Rząd kupuje przez pośrednika 1200 respiratorów od trzech firm. Żadna z nich… nigdy nie słyszała o takiej transakcji

Państwo Zdrowie Dołącz do dyskusji (1486)
Rząd kupuje przez pośrednika 1200 respiratorów od trzech firm. Żadna z nich… nigdy nie słyszała o takiej transakcji

Na jaw wychodzą kolejne kontrowersje związane z zakupami polskiego rządu w związku z pandemią. Tym razem chodzi o respiratory za 200 milionów złotych, które dla resortu zdrowia miał nabyć tajemniczy pośrednik. Jak ujawnił dziś portal tvn24.pl, producenci respiratorów nic o takich transakcjach nie słyszeli. Sprawa ma międzynarodowe tło – od Chin przez USA aż po… Pakistan.

Respiratory za 200 milionów

Ta historia to efekt dziennikarskiego śledztwa dziennikarza tvn24.pl Szymona Jadczaka. Zbadał on transakcję z 14 kwietnia tego roku, kiedy to resort zdrowia zamówił 1200 respiratorów za około 200 milionów złotych. Za ich dostarczenie odpowiada firma E&K. Według dziennikarzy portalu prowadzi ją biznesmen Andrzej Izdebski, który w przeszłości miał między innymi do czynienia z handlem bronią, nie miał za to doświadczenia w pracy ze sprzętem medycznym. 200 respiratorów miało dotrzeć do nas z Chin, prawie 400 z Korei Południowej a 645 od producenta ze Stanów Zjednoczonych.

Jadczak skontaktował się ze wszystkimi trzema firmami. Dwie z nich nigdy nie słyszały o E&K ani o jakimkolwiek zamówieniu respiratorów dla polskiego rządu. Z trzecią firma Izdebskiego co prawda kontaktowała się, ale do transakcji ostatecznie nie doszło. Za to w pewnym momencie polskiego biznesmena zaczęła wyręczać… firma z Pakistanu, twierdząca że reprezentuje polski rząd. Ale i przy jej pomocy transakcji ostatecznie nie dopięto.

Izdebski w rozmowie z tvn24.pl ucina, że „realizacja kontraktu wygląda dobrze”. Faktycznie ma jeszcze trochę czasu, bo zrealizować go musi do końca czerwca. Tymczasem Ministerstwo Zdrowia oświadczyło dziś rano, że „firma E&K dostarczyła pierwszą partię 50 respiratorów, które znajdują się w magazynie Agencji Rezerw Materiałowych”. Szymon Jadczak doprecyzowuje jednak, że jest to sprzęt inny niż figurujący w zamówieniu.

Narastające niejasności

Mamy więc kolejną, bardzo śliską sprawę związaną z rządowymi zakupami wyposażenia niezbędnego do walki z pandemią. Do teraz przecież niewyjaśniona jest afera maseczkowa, w której zakolegowany z Łukaszem Szumowskim instruktor narciarstwa nagle staje się handlarzem maseczek, w dodatku felernych. Mamy też ciąg dalszy czarnych chmur nad ministrem związany z dużymi dotacjami, jakie od państwa przez ostatnie lata dostawały firmy jego brata. Pamiętamy też o bezużytecznych maseczkach, które przyleciały do nas największym samolotem świata. A teraz to – handlarz bronią kupujący nie wiadomo skąd respiratory.

A wszystko to w reżimie prawnym, pospiesznie uchwalonym przez rządzących, dającym urzędnikom bezkarność w czasie epidemii. Wojna z wirusem wymaga szybkich decyzji zakupowych, dlatego kupujący nie mogą bać się odpowiedzialności karnej. I z tego prawa, jak widać, bardzo swobodnie korzystają. Również dlatego, że żyjemy w kraju, w którym zarzuty i mandaty dla polityków są w czasie pandemii tematem tabu.