Przyjeżdżają dwie kobiety pod zakład mechanika i błagają o pomoc. Spaliły im się żarówki, a muszą jechać w trasę! Mechanik szybko pomaga i bierze od kobiet 10 zł. I dziś biega po sądach. Bo to była taka… akcja skarbówki. Nawet agent Tomek by czegoś takiego nie wymyślił.
Czy tak właśnie wyglądała najbardziej kuriozalna akcja skarbówki w historii? Tak przynajmniej uważa sam mechanik z Bartoszyc, który udzielił wywiadu „Gońcowi Bartoszyckiemu”.
W jego wersji wygląda to tak, że pod zakład podjechały dwie przerażone kobiety. Miały jechać w trasę, ale przepaliła im się żarówka. Mechanik ponoć zamknął już zakład i wykonał dzienny raport kasowy. Teoretycznie więc nie mógł już kobietom pomóc. Ale przecież nie zostawia się biednych ludzi w potrzebie. Więc mechanik po prostu dał zapasową żarówkę – i na dodatek ją zamontował. Cena? – Dadzą panie 10 zł – rzucił mechanik, pewnie z odruchu serca.
A to wszystko była… akcja skarbówki
Potem się jednak okazało, że to wszystko było… prowokacją. I mężczyzna, który wymienił żarówkę, musiał zapłacić spory mandat w wysokości 500 zł. To jednak wcale nie koniec tej historii, bo pracownik, za radą właściciela warsztatu, postanowił mandatu nie przyjąć. Sprawa trafiła więc do sądu – ten całkiem słusznie postanowił, że rozprawa nie będzie potrzebna. Uznał co prawda winę mechanika, lecz odstąpił od wymierzenia kary. Koniec? Nic podobnego.
Naczelniczka miejscowego Urzędu Skarbowego, pani Małgorzata Sipko, miała się odwołać. Sprawa żarówki więc znów trafiła do sądu, ale wyrok był identyczny jak za pierwszym razem. Jednak pani naczelnik okazała się nieprzejednana. Skierowała apelację, ale tym razem żąda już od mechanika mandatu na 600 zł. Argumentuje, że czyn mechanika bynajmniej nie był pomocą – sama żarówka kosztowała jakieś 5-6 zł, a mechanik wziął przecież 10. A więc zarobił na tym interesie.
Najbardziej trzeźwy w tej całej sytuacji jest chyba właściciel warsztatu;
Śmieszy mnie wydawanie publicznych pieniędzy na wszystkie te rozprawy i apelacje – mówił w rozmowie z „Gońcem”.
Ludowa polska mądrość mówi, że nad Wisłą można robić przekręty, ale tylko na duże pieniądze, bo wtedy można się podzielić z kimś wpływowym. Natomiast jak ktoś maluczki nie dopilnuje drobnostki lub się po prostu pomyli – to problemy gotowe. Obserwując aferę KNF i historię mechanika z Bartoszyc trudno nie docenić tej ludowej mądrości.