Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że oglądanie ofert sprzedaży mieszkań z rynku wtórnego to taka rozrywka. Tylko tu można trafić na łazienkę o powierzchni 4m2, w której mieści się wanna, prysznic, sedes, umywalka, bidet i pralka. Mieszkania z rynku wtórnego.
Zanim nie przyszedł mi do głowy pomysł na kupno własnego mieszkania, nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak fascynującym zjawiskiem jest wtórny rynek nieruchomości. Do tej pory miałem styczność wyłącznie z ogłoszeniami dotyczącymi wynajmu. To jednak dość odmienny rynek, który rządzi się swoimi, zupełnie odmiennymi zasadami. Z tego powodu dość dobrze byłem zaznajomiony ze sztuczkami wynajmujących. W swojej naiwności sądziłem, że oferty sprzedaży mieszkań są jednak bardziej poważne. Okazuje się, że byłem w ogromnym błędzie. Nie chodzi jednak o sam rynek, a jedynie o to, że ze świecą w ręku szukać porządnego ogłoszenia.
Cieszę się, że nie mam noża na gardle i ogłoszenia przeglądam w celu rozeznania na rynku. Gdybym w tej chwili musiał kupić mieszkanie, to pewnie gorzko bym zapłakał i to nie w chwili podpisywania umowy kredytowej. Moje dotychczasowe doświadczenia prowadzą do prostego wniosku – sprzedający nie potrafią stworzyć ogłoszenia, które zachęciłoby kogokolwiek do kupna mieszkania. Mieszkania z rynku wtórnego dzielą się zasadniczo na dwie grupy. Pierwsze to mieszkania w zasadzie w stanie deweloperskim, sprzedawane chwilę po jego odbiorze (ale z odpowiednią przebitką cenową). Ich cena jest zazwyczaj tak absurdalnie wygórowana, że je po prostu omijam. Druga grupa to mieszkania z rynku wtórnego w prawdziwym tego słowa znaczeniu, czyli sprzedawane przez ich dotychczasowych właścicieli. Wtedy uwidaczniają się nieudolne, chociaż zabawne próby zniekształcania rzeczywistości.
Mieszkania z rynku wtórnego
Zdjęcia mieszkania z pewnością są pierwszą rzeczą, na którą każdy zwraca uwagę, jeszcze zanim przeczyta się opis oferty. Dziwne ujęcia nie robią na nikim wrażenia. Najczęściej robione są tak, żeby pomieszczenie optycznie wydawało się większe. To oczywiście nic dziwnego, dopóki nie natrafi się na zdjęcie zrobione z efektem rybiego oka, które próbuje mnie przekonać, że kuchnia o powierzchni 2m2 jest kuchnią, w którą TVN mógłby kręcić kolejny sezon zmagań kucharzy amatorów. Niemniej jednak nawet zatrudnienie profesjonalnego fotografa zda się na nic, jeżeli przed zrobieniem zdjęć mieszkania zapomnimy w nim posprzątać. Nic tak nie pomniejsza optycznie pomieszczenia, jak bałagan niczym po zakończeniu urodzinowej imprezy kilkuletniego dziecka.
I tak właśnie te mieszkania wyglądają na zdjęciach. Niewyobrażalny bałagan tak jakby zgarnięcie wszystkich rupieci na chwilę robienia zdjęcia to za dużo zachodu. Do tego dziwne przekonanie, że skoro mieszkanie się sprzedaje, to chociażby pomalowanie ścian przed transakcją jest wyrzucaniem pieniędzy w błoto. Dlatego zadziwiająca większość zdjęć pokazuje stare, brudne i odrapane ściany. Moim niekwestionowanym ulubieńcem było mieszkanie, które na ścianach miało ślady od… ognia. Wyglądało to, jakby w pokoju odbył się pojedynek starożytnych magów. Sprawę pogarsza dziwne przekonanie, że w mieszkaniu powinno znaleźć się absolutnie każde możliwe rozwiązanie. Zupełnie przestały mnie dziwić łazienki o powierzchni 4m2, w których znajdziemy wannę, prysznic, sedes, umywalkę, pralkę oraz bidet. Tak samo, jak balkony, które pełnią rolę drugiego salonu lub kuchni polowej.
Mieszkania z rynku wtórnego – po co sprzątać przed zrobieniem zdjęcia
To oczywiście nie przeszkadza w tworzeniu kwiecistych opisów, które zupełnie nie korespondują z mieszkaniem przedstawionym na zdjęciach. Prestiżowe, z potencjałem, w świetnej lokalizacji (tylko godzina w korkach pod miastem) czy przytulne (to oznacza mniej więcej tyle, że nikomu nie chciało się sprzątać). To tylko niektóre z przymiotników, które mają przypudrować rzeczywistość. Do tego dziwna przypadłość polegająca na wymienieniu absolutnie wszystkich urzędów czy miejsc publicznych jako odległych dosłownie o rzut beretem. Tak jakby ktoś kupując mieszkanie, miał się kierować bliskością urzędu skarbowego. Nie inaczej jest w ofertach pośredników. Chociaż tu ciężko o zdjęcia codziennego bałaganu, to ciężko cokolwiek dostrzec przez gigantyczne znaki wodne, które wszystko zasłaniają. No i ten wszechobecny podkręcony kontrast, zupełnie jakby mieszkanie należało do bajkowych wróżek.
To o tyle dziwne, że przygotowując się do sprzedaży, chociażby samochodu, oczywistością jest wcześniejsza wizyta w myjni czy kosmetyczne naprawy, które zwiększają wizualną wartość samochodu. Tymczasem w przypadku nieruchomości wydaje się, że sprzedający uważają, że rynek jest na tyle chłonny, że nikt nie przywiązuje uwago do takich detali.