.