Agora jest wszystkim tym, co krytykuje „Gazeta Wyborcza”. Pracownicy wydawcy zaczynają się buntować

Biznes Praca Dołącz do dyskusji (56)
Agora jest wszystkim tym, co krytykuje „Gazeta Wyborcza”. Pracownicy wydawcy zaczynają się buntować

Często można spotkać się z tezą, że prawa część polskiej sceny polityczno-medialnej aż kipi od hipokryzji. Fakt, coś w tym jest. Ale lewa strona wcale nie jest lepsza. Nie wierzycie? Spójrzcie na ostatni konflikt o wynagrodzenia w Agorze. Wygląda na to, że jej władze zupełnie nie zgadzają się z linią… „Gazety Wyborczej”.

Młode pokolenie zasuwa na śmieciówkach, podczas gdy „tłuste koty” zagarniają gigantyczne, milionowe wynagrodzenia. Czasem nawet te miliony są premiami za… przeprowadzenie redukcji załogi.

Powyższa historia nie jest obca ludziom, którzy znają polski kapitalizm. Z pierwszej ręki – ale nie tylko. Przecież „Gazeta Wyborcza” nieraz opisywała, jak to wielki kapitał bogaci się kosztem „prekariatu”.

Czy „Wyborcza” ma rację opisując w ten sposób nadwiślański kapitalizm? Chyba trochę tak. Ewidentnym przykładem firmy, która żeruje na swoich pracownikach jest na przykład… „Gazeta Wyborcza”. A ściślej mówiąc – jej wydawca, Agora.

Wynagrodzenia w Agorze. Związki się wściekły

W zasadzie to nie jest żadna nowość. Proces zwolnień grupowych czy innych redukcji trwa na ul. Czerskiej już jakieś kilkanaście lat. Jak Agora zatrudnia nowych ludzi, to mogą oni liczyć na znacznie gorsze warunki od tych, na jakich pracowali ci zwalniani. Ale w tym samym czasie pensje w zarządzie stale rosną.

Okazuje się jednak, że członkowie rady nadzorczej spółki już takiego szczęścia nie mają. Tam od 14 lat wynagrodzenie jest na tym samym poziomie. Ale zarząd wreszcie postanowił coś z tym zrobić.

– Z projektu uchwały na walne zgromadzenie wynika, że od 1 lipca miesięczne wynagrodzenie przewodniczącego rady nadzorczej miałoby wzrosnąć z 9 tys. zł do 12 tys. zł, a członka rady nadzorczej – z 6 tys. do 8 tys. zł. Wniosek o podniesienie wynagrodzenia złożył zarząd Agory – czytamy w serwisie „Press”.

To spotkało się z reakcją związku zawodowego – który cudem powstał kilka lat temu na Czerskiej (ponoć zarząd się wściekł, jak o tym usłyszał).

– W spółce trwa jeszcze zwolnienie zbiorowe, w wyniku którego pracę straci przeszło 150 osób[..] . Nasza komisja działa niespełna 8 lat, negocjowaliśmy warunki 5 zwolnień zbiorowych, co daje średnią na półtora roku. Ci, którzy zachowali pracę, musieli się godzić na cięcia wynagrodzeń i honorariów, nieodpłatne przejmowanie dodatkowych obowiązków po zwolnionych, ogólne pogarszanie warunków pracy, na każdym kroku słysząc, że spółka nie ma pieniędzy – brzmi oświadczenie agorowej „Solidarności”.

Dalej też jest ciekawie.

– W uzasadnieniu uchwały czytamy, że wynagrodzenie członków rady nadzorczej „pozostaje na niezmienionym poziomie od 14 lat”. Większość pracowników Agory bardzo by chciała powiedzieć to samo o sobie – chcielibyśmy nie doświadczyć żadnej obniżki od 2005 – czytamy.

Wynagrodzenia w Agorze. „GW” już nawet nie ma wpływu na… własny zarząd

Dziś „GW” jest po prostu gazetą. Dla niektórych najlepszą w kraju, dla innych – najbardziej irytującą. Na pewno wywołuje emocje – i to jak mało kto. Jednak kto pamięta lata 90. lub początek XXI wieku ten wie, że kiedyś było zupełnie inaczej. Nie będzie żadną przesadą stwierdzenie, że „GW” współrządziła krajem.

Kiedyś sam Leszek Miller wspominał, że jak był premierem, to w kluczowych sprawach decydowały trzy osoby – on, prezydent Kwaśniewski i naczelny „GW”, czyli Adam Michnik.

Tak, tak – „Wyborcza” była kiedyś naprawdę wpływowa. Dziś natomiast nie może wpłynąć nawet na… działalność swojej spółki. Tymczasem zarząd uprawia w firmie ten rodzaj turbokapitalizmu, który jest krytykowany chyba w każdym wydaniu gazety z Czeskiej.