Wielkie amerykańskie korporacje IT dostawały już nieraz baty od europejskich polityków. Ale teraz go gry wkraczają… Amerykanie. – Podział Apple jest niezbędny – mówi wpływowa kandydatka na prezydenta USA. – To samo powinno spotkać Google’a, Amazona oraz Facebooka – dodaje.
Europejscy politycy, co tu dużo mówić, nie kochają amerykańskich firm z sektora tech. Zresztą nie tylko politycy – europejskie koncerny medialne też uważają Google czy Facebooka za przyczynę całego zła na świecie. Przyzwyczailiśmy się jednak do tego, że amerykańskich koncernów bronią amerykańscy politycy. W sumie byłoby to całkiem logiczne – i tak zwykle było.
Ale chyba coś się zmienia.
Podział Apple jest niezbędny. Nie może być tak, że korporacja z jednej strony ma swoją platformę (czyli App Store), a z drugiej – sprzedaje tam swoje aplikacje. To niszczy konkurencję i rynek.
Kto to powiedział? Jakiś urzędnik z Brukseli? Nie, nic z tych rzeczy. To cytat z Elizabeth Warren, potencjalnej kandydatki Demokratów na stanowisko prezydenta USA.
Podział Apple. I Facebooka, i Google’a…
Warren jednak zaznacza, że podział Apple to część większego planu. Kandydatka na głowę państwa chce „uregulować” rynek IT. Według jej planu, korporacje nie powinny być takimi gigantami, jakimi są dzisiaj. I chce na przykład anulować gigantyczne transakcje ostatnich lat. To oznacza na przykład, że jeśli Warren dojdzie do władzy, to Google będzie musiał się pozbyć DoubleClick, a Facebook Instagrama.
– Dzisiejsze korporacje mają zdecydowanie zbyt dużo władzy. Niszczą konkurencję, używają prywatnych danych do potęgowania swoich zysków i „przechylają” boisko przeciw wszystkim innym – napisała Warren w serwisie Medium.
Czy zatem podział Apple i innych gigantów jest możliwy? Ciężko jeszcze oceniać, jakie szansę Warren będzie miała w wyborczym starciu w 2020 r. Można jednak założyć, że w jednym Demokratka ma rację. Koncerny jak Apple są faktycznie potężne. I pewnie łatwo podzielić się nie dadzą. Taki Apple ma niemal 300 mld gotówki na kontach, więc ma naprawdę wiele możliwości, by uniknąć niechcianej legislacji. Nawet więc gdyby Warren wygrała, pewnie skończy się jak z murem Trumpa. A przypomnijmy – czołowa obietnica prezydenta USA pozostaje niespełniona i to się raczej nie zmieni. Bo łatwiej coś obiecać, a trudniej przekonać do tego Waszyngton. A prezydent w amerykańskim systemie, wbrew pozorom, wcale tak dużo władzy nie ma.
Jednak koncerny tech nie powinny takich sygnałów ignorować. Bo przecież politycy są zwykle wyrazicielami jakieś społecznej emocji. A ta coraz bardziej odwraca się przeciw firmom technologicznym. Już nie są one uznawane za cudowne przedsiębiorstwa. A ludzie jak Tim Cook czy Mark Zuckerberg coraz częściej są uznawani za „tych złych” – niczym kiedyś prezesi koncernów tytoniowych.
Ale branża tech wcale nie musi sięgać po przykłady firm papierosowych. Może zapytać o poradę swojego kolegę po fachu, Billa Gatesa. Ten był synonimem wszelkiego korporacyjnego zła w latach 90. i na początku XXI wieku. Musiał dopiero wydać grube miliardy na działalność charytatywną, usunąć się w cień i zmienić profil Microsoftu, by odzyskać sympatię opinii publicznej. Jeśli więc Apple czy Google nie chce przechodzić tego, co przeszedł Microsoft, to pewne zmiany w ich biznesie są pewnie niezbędne. Może tak by na początek na przykład wrócić do starego motta z Google „Don’t be evil”?